Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Déby rządził od 30 lat jak dyktator, ale wiedział, że Zachód wybaczy mu wszystko, jeśli nie będzie mógł się bez niego obejść. Jego życie zeszło mu na wojnach domowych (tak doszedł do władzy), sąsiedzkich (Libia, Sudan, Republika Środkowoafrykańska) i tłumieniu rebelii.
Gdy jego wojsko nie dawało rady buntownikom, z pomocą przychodziła Francja, była metropolia kolonialna, której Déby dogadzał we wszystkim: Francuzi utrzymywali w Czadzie bazy wojskowe, a ich koncerny naftowe i górnicze miały pierwszeństwo przed innymi.
Z kolei przysługą, która sprawiła, że Déby stał się niezbędny nie tylko Francji, ale całemu Zachodowi, była wojna, którą wydał regionalnym dżihadystom: w 2013 r. posłał wojska na pomoc Francuzom, gdy lądowali w Mali, by powstrzymać marsz dżihadystów na stołeczne Bamako. Rok później armia Czadu przyłączyła się do wojny z aktywną w regionie islamistyczną partyzantką Boko Haram, a także stała się trzonem afrykańskiego korpusu wspierającego 5 tys. Francuzów w walce z dżihadystami w Sahelu.
Ekspansja tych ostatnich w Afryce zaczęła się w Libii, skąd w 2012 r. uzbrojeni w zrabowanych arsenałach Kaddafiego Tuaregowie i wspierający ich dżihadyści najechali na Mali. Rebelianci, którzy zabili teraz głównego sojusznika Zachodu w wojnie z dżihadystami, do marszu na Ndżamenę, stolicę Czadu, też ruszyli z Libii, gdzie walczyli w armii watażki Chalify Haftara, wspieranego i zbrojonego przez Rosję, Zjednoczone Emiraty Arabskie oraz... Francję. ©℗