Sztuka, nie nauka

Podobnie jak stwarzający wszystko Logos, także słowo czytane z pulpitu ma moc kreowania naszej wyobraźni. A od wyobraźni właśnie zaczyna się wiara.

28.06.2011

Czyta się kilka minut

Czy słuchając w kościele niedzielnego czytania, poczuliście choć raz, że jest ono przeznaczone tylko dla was? I usłyszeliście je dokładnie w momencie, gdy tego najbardziej potrzebowaliście? Chyba każdy z nas, chodzących na Mszę i przynajmniej starających się słuchać tego, co czyta lektor, przynajmniej raz w życiu miał taką chwilę olśnienia.

Tak właśnie działa słowo Boże. Zaskakuje, gdy się nań otwieramy, i nigdy nie zawodzi, jeśli tylko umiemy je przyjąć.

Zwyczaj czytania w kościele jest bardzo stary, a jego geneza jeszcze starsza, pochodząca z czasów Starego Testamentu. To część naszego wspólnego z Żydami dziedzictwa kultu, którego nierozdzielnym elementem jest pochylenie się nad słowem Bożym. Tradycja ta zobowiązuje nas do nieustannego intelektualnego pogłębiania swojej wiary, zarówno wtedy, gdy w samotności rozważamy treść czytanych słów, jak i wtedy, gdy czcimy Boga we wspólnym zgromadzeniu.

Zazwyczaj nie zdajemy sobie sprawy, że liturgiczne czytanie nie jest przekazem wiedzy ani też moralnym pouczeniem, skierowanym do zgromadzonych. Nauczanie (w intelektualnym sensie tego słowa) Kościół zasadniczo rezerwuje dla innych niż świątynia miejsc i innego czasu niż Eucharystia. Dom Lambert Beauduin, belgijski benedyktyn, założyciel słynnego opactwa Chevetogne, powiedział kiedyś, że traktaty teologiczne zajmujące się dogmatami i moralnością nie istnieją po to, by praktycznie organizować ludzkie działanie (scientia, non ars), natomiast księgi liturgiczne, niebędące naukowymi dysertacjami, "dzielą los świętych Ewangelii", to znaczy celem ich istnienia jest praktyczna realizacja w codziennym życiu zasad zawartych w Piśmie (ars, non scientia).

Liturgiczne czytanie jest zatem sztuką, nie nauką. To ważne rozróżnienie. Uczoność można udawać, prawdziwej sztuki podrobić się nie da. To wszystko mało ma wspólnego (a przynajmniej powinno) z obrazem auli wypełnionej znudzonymi studentami, niedbale robiącymi notatki z wykładu zblazowanego profesora. Gdyby sens liturgii słowa ograniczyć do tego obrazka, czytania we Mszy byłyby tylko stratą czasu. Ars wymaga bowiem aktywnego przekazu i aktywnego odbioru - inaczej sztuką być przestaje.

"Na początku było Słowo" - brzmi prolog Ewangelii świętego Jana. Otóż słowo, którego słuchamy podczas liturgii, jest jakby echem z prapoczątku idącego Słowa-Logosu, przez które "wszystko się stało". Podobnie jak stwarzający wszystko Logos, także słowo czytane z pulpitu i słuchane w nawie oraz w prezbiterium, ma moc kreowania naszej wyobraźni. A od wyobraźni właśnie zaczyna się wiara. Tutaj chodzi nie o to, byśmy stali się mądrzejsi suchą mądrością wiedzy, tu stawką jest nasza przemiana. I gotowość do posługi obecności wcielonego Słowa w naszym życiu.

"Światło na oświecenie pogan", którego chwałę wyśpiewał stary Symeon (Łk 2, 32), działa bardziej jak błyskawica niż słabo pełgający kaganek. "Wszechmocne Twe Słowo z nieba, z królewskiej stolicy, jak miecz ostry niosąc Twój nieodwołalny rozkaz, jak srogi wojownik runęło pośrodku zatraconej ziemi" - mówi Księga Mądrości (18, 15), a Księga Apokalipsy (19, 11-13) uzupełnia tę wizję: "Oto - biały koń, a Ten, co na nim siedzi, zwany Wiernym i Prawdziwym, (...) a imię Jego nazwano: Słowo Boga". Chrystus porównywany jest tutaj do wojownika walczącego w pierwszym szeregu kosmicznej bitwy o sprawiedliwość i prawdę. Tej samej figury używa święty Paweł, piszący w Liście do Hebrajczyków (4, 12): "Żywe bowiem jest słowo Boże, skuteczne i ostrzejsze niż wszelki miecz obosieczny, przenikające aż do rozdzielenia duszy i ducha, stawów i szpiku, zdolne osądzić pragnienia i myśli serca".

Wizja ostrego narzędzia rozcinającego na pół naszą psychosomatyczną istotę, może przywodzić na myśl salę operacyjną. Tu mamy jednak zasadniczą różnicę. Gdy operacja się nie uda, do czekających w korytarzu bliskich wychodzi lekarz, który nim przekaże szokującą wiadomość, prosi obecnych, by usiedli. Tymczasem dobra nowina, nawet przekazana z ostrością skalpela, nie powala na ziemię, lecz podnosi. W liturgii słowa jest na to odpowiedni moment - gdy wierni, śpiewając "Alleluja", wstają z ławek, by wysłuchać Ewangelii.

No tak, ale jeśli ktoś w to wszystko nie wierzy, nie będzie się starał ani słuchać, ani być słuchanym. Dlatego mamy to, co mamy. Owszem, wstajemy, słysząc śpiew "Alleluja", ale ciężko nam to idzie, jak jeszcze jeden obowiązek.  A szkoda. Spiritus flat ubi vult, ale Duch Święty na pewno nie zechce działać tam, gdzie tylko udajemy gorliwość.

Od 1972 r. lektorem w Kościele może być osoba świecka. W praktyce jednak lektorów w pełnym znaczeniu tego słowa, czyli pobłogosławionych przez biskupów, jest mało. Olbrzymią większość świeckich czytających podczas Mszy stanowią osoby bez formalnego przygotowania, na ogół poproszone o to przez swoich proboszczów. I robią to różnie - jedni lepiej, inni gorzej. Zasadniczy problem pojawia się, gdy księża, wiedzeni najlepszymi intencjami, zapraszają do pulpitu dzieci. Nie jestem przeciwnikiem dopuszczania ich do czytań, jednak w tym przypadku należy zachować daleko idącą powściągliwość. Lektor, formalny czy nie, nie odczytuje komunikatu - on daje świadectwo. A jakie świadectwo daje wiernym trzynastolatek dukający "Marność nad marnościami" z Księgi Koheleta? Albo Księgę Hioba? Albo Jeremiasza? Takie teksty przeznaczone są do odczytywania przez ludzi dojrzałych, mężczyzn i kobiety.

Na koniec zwracam uwagę na ważny szczegół. Czytanie jest jedynym momentem liturgii, w którym słuchającym jest także celebrujący ksiądz. A gdy czytającym jest osoba świecka, stanowi to tym mocniejszy znak wspólnoty, w której wszyscy jesteśmy odpowiedzialni za kształt naszej wiary.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 27/2011