Świetlista droga donikąd

Sześć lat po zakończeniu krwawej wojny domowej, która pochłonęła blisko 70 tys. ofiar, kraj nadal zmaga się z przeszłością: winni nie proszą o przebaczenie, ofiary nie wybaczają.

21.08.2006

Czyta się kilka minut

W sobotni ranek na głównym placu sennej wioski Yabachea, położonej w trudno dostępnym i pokrytym dżunglą regionie Satipo, pojawia się niewielki, dobrze uzbrojony oddział. Partyzanci potrzebują lekarstw i jedzenia. Nie rabują, jak niegdyś, lecz płacą dolarami i nie chcą reszty. Świetlisty Szlak (Sendero Luminoso), lewacka guerrilla odpowiedzialna za 20-letnią krwawą wojnę domową, ostatnio zmieniła taktykę i chce pozyskać zaufanie wieśniaków. Już nie porywa chłopów, by siłą wcielać ich w szeregi, tylko rekrutuje, oferując comiesięczny żołd. - Przychodzą i obiecują bronić upraw koki, gdyby władze chciały nas zmusić do zlikwidowania plantacji - opowiada Filisteo Huaracca Quinua, mieszkaniec Vizcatán.

- Wiedzą, że bez nich większość tutejszych rodzin nie ma za co żyć.

Wśród ludności departamentów Ayacucho, Apurímac i Junín w centralnym Peru znów panuje strach. Senderyści stosowali bowiem przemoc programowo, twierdząc, że "należy wbijać idee do głów przez drastyczne czyny". Przywódca guerrilli Abimael Guzmán, zwany "Pol Potem Andów", mówił, że droga do komunistycznego raju prowadzi przez rzekę krwi. Dlatego miejscowi reaktywują komitety samoobrony (rondas campesinas), by zbrojnie stawić opór powracającym z nowym dyskursem senderystom. - Nie ma tu ani wojska, ani policji. Znów jesteśmy zdani sami na siebie - ze smutkiem stwierdza Ildefonso Campos Mu?oz, jeden z liderów plemienia Asháninkas. Indianie byli głównymi ofiarami konfliktu - z liczącej 55 tys. osób społeczności w okresie wojny zginęło 6 tys., 5 tys. dostało się do niewoli, a 10 tys. musiało uciekać z domów.

Senderyści znów aktywni

Oficjalnie przyjmuje się, że wojna domowa skończyła się w 2000 r., kiedy po dziesięciu latach dyktatorskich rządów Alberta Fujimoriego przywrócono w Peru demokrację. Guerrilla została jednak osłabiona już w 1992 r. - pojmano wtedy większość przywódców Świetlistego Szlaku, w tym samego Guzmána, a w ich szeregach nastąpił rozłam. Część senderystów, zwana acuerdistas, pozostaje wierna swojemu wodzowi "Towarzyszowi Gonzalo", który już z więzienia opowiedział się za złożeniem broni i zaprzestaniem terroru. Natomiast frakcja proseguir odrzuca jakiekolwiek rozwiązania pokojowe i ukrywa się w lasach w dolinie Huallaga na północnym zachodzie kraju oraz w dolinach rzek Ene i Apurímac w centralnej części Peru. Jej dwaj dowódcy, "Towarzysz Artemio" (Alberto Cerrón Palomino) oraz "Towarzysz Alipio" (Ronaldo Huamán Zú?iga), wierzą, że warunki gospodarcze, polityczne i społeczne nadal sprzyjają przeprowadzeniu siłą maoistowskiego projektu rewolucyjnego. Sojusz z baronami narkotykowymi - senderyści zapewniają bezpieczny transport liści koki od producenta do przemytniczych centrów skupu - gwarantuje im niezbędne fundusze. Czasem zbrojne bandy napadają na posterunki policji bądź ostrzeliwują wojskowe helikoptery. W 2005 r. w zasadzkach Świetlistego Szlaku zginęło w sumie ponad 20 stróżów prawa. Jednak osłabiona guerrilla nie jest w stanie podejmować akcji na większą skalę. Jej siły szacuje się na niecałe 500 bojowników, podczas gdy u szczytu potęgi było ich ok. 5 tys.

Świetlisty Szlak skupia się więc na indoktrynacji i propagandzie. Co jakiś czas w Cusco, Chincheros czy Tayabamba pojawiają się czerwone flagi z sierpem i młotem lub malowidła ścienne: "Sendero zwycięży!". Ugrupowanie obecne jest również w Limie, głównie w otaczających stolicę pueblos jovenes. - Jego członkowie infiltrują państwowe uniwersytety, przenikają do związków zawodowych - opowiada Shakira Bedoya z organizacji pozarządowej CEDAL (Centro de Asesoria Laboral del Peru), który nie ma wątpliwości, że chodzi o wcielenie w życie strategii Guzmána, postulującego "uduszenie Limy otaczającymi ją pasami nędzy".

