Skóra mylodona

Książki Bruce'a Chatwina (1940-1989) zaczęły się w Polsce ukazywać już po jego śmierci, w porządku odwrotnym w stosunku do chronologii ich powstawania. Najpierw w 1993 r. wydano "Utza, ostatnią powieść angielskiego pisarza (przełożyła ją Mira Michałowska, niedawno zmarła świetna tłumaczka), potem "Ścieżki śpiewu (oryginał 1987), na początku tego roku "Wicekróla Ouidah (oryginał 1980), a dopiero teraz sławny debiut (oryginał 1977), który wniósł ożywczy ton do spetryfikowanego gatunku prozy podróżniczej, wywołując zachwyty i protesty.
 /
/

Jako osiemnastolatek Chatwin został woźnym w londyńskim domu aukcyjnym Sotheby's, by zrobić błyskawiczną karierę jako ekspert od malarstwa i po kilku latach porzucić ją dla studiów archeologicznych. Na początku lat 70. nawiązał współpracę z dziennikiem "Sunday Times". Dla kolorowego magazynu tej gazety pisał reportaże i portrety; niektóre znalazły się w wydanym u nas przed rokiem zbiorze "Co ja tutaj robię?". W 1972 r. odwiedził mistrzynię nowoczesnego designe'u, dziewięćdziesięciotrzyletnią wtedy Irlandkę Eileen Gray, w jej paryskim salonie przy rue Bonaparte. Na ścianie zauważył mapę Patagonii. Po latach tak wspominał to spotkanie: "Zawsze chciałem tam pojechać - powiedziałem. Ona na to: - Ja też. Pojedź tam za mnie".

Pierwszym impulsem była jednak dziwaczna pamiątka rodzinna, którą przywiózł z Patagonii kuzyn babki Chatwina, kapitan marynarki Charles Milward: kawałek skóry z kłaczkami rudawych włosów, szczątek mylodona, wymarłego ssaka spokrewnionego ze współczesnymi leniwcami. I właśnie od opowieści o skórze mylodona rozpoczyna się książka. To świetny początek: pokazuje, jak fakty mieszają się u Chatwina z fikcją i jak na pół fantastyczna anegdota zakorzeniona zostaje w historii. Resztki mylodona odnalezione w patagońskiej jaskini przemieniają się w legendzie w... zakonserwowanego w lodzie brontozaura, sama zaś Patagonia staje się dla angielskich chłopców, dorastających w klimacie lęku przed wojną nuklearną, krainą ocalenia.

"Kanibal z Kremla rzucał cień na całe nasze życie; jego wąsy można było wziąć za zęby. Na lekcjach słuchaliśmy o wojnie, którą planował, Patrzyliśmy, jak instruktor od obrony cywilnej zakreślał na mapie europejskie miasta, by pokazać nam, które strefy ulegną całkowitej, a które tylko częściowej zagładzie... Instruktor nosił szorty khaki. Patrząc na jego kościste białe kolana, rozumieliśmy, że sprawa jest beznadziejna. (...) Powołaliśmy Komitet Emigracyjny i snuliśmy plany, by osiedlić się w jakimś odległym zakątku ziemi... Skoro wojna miała wybuchnąć na półkuli północnej, skierowaliśmy uwagę na południową. Odrzuciliśmy wyspy na Pacyfiku, bo przecież każda wyspa to pułapka. Odrzuciliśmy Australię i Nową Zelandię i za najbardziej bezpieczne miejsce na ziemi uznaliśmy Patagonię".

Świetna proza, ale szukać w niej systematycznego opisu odległej krainy nie warto. Zamiast tego otrzymujemy zdumiewającą mozaikę obrazów, scen i postaci. Są tu walijscy koloniści i rosyjskie białe emigrantki. Pochodzący z Francji samozwańczy król Araukanii i Patagonii oraz Butch Cassidy i Sundance Kid, sławni amerykańscy rabusie. Dywagacje na temat albatrosów i nieśmiertelnego poematu Coleridge'a. Żydowski anarchista z Ukrainy i bunt imigrantów z chilijskiej wyspy Chiloé. Kaliban z "Burzy" Szekspira; być może jego pierwowzorem był Indianin z Patagonii? Misjonarze, koszerni rzeźnicy z Izraela oraz mieszkający w chilijskim Punta Arenas Walter Rauff, wynalazca przewoźnych komór gazowych. No i oczywiście kapitan Charles Milward, od którego wszystko się zaczęło; nb. jego rodzina nie była zachwycona, gdy okazało się, że Chatwin bezceremonialnie wykorzystał udostępnione mu rękopisy.

Faktów, także historycznych, znajdziemy tu mnóstwo, tyle że trzeba je wyławiać z prowadzonej w oszałamiającym tempie narracji. Najbardziej wstydliwy dla Europejczyka temat, czyli dokonana stosunkowo niedawno zagłada pierwotnych mieszkańców Ziemi Ognistej, u Chatwina jest - wbrew temu, co pisali krytycy - mocno obecna, a na ławie oskarżonych znalazł się nie tylko Szkot Alexander Mac Lennan, zwany Czerwoną Świnią, polujący z zapałem na Indian z plemienia Ona, ale też Charles Darwin. Darwin uznał krajowców z Ziemi Ognistej za "najbardziej nikczemne i odrażające istoty", z jakimi kiedykolwiek miał do czynienia. Wkrótce potem misjonarz Thomas Bridges zaczął spisywać słownik języka Indian Yaghana i okazało się, że język ten jest zdumiewająco bogaty. Do swojej śmierci w roku 1898 Bridges "spisał raptem około trzydziestu dwóch tysięcy słów, więc do wyczerpania ich pokładów ekspresji miał bardzo daleko"... (Świat Książki, Warszawa 2007, ss. 336. Przeł. Robert Ginalski. Seria "Lemur".)

Lektor

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 48/2007