Śląska powieść karuzelowa

W tych miejscach, w których Kutz daje się ponieść anegdocie, jest znakomity, tam, gdzie wchodzi w rolę nieomylnego autorytetu w sprawach śląskich, jest nieznośny.

02.02.2010

Czyta się kilka minut

Debiutancka powieść Kazimierza Kutza pojawia się dwa tygodnie przed 81. urodzinami autora. Sensacja? Niekoniecznie. Byłaby niespodzianką, gdyby autor "Piątej strony świata" rzeczywiście wziął się za pisanie w późnej jesieni życia. Prawda natomiast jest taka, że Kutz nie wypuszcza pióra z ręki od dziesięcioleci. Nie tylko napisał scenariusze swoich najgłośniejszych śląskich filmów, ale i od lat z powodzeniem uprawia publicystykę, głównie na łamach prasy górnośląskiej. Dorzućmy do tego i tę uwagę, że tekst jego biografii został rozpisany także pośrednio. Jest rozproszony w wielu wywiadach, a całkiem niedawno został scalony w książce Aleksandry Klich "Cały ten Kutz".

Dlaczego o tym mówię? Ano dlatego, że absolutnie nie wierzę w to, iż można się otworzyć na opowieść tak późno. Narracja pod roboczym tytułem "Kutzowisko" (by przywołać tytuł książki zbiorowej poświęconej różnym wymiarom aktywności Kutza) zawiązała się najpóźniej w 1969 r., kiedy powstał scenariusz "Soli ziemi czarnej", i jest snuta aż do dziś. "Piąta strona świata" to jej kolejna odsłona i zarazem dopełnienie. Być może mamy tu do czynienia także z klamrą, na co wskazuje nazwisko narratora (Basista), to samo, jakie noszą bohaterowie wspomnianego filmu sprzed 41 lat. Ale stało się coś jeszcze - najnowsza odsłona przybrała formę powieściową. A skoro tak, to "Piąta strona świata" podlega podwójnemu sprawdzianowi. Nie pytamy tylko o to, jak ów świat według Kutza wygląda, czy jest atrakcyjny, jakie walory poznawcze posiada ten debiut, pytamy: jaka to literatura i - najzwyczajniej - czy to dobra powieść?

Narracja anegdotyczna

Zupełnie mnie nie dziwi, że autor pracował nad tą powieścią 15 lat. Domyślam się, iż długo poszukiwał odpowiedniej, czyli możliwie pojemnej formuły. Chciał połączyć w jedno najrozmaitsze porządki wypowiedzi: autobiografię, genealogię, epitafium, apologię, opowieść o małej ojczyźnie, narrację wspomnieniowo-nostalgiczną i rozrachunkową, a przy okazji dać upust swoim namiętnościom polemicznym, no i przekazać nam ogrom treści śląskoznawczych. To nagromadzenie rozmaitych form i dążeń jest konsekwencją przyjęcia nadrzędnej strategii autorskiej, którą można ująć tak: każdy zasługuje na opowieść (moi przodkowie, rodzina, przyjaciele i ich rodziny, ja sam oczywiście). A najbardziej zasługuje na opowieść Śląsk i jego skomplikowane dzieje.

W takich okolicznościach nie mogła powstać śląska epopeja. Powstała powieść "karuzelowa", dygresyjna, wielostylowa, miejscami bałaganiarska, utkana z setek anegdot. To utwór quasi-autobiograficzny: Kutz podzielił się swoją biografią z narratorem, przetworzył życiorysy przyjaciół, wykorzystał węzłowe i traumatyczne momenty z dzieciństwa i wczesnej młodości, o czym przekona się każdy, kto czytał wspomnianą tu książkę Klich.

Kutz próbuje zdyscyplinować "opowieść karuzelową". Wykorzystuje w tym celu jeden sprawdzony chwyt literacki (wypowiedź ­opartą na monologu wiodącej postaci) oraz dwie konwencje.

Pierwszą z nich jest model śląskiej opowieści plebejskiej. Chodzi o narrację anegdotyczną, ufundowaną zresztą na przekonaniu, że śląskiego fenomenu niepodobna uchwycić w klasycznej powieściowej epice, że najlepiej się tu sprawdza nagromadzenie "wiców", "berów", "godek", heroikomicznych mikrofabuł, w których niskie spotyka się z wysokim, trywialność egzystencji splata się z przenikliwą refleksją. Niedoścignionego wzorca takiego opowiadania dostarczył Janosch w "Cholonku", książce bliskiej sercu Kutza.

