Sukces na skraju Europy

Z Hannu Hamalainenem, ambasadorem Finlandii w Polsce, rozmawia Mateusz Flak

13.04.2003

Czyta się kilka minut

MATEUSZ FLAK: Finlandia od ośmiu lat jest członkiem Unii Europejskiej, jednak fiński akces do Wspólnoty nie był wcale tak oczywisty - w referendum z 1994 r. za wejściem do UE opowiedziało się 57proc. głosujących. Jakie argumenty przekonały neutralnych i już wtedy dobrze prosperujących Finów do głosowania na „tak”?
HANNU HAMALAINEN:
Cały proces integracji z Unią rozpoczął się od przemysłu. Finlandia jest uzależniona od wymiany handlowej i najważniejszą sprawą było zapewnienie naszym towarom dostępu do europejskiego rynku. Uznaliśmy, że powinniśmy wstąpić do Unii, by zabezpieczyć miejsca pracy i eksport. Wcześnie zrozumieliśmy też, że jeśli chcemy konkurować z innymi, tak czy inaczej musimy stosować się unijnych standardów i zmienić nasze prawo. Lepiej jest być członkiem Wspólnoty i częścią jej procesu decyzyjnego, niż tylko podążać za Unią.

Dla przeciętnego Fina ważny był jeszcze jeden argument: po wstąpieniu do UE miały spaść ceny żywności - dotąd mieliśmy system subsydiów, który je zawyżał. I tak się rzeczywiście stało, żywność potaniała o ok. 11 proc.

I kwestia ostatnia: po zakończeniu zimnej wojny znikły nasze problemy polityczne - nie musieliśmy się już przejmować zimnowojennym stanowiskiem ZSRR i USA. Ta nagła zmiana sprawiła, że nasze wejście do Unii stało się możliwe i, jak się okazało, naprawdę korzystne.

Jaki jest dziś stosunek Finów do Unii? Czy częste są głosy krytyczne, opinie typu: „szkoda, że weszliśmy, nie trzeba było...”?
Przystąpienie do UE oznacza, że jedni zyskają, a inni stracą. W Finlandii stracili właściciele bardzo małych gospodarstw - nie mogli rywalizować na wspólnym rynku i wielu z nich przestało zajmować się rolnictwem. Jednak większość społeczeństwa popiera członkostwo. Nawet ci, którzy początkowo byli przeciw, teraz mówią: „OK, nie chcieliśmy tego, ale skoro już jesteśmy w środku, będziemy pracować na nasze członkostwo w UE tak, by móc skorzystać ze wszystkich dobrodziejstw”.

Mówimy ciągle o aspekcie praktycznym, ekonomicznym. Ale czy na poziomie mentalnym Finowie sami siebie uważają za pełnoprawnych członków Wspólnoty i całej cywilizacji europejskiej, czy też czują się mieszkańcami europejskich peryferii?
To bardzo dobre pytanie. Kiedy przystępowaliśmy do Unii, wielu mówiło, że jesteśmy na skraju Europy i nigdy nie będziemy pełnowartościowymi członkami UE. Ale tak nie jest - odkryliśmy, że może być wręcz przeciwnie: nawet małe kraje, jeśli dbają o swe sprawy i są skuteczne, mogą mieć wpływ na Unię. Nie mamy kompleksu niższości.

Do słownika politologii weszło pojęcie „finlandyzacji” - ograniczania przez obce mocarstwo swobody polityki zagranicznej innego państwa w zamian za mniejszą ingerencję w politykę wewnętrzną. Obecnie Finlandia nie musi się już nikogo obawiać. Jak przedstawiają się wasze relacje z sąsiadami - Szwecją, a przede wszystkim z Rosją?
Termin „finlandyzacja” wymyślił niemiecki dziennikarz na określenie pewnego fenomenu, który nie dotyczył bezpośrednio Finlandii. Byliśmy z niego niezadowoleni, bo uważaliśmy, że w powojennej polityce zagranicznej zrobiliśmy wszystko, co było możliwe - zważywszy, że przecież przegraliśmy wojnę.

Dziś nie mamy żadnych problemów na arenie międzynarodowej. Szwecja jest członkiem UE i na tym forum czasem się zgadzamy, czasem nie, ale nadal ściśle współpracujemy. Także Rosja jest czymś innym niż Związek Radziecki - mamy dobre relacje handlowe i polityczne. Może jedynym zmartwieniem jest fakt, że zewnętrzna granica Unii przebiega wzdłuż wschodniej granicy Finlandii. To oznacza dla nas dużą odpowiedzialność - utrzymanie bezpiecznej, ale ciągle funkcjonującej granicy, przez którą nadal będzie przepływać handel i mnóstwo ludzi.

Ale powtarzam: nie sądzę, byśmy mieli dziś z kimś problemy. Prezydent Putin jest poważnym partnerem. Oczywiście działa na rzecz sprawy rosyjskiej i jest mocną osobowością, ale to uczciwy polityk i ma świetne kontakty z Finlandią, także prywatne - pochodzi z Sankt Petersburga, zatem świetnie zna nasz kraj.