Wszystko wskazuje na to, że Szlak działa w dziesięciu z 1800 dystryktów kraju. W 1989 r. ugrupowanie, obecne aż w 600 z nich, było w stanie prowadzić wojnę z państwem na jednej trzeciej jego terytorium, w tym także w stolicy. Teraz nie zagraża już bezpieczeństwu narodowemu, jednak nadal wpływa na stabilność polityczną kraju. - Istnieją strefy, do których państwo nie dociera. Senderyści działają tam z całkowitą swobodą - przyznał w jednym z wywiadów premier Peru, Pedro Pablo Kuczynski. - To większy problem niż cztery lata temu.

- W 800 dystryktach brakuje posterunków policji - wylicza emerytowany generał Daniel Mora Cevallos. - Oddanie tych przestrzeni terrorystom może być na dłuższą metę śmiertelne dla państwa.

Prawda, która nie wyzwala

Wzmocnienie obecności instytucji państwowych na całym obszarze Peru postulowała powołana w 2001 r. Komisja Prawdy i Pojednania (Comisión de la Verdad y Reconciliación - CVR). Trzy lata po uroczystym oddaniu w sierpniu 2003 r. dziewięciotomowego raportu, będącego syntezą 24 miesięcy benedyktyńskiej pracy, proponowane reformy nadal nie zostały wprowadzone. Co więcej: wnioski, do jakich doszło 12 członków komisji badających genezę, przebieg i skutki wojny domowej, dla wielu są trudne do zaakceptowania. Oparty bowiem na 17 tys. zeznań i dokumentów raport przedstawia wyjątkowo surowy osąd peruwiańskiej sytuacji społecznej. Jego autorzy uważają Peru za państwo bez obywateli. Dowodzą, że to dyskryminacja kulturalna, społeczna i ekonomiczna rzesz społeczeństwa ułatwiła dokonywanie bestialskich zbrodni. Znaczący jest fakt, że to biedni, niewykształceni indiańscy wieśniacy są główną ofiarą tej brudnej wojny (85 proc.).

Elity nie chcą zaakceptować twierdzenia Komisji, że głównym problemem Peru jest obojętność. Niemniej dane mówią same za siebie: ustalona przez CVR na 69 tys. liczba ofiar konfliktu dwukrotnie przewyższyła wcześniejsze szacunki. Oznacza to, iż dziesiątki tysięcy osób zostało wymordowanych w Andach i nad Amazonką, a mieszkańcy Limy, którzy stanowią jedną trzecią społeczeństwa, nie zdawali sobie z tego sprawy. - Historia opowiedziana w raporcie mówi o nas samych; o tym, kim byliśmy i kim musimy przestać być - stwierdził przy prezentacji dokumentu przewodniczący CVR Salomón Lerner.

Zdaniem Lernera, jedynie zastosowanie niemalże chronologicznej sekwencji "prawda - sprawiedliwość - zadośćuczynienie krzywdom - dogłębne reformy" może sprawić, że historia się nie powtórzy i że z czasem dojdzie do pojednania narodowego. - Przemoc okresu wojny dotyczy nas wszystkich. Musimy to zaakceptować. Prawda jest naszym punktem wyjścia. Ma wartości uzdrawiające i zbawcze - powtarza od trzech lat przewodniczący CVR. Tymczasem brakuje woli politycznej, by te elementy wcielić w życie. Nic dziwnego, jeśli wziąć pod uwagę, że powstanie Komisji było raczej wynikiem współpracy organizacji broniących praw człowieka, radykalnych demokratów oraz postępowych przedstawicieli rządu okresu przejściowego prezydenta Paniaguy aniżeli wyrazem woli większości społeczeństwa. Przeciętny Peruwiańczyk ani nie widział potrzeby jej powstania, ani nie interesował się jej pracami. Liczącego 4 tys. stron raportu tak naprawdę nikt nie czytał, a informacja o masakrach i torturach niewielu dogłębnie poruszyła. Charakterystyka pokrzywdzonych sprawia, że wywołują one raczej pogardę niż empatię. - Kiedy ofiarami są ubodzy Indianie, zbrodnia nie jest tak oburzająca - z goryczą stwierdza Julie Guillerot, szefowa działu dochodzeniowego czołowej peruwiańskiej organizacji praw człowieka APRODEH (Asociación Pro Derechos Humanos).