Drugą konwencją jest model powieści detektywistycznej. Technik elektryk Józef Basista, który na początku swej opowieści wielokrotnie przeprasza, że wziął się za pisanie, choć nie powinien, ma ważne powody, by snuć opowieść o sobie i świecie, w którym wzrastał. Idzie o rozwikłanie tajemnicy dwóch samobójstw, o wyświetlenie przyczyn desperackich decyzji, jakie podjęli dwaj jego przyjaciele - Alojz Byla i Lucjan Czornynoga. Żeby to uczynić, opowiadacz musi wejść głęboko w ich życiorysy, zrekonstruować rzeczywistość mentalną i tradycję, która ich ukształtowała.

Tematów i wątków "Piąta strona świata" przynosi ogrom. Gdyby powieść tę wyposażyć w indeks postaci, obejmowałby on kilka setek nazwisk. Od przybytku głowa nie boli - czytelnik może wybrać to, co dlań szczególnie pociągające.

Cuda i dziwy

I tu warto wrócić do pytania o jakość literacką tej prozy. Otóż jest to powieść nierówna. Nie brakuje epizodów porywających, a nawet fragmentów chwytających za gardło (np. cały rozdział XI, traktujący o babce Annie i jej córce Rozalii), wyśmienitych anegdot (np. historia Stelmaszczykowej), przepięknych fantazji (np. pojedynek dziadka Wawrzyńca z Tildemanem); naprawdę mnóstwo tu literackiego dobra. Ale też sporo tu publicystyki i dydaktyki, męczących powtórzeń. W tych miejscach, w których Kutz daje się ponieść anegdocie, jest znakomity, ale tam, gdzie wchodzi w swoją ulubioną rolę nieomylnego autorytetu (w sprawach śląskich), ni to etnografa, ni to trybuna (ludu śląskiego), jest w moim odczuciu nieznośny. Ale czy na pewno nieznośny? Może po prostu autorytarny, pewny swych przekonań, bezkompromisowy - jak prawdziwy artysta. W końcu korzysta też z łaski literatury, ma prawo być stronniczy, cuda może opowiadać.

Jednym z takich cudów jest wyrzucenie poza nawias historii mechanizmu PRL-owskiego awansu społecznego. Okazuje się, że chłopcy, którzy w Szopienicach wzrastali w biedzie i kulturalnym upośledzeniu, w familokach bez domowych bibliotek i wychodków, wszystko zawdzięczają sobie. W latach okupacji hitlerowskiej utworzyli coś na kształt kółka samokształceniowego i dlatego w Polsce Ludowej otworzyły się dla nich drzwi gimnazjów i uniwersytetów. Wyziewy z pobliskiej huty cynku dziwnie na nich podziałały: Lucjan i Alojz to geniusze. Ten pierwszy dla draki recytuje z pamięci (przez trzy godziny!) "Fausta" w oryginale, ten drugi tak się rozkręcił, że "z czasem jego wiedza stała się rozległa i żadna dziedzina nauki nie była mu obca". Takich cudów jest tu wiele, no ale przecież idzie o piątą stronę świata, czyli miejsce, którego nie ma.

Każdy, kto odrobinę orientuje się w tematyce śląskiej, wie, że narracja Kutza jest jedną z możliwych, że to głos pośród innych głosów. (Godzi się w tym miejscu przypomnieć nietuzinkowe książki z ostatnich lat: "Finis Silesiae" Henryka Wańka, "Nagrobek ciotki Cili" Stefana Szymutki czy "Czarny ogród" Małgorzaty Szejnert). Siła "Piątej strony świata" polega na tym, iż rzecz Kutza jest przedsięwzięciem radykalnie autorskim.

Z jednej strony dostajemy więc opowieść namiętną, w zasadzie wolną od literackich kalkulacji, w którą autor włożył całą wiedzę o swoim mateczniku, zaangażował się w nią uczuciowo, a przy okazji odsłonił swój gawędziarski talent. Z drugiej jednak strony do powieści Kutza przedostały się brzydkie resentymenty, groźne stereotypy oraz coś, co można by nazwać mentalnością postkolonialną lub kompleksem śląskim. Lista motywów i refleksji, które można by tu oprotestować, jest długa. Nie ma chyba potrzeby przekonywać, że stosunki narodowościowe, religijne, społeczne, przemysłowe i inne kwestie górnośląskie były znacznie bardziej skomplikowane, niż to przedstawia Józef Basista z Roździenia.

"Największą skłonnością w człowieku - powiada Basista - jest łatwość ulegania innym, a płynie ona z dobroci. I bezinteresowności". Mam wrażenie, że uległem urokowi debiutanckiej powieści Kazimierza Kutza. Było mi z nią dobrze. Uległem, ale nie do końca, czego wszystkim czytelnikom "Piątej strony świata" z całego serca życzę.

KAZIMIERZ KUTZ "PIĄTA STRONA ŚWIATA", Znak, Kraków 2010.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 06/2010