Ostatnio Finowie rozważają nawet zerwanie z neutralnością i wejście do NATO. Jaki byłby tego cel, skoro Rosja jest dziś dla Sojuszu partnerem, nie wrogiem?
W Finlandii trwa dyskusja na temat członkostwa w NATO, ale cały czas poparcie wynosi niewiele ponad 20 proc., a ostatnio (z powodu wojny w Iraku) jeszcze spadło. Dlatego sprawa ta nie jest na porządku dziennym naszych polityków. Uznajemy NATO za najważniejszą organizację dla bezpieczeństwa w Europie, ale nie widzimy, przynajmniej w najbliższej przyszłości, jakiejkolwiek potrzeby wstępowania do niej. Choć nie zamykamy sobie żadnej drogi.

A jak przedstawiają się oficjalne relacje między Polską a Finlandią? Czy są w nich jakieś specjalne osiągnięcia, którymi warto się pochwalić?
Nasze relacje są wspaniałe i z roku na rok coraz lepsze. Rośnie nie tylko liczba wizyt na wysokim szczeblu, ale też osób prywatnych przyjeżdżających z Finlandii do Polski i vice versa. Głównym powodem jest wejście Polski do UE. Mieszkamy w tym samym regionie nad Morzem Bałtyckim i łączy nas mnóstwo wspólnych spraw i projektów politycznych, ekonomicznych - dotyczących transportu, żeglugi, energii, transportu ropy i gazu, ochrony Bałtyku.

Jednak przeciętna wiedza Polaków o Finlandii jest raczej skromna: jedni słyszeli o znakomitych fińskich skoczkach i kierowcach rajdowych, inni skojarzą ten kraj z wódką, reniferami albo Nokią. Jakie popularne wyobrażenie na temat Polski i Polaków maja Finowie?
Przeciętny Fin zna waszą muzykę poważną - zwłaszcza Chopina, polską szkołę filmową, czyli świetne filmy z lat 70. Każdy wie, kim jest Lech Wałęsa i co się stało w Polsce w latach 80. i na początku 90. Choć prawda, że ta wiedza jest bardzo fragmentaryczna i na ogół skąpa. Ale Finowi nie trzeba przynajmniej wyjaśniać, gdzie leży Polska, a to już dobry punkt wyjścia.

W naszym dodatku przedstawiamy Finlandię jako mądrze rządzony kraj, nowoczesny, ale zachowujący swoje tradycje, o niezwykle bogatej kulturze. Jak najkrócej scharakteryzowałby Pan fińską mentalność? Jakie cechy doprowadziły wasz naród do dobrobytu?
Przez wiele stuleci Finlandia była społeczeństwem wiejskim, większość mieszkańców stanowili chłopi. Kupcy, szlachta i kler - to było zaledwie kilka procent całej populacji. Dlatego tradycyjna kultura fińska ma charakter wiejski, rolniczy. Nigdy jednak nie było u nas pańszczyzny, która zakazana była w Królestwie Szwecji od XIII w. Tak więc w Finlandii żyli wolni, niezależni chłopi. Ludzie byli dumni - może biedni, ale polegali tylko na sobie.

Innym ważnym czynnikiem była i jest nasza luterańska wiara, która kładzie nacisk na wartość ciężkiej pracy i edukacji. W XIX w., gdy Finlandia powoli zaczynała stawać się narodem, te dwa czynniki - ciężka praca i edukacja - były być może dla nas podstawowymi ideami. Nawet dzisiaj przywiązywanie dużej wagi do pracy badawczej, rozwoju, jakości wyższego szkolnictwa to główne przyczyny, dzięki którym odnieśliśmy tak duży sukces w technologii informatycznej, która przecież istnieje zaledwie kilka dziesięcioleci.

My, Finowie zawsze mówimy, że jesteśmy uczciwymi, ale cichymi, niezbyt rozmownymi ludźmi o silnym poczuciu moralności i bycia sobą, nie Szwedami czy Rosjanami. I to nam zawsze pomagało.

Mieszka Pan w Polsce od ponad dwóch lat. Proszę o szczerą odpowiedź: którą z tych zalet Polacy powinni przejąć od Finów?
Każdy kraj ma własną tradycję i myślę, że tym, czego Polacy mogliby się od nas nauczyć - jeśli w ogóle można tak w ogóle powiedzieć - jest umiejętność współpracy; znalezienia wspólnych celów i wspólnego ich realizowania. Zjednoczeni będziecie silni, nawet w Unii Europejskiej - jesteście przecież 40-milionowym narodem! Ale najpierw musicie określić wspólny cel dla Polski, a później każdy Polak musi go wspierać.

A czy dostrzega Pan jakieś cechy wspólne dla naszych narodów?
Jesteśmy uzdolnieni artystycznie - w Europie są kraje, które per capita produkują więcej muzyków, kompozytorów, architektów niż inne. To przypadek Finów i Polaków - jesteśmy kreatywni i mamy bogatą wyobraźnię. To może być też jednym z powodów, dla którego zawsze tak dobrze się nam układało we wzajemnych kontaktach.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 15/2003