Spisane będą czyny i rozmowy...

Kreśląc te słowa, Czesław Miłosz nie mógł chyba przypuszczać, że podstawową kroniką czasów PRL-u okażą się ubecko/esbeckie notatki i akta. Nie o takim spisaniu nieprawości myśleli też uczestnicy uroczystości, na której odsłonięto gdański pomnik krzyży przed stocznią, a potem ci wszyscy, którzy w latach 80. odczytywali wykute w cokole pomnika słowa poety.

14.03.2007

Czyta się kilka minut

Tymczasem okazało się, że 18 lat po upadku państwa komunistycznego historyczne myślenie o tamtym okresie porządkowane jest przede wszystkim według kategorii wymyślonych przez tajną policję. Esbeckie klasyfikacje tak nobilitowano, że ogłoszono je jako część ustawy wydanej w 2006 r. przez Sejm niepodległej Rzeczypospolitej. To właśnie według tych kryteriów archiwiści IPN mają klasyfikować i ogłaszać, w randze aktu ustawowego, status lustrowanych.

O teczkach i lustracji powiedziano w ostatnich tygodniach i miesiącach tak wiele, że nie ma sensu kolejny raz przytaczać argumentów poszczególnych stron sporu. Niewątpliwie proces lustracji, który pierwotnie miał uchylić niebezpieczeństwo szantażowania najważniejszych urzędników państwa groźbą ujawnienia niewygodnych dla nich informacji pochodzących z esbeckich archiwów, przerodził się w ideę instytucjonalnego rozliczenia popełnionych w przeszłości przewinień, które nawet na gruncie obowiązującego prawa karnego tylko w nielicznych wypadkach można byłoby określić jako przestępstwo. Choć bowiem donosicielstwo łamie najbardziej podstawowe zasady lojalności i jest zdradą, to jednak współczesne kodeksy karne nie przewidują za to sankcji karnych, chyba że zdrada przybiera postać szpiegostwa lub ujawniania chronionych prawem tajemnic. Całkiem niedawno Europejczycy wytoczyli najcięższe działa przeciwko Turcji, której parlament chciał wprowadzić odpowiedzialność karną za zdradę małżeńską. Uznano to za przejaw religijnego fundamentalizmu, który wręcz uniemożliwia dołączenie Turcji do grona cywilizowanego klubu Unii Europejskiej. Czy jednak w perspektywie moralnej oszukiwanie życiowego partnera, któremu na dodatek pod przysięgą obiecywało się wierność, nie jest czymś równie - jeśli nie bardziej - godnym potępienia niż informowanie tajniaka o nastrojach w zakładzie pracy czy na uczelni?

Rozpoczynająca się właśnie nowa odsłona lustracji i ujawniania szczegółów dokumentów służby bezpieczeństwa PRL rozgrywa się w przestrzeni weryfikacji moralnej. Archiwiści IPN mają publicznie przedstawić listę osób, które na podstawie informacji z esbeckich teczek można zakwalifikować do którejś kategorii donosicieli, mniej lub bardziej szkodliwych. Z drugiej strony, jak się szacuje, blisko 600 tys. osób w Polsce będzie musiało dokonać w najbliższym czasie rachunku sumienia za okres PRL i publicznie wyznać grzechy, składając oświadczenie o współpracy ze służbami tego państwa lub - wręcz przeciwnie - wystawiając sobie świadectwo moralności o braku takiej współpracy. To w pewnym sensie próba zastąpienia sądu karnego, bo to przed nim właśnie ocenia się stawiane innym zarzuty zachowań niegodnych i ewentualnie wydaje zawierający moralne potępienie wyrok.

Rodzi się jednak podstawowa wątpliwość: czy w demokratycznym państwie prawa organy władzy publicznej mogą zmuszać obywateli do takiego publicznego oczyszczenia moralnego? Ostatnia nowelizacja ustawy lustracyjnej i ustawy o IPN rozszerzyła krąg lustracji ponad wszelkie granice, obejmując nim dziennikarzy, nauczycieli akademickich, a nawet dyrektorów szkół niepublicznych, odwołując się przy tym do hasła ochrony wiarygodności osób wykonujących zawody zaufania publicznego. Aż dziwne, że w tej grupie nie pojawili się jeszcze lekarze, spowiednicy, nauczyciele szkół podstawowych i średnich.

Owo rozszerzenie okazało się na tyle bulwersujące, że coraz częściej słychać głosy wzywające do społecznego bojkotu ustawy i nieskładania oświadczeń lustracyjnych. To zupełnie naturalna reakcja protestu obywatelskiego w sytuacji, gdy sam ustawodawca wyklucza możliwość kwestionowania nakładanych obowiązków w zwykłej procedurze sądowej, a obowiązki te pozostają w wyraźnej sprzeczności ze standardami konstytucyjnymi. Obywatel pozbawiony ochrony sądowej i postawiony przed koniecznością natychmiastowego wykonania poleceń ustawodawcy nie może czekać, aż łaskawie inne organy państwa (np. Rzecznik Praw Obywatelskich) doprowadzą do zmiany błędnych decyzji ustawodawcy. Zresztą dopiero w przypadku niewykonania ustawy lustracyjnej i uzyskania sankcjonującego to naruszenie prawa orzeczenia organu władzy publicznej, obywatel może sam zażądać od Trybunału Konstytucyjnego skontrolowania ustawy w trybie skargi konstytucyjnej.

Miłosz zakładał, że historię niegodziwości "czynów i rozmów" spisywać będą przede wszystkim poeci. Problem w tym, że w rolę poetów postanowiło wejść państwo ze swoim aparatem biurokratycznym i urzędniczymi sposobami ustalania prawdy. Na dodatek, mając na uwadze liczbę wewnętrznych sprzeczności nowo uchwalonych regulacji, ich żenujący poziom legislacyjny oraz brak przygotowania organizacyjnego IPN (na co wskazywał odchodzący Rzecznik Interesu Publicznego), może się okazać, że cały ten proces bliższy będzie raczej tragifarsie niż dramatowi. A słuchając najzagorzalszych zwolenników obecnych pomysłów lustracyjnych, przychodzi mi do głowy całkiem inny wers: "Ja z synowcem na czele i - jakoś to będzie...".

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 11/2007