Już pierwszy element proponowanej przez Lernera formuły - prawda - jest kością niezgody. Liczba ofiar konfliktu jest systematycznie podawana w wątpliwość. 20 lipca 2006 r. Augustín Haya de la Torre, rzecznik prasowy lewicowej APRA (Alianza del Pueblo Revolucionario Americano), ogłosił, że według najnowszych danych konflikt pochłonął życie "jedynie" 13 tys. Peruwiańczyków. Równocześnie w społeczeństwie utrzymuje się przekonanie, że w walce z terroryzmem nieograniczone użycie przemocy ze strony ówczesnych rządów było złem koniecznym.

Wojskowi kontratakują

Komisja dowodzi, że łamanie praw człowieka przez wojsko miało charakter systematyczny i planowany. Prezydent Alejandro Toledo kwestionował to stanowisko. W jednym z wystąpień przyznał jedynie: "Niektórzy członkowie sił zbrojnych dopuścili się bolesnych nadużyć". Takie ostrożne sformułowanie było łatwiejsze do przyjęcia dla armii (wielu oskarżonych w raporcie wojskowych nadal zajmuje wysokie stanowiska).

Wkrótce po ogłoszeniu dokumentu, w grudniu 2003 r., wpływowi generałowie założyli Stowarzyszenie Obrońców Demokracji przed Terroryzmem (Asociación Defensores de la Democracia contra el Terrorismo - Addcot), by - jak deklarują - "głosić swoją prawdę". Uważają się za zbawców ojczyzny, którzy uchronili ją od widma komunizmu, i nie poczuwają się do winy. Pierwszy prezes stowarzyszenia, gen. Clemente Noel Moral, był dowódcą w regionie Ayacucho w latach 1983-1984. Odpowiedzialny za torturowanie i zniknięcie w tych latach 55 osób w koszarach "Los Cabitos", został oskarżony o zbrodnie przeciwko ludzkości, ale zmarł, zanim stanął przed sądem. Z kolei wiceprezesowi, gen. Wilfredo Mori, postawiono zarzut dokonania mordu w Accomarca (w sierpniu 1985 r. oddział wojska bestialsko zamordował tam 62 niewinnych wieśniaków w ramach planu niszczenia "elementów terrorystycznych" w dolinie Huancayo w południowych Andach).

Kiedy korzystając z materiału dowodowego przedstawionego przez CVR, prokuratura postawiła ich w stan oskarżenia, generałowie Mori i José Valdivia Due?as oraz sześciu pułkowników wytoczyło wszystkim członkom komisji proces o pomówienie. Salomón Lerner ma obecnie osiem podobnych procesów. Przewodniczącemu CVR wielokrotnie grożono śmiercią. W 2005 r. zgłoszono do prokuratury 40 przypadków ataków na świadków, ofiary i ich rodziny, obrońców praw człowieka, adwokatów i prokuratorów. W styczniu 2006 r. grożono śmiercią Iscra Chávez Loaizie, szefowej stowarzyszenia APROVIDHA (Asociación por la Vida y la Dignidad Humana) w Cusco, które zajmuje się sprawą zamordowania przez wojsko 34 wieśniaków w Lucmahuayco w 1984 r.

Wprowadzenie w życie drugiego elementu magicznej formuły Lernera - sprawiedliwości - także pozostawia wiele do życzenia. Z 47 należycie udokumentowanych spraw przekazanych przez CVR do prokuratury, tylko 22 są w toku. Zaledwie jeden proces zakończył się wyrokiem skazującym. Przed sądem stanęło w sumie 348 wojskowych, jednak ich procesy ślimaczą się. Równocześnie propozycja amnestii dla wojskowych oskarżonych o łamanie praw człowieka, przedstawiona w grudniu 2005 r. przez parlamentarzystę Luisa Ibérico, została dobrze przyjęta przez część klasy rządzącej.

Nierówność ofiar

Raport Komisji kładzie nacisk na kwestię zadośćuczynienia pokrzywdzonym. Opracowany przez CVR Integralny Plan Odszkodowań to prawdziwy projekt społeczny, proponujący zarówno symboliczne, jak materialne rekompensaty dla ofiar; zaoferowanie im opieki zdrowotnej, stypendiów, ofert pracy. Przede wszystkim zaś podkreślający znaczenie uznania w pokrzywdzonych ofiar i symbolicznego przywrócenia im godności, m.in. poprzez zadeklarowanie niewinności osób niesłusznie uznanych za "terrorystów".

W trzy lata po oddaniu raportu żadne z tych zaleceń nie zostało wprowadzone w życie. Co prawda w listopadzie 2003 r. prezydent Toledo przeprosił w imieniu państwa za popełnione zbrodnie, ale zaraz dodał: "To nie my tworzyliśmy ówczesny rząd". Jego szumna deklaracja pomocy wdowom i sierotom w kwestiach związanych z edukacją, zdrowiem i mieszkaniem pozostała pustosłowiem, gdyż nie towarzyszył jej żaden plan finansowy. Ogłoszony w listopadzie 2003 r. rządowy Plan Pokoju i Rozwoju, zakładający wzmocnienie robót publicznych, instytucji państwowych i społeczeństwa obywatelskiego, został przedstawiony jako wcielenie w życie postulatów CVR. W rzeczywistości jest to zlepek ogólnych programów społecznych rozwoju i walki z biedą. W rejonie dotkniętym konfliktem zmieniono po prostu nazwy wcześniej zaplanowanych przedsięwzięć, wynaturzając istotę zadośćuczynienia, którego centrum jest ofiara i poniesiona przez nią krzywda.

Co więcej, rząd stanowczo odrzucił możliwość wypłaty indywidualnych odszkodowań. Powód - brak funduszy (mimo iż Niemcy proponowały zamianę długu państwa na pokrycie kosztów zadośćuczynienia). Na mocy orzeczeń Międzyamerykańskiego Trybunału Sprawiedliwości kraj został wprawdzie zmuszony do zapłaty bardzo wysokich rekompensat tzw. ofiarom terroryzmu, ale ofiarom państwowej represji pozostaje jedynie indywidualne domaganie się swoich praw na drodze sądowej. Zważywszy na to, że poszkodowanymi najczęściej są niewykształceni, biedni Indianie, jest to praktycznie niemożliwe.

Brudnopis demokracji

Wraz z lipcowym zwycięstwem w wyborach prezydenckich i powrotem do władzy Alana Garcíi rekomendacje CVR trafiają do lamusa. Pod jego rządami w latach 1985-1990 doszło do eskalacji przemocy, jego partia APRA nigdy nie kryła się z negatywnym stosunkiem do Komisji, a sam García cudem uniknął obarczenia odpowiedzialnością za łamanie praw człowieka (miał m.in. stanąć przed sądem w sprawie o ludobójstwo we wspomnianej już masakrze w Accomarca, ale oskarżenie wycofano z braku dowodów). - W Chile w lipcu tego roku nasz nowo wybrany prezydent został oskarżony o zbrodnie przeciwko ludzkości w sprawie krwawego stłumienia buntu więźniów w trzech największych zakładach karnych El Frontón, Lurigancho i Santa Barbara. Wątpię jednak, by w jakikolwiek sposób zagroziło to jego pozycji - ocenia Eynard Zevallos, pracownik MSZ.

W 1986 r. wojsko zabiło białą bronią i strzałami w głowę 249 buntujących się senderystów. 20 lat później współodpowiedzialny za tę masakrę admirał Luis Giampietri Rojas objął urząd wiceprezydenta. - Społeczeństwo jest niechętne uznaniu heroizmu wojska i policji - ubolewał w jednym z wystąpień Alan García. W tym kontekście jest mało prawdopodobne, by za jego kadencji wojskowi winni łamania praw człowieka zostali pociągnięci do odpowiedzialności. - Zbliża się już 28 lipca i sytuacja ulegnie diametralnej zmianie - stwierdził przed wyborczym zwycięstwem Garcíi adwokat majora Martina Rivasa. Ten przywódca szwadronu śmierci "Grupo Colina" jest oskarżony m.in. o zabójstwo 15 osób, w tym dziecka, w limeńskiej dzielnicy Barrios Altos w 1991 r.

- To, co się obecnie dzieje w Peru, to "brudnopis demokracji" - mówi mi po wykładzie na paryskiej Sorbonie Salomón Lerner. - System jest niesprawny, niewydajny, instytucje państwa prawa są deformowane. Nasza demokracja jest wciąż bardzo krucha, podatna na zamachy autokratyczne. Spadkiem po poprzedniej epoce jest kultura strachu i nieufności, która również nie sprzyja jej rozwojowi.

Dążeniem Komisji było dostarczenie narodowi wiedzy o nim samym, by mógł przezwyciężyć podziały i uniknąć powrotu do spirali przemocy. Ten cel jest wciąż odległy: winni nie proszą o przebaczenie, ofiary nie wybaczają. - Pojednanie zakłada, że wcześniej byliśmy zjednoczeni. Tymczasem w Peru nigdy tak nie było - podsumowuje znany peruwiański pisarz i antropolog Rodrigo Montoya.

Marta Kiełczewska (ur. 1977) studiowała stosunki międzynarodowe. Specjalizuje się w prawach człowieka w Ameryce Łacińskiej, współpracuje z Międzynarodową Federacją Praw Człowieka (FIDH) w Paryżu. W latach 2002-2003 pracowała w Peru dla tamtejszej Komisji Prawdy i Pojednania, zbierając zeznania więźniów i ofiar łamania praw człowieka w zakładach karnych w Limie.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 35/2006