Skazany na wygnanie

HAMLET LAVASTIDA, kubański artysta: Wierzę, że ten reżim kiedyś się skończy. Nie wiem tylko, ile jeszcze musimy czekać – pięć lat czy dziesięć.

01.11.2021

Czyta się kilka minut

Już na wolności: Hamlet Lavastida z kubańskim banknotem ostemplowanym na znak protestu, październik 2021 r. / ARCHIWUM PRYWATNE
Już na wolności: Hamlet Lavastida z kubańskim banknotem ostemplowanym na znak protestu, październik 2021 r. / ARCHIWUM PRYWATNE

HAMLET LAVASTIDA: „Ja, Hamlet Lavastida, obiecuję nie uczestniczyć więcej w życiu politycznym ani w żadnych przedsięwzięciach przeciw rządowi Kuby i rewolucji. Odtąd nie będę już współpracował ze służbami bezpieczeństwa innych krajów, nie będę przekazywał informacji za granicę, nie będę się kontaktował z prasą zagraniczną” – mniej więcej coś takiego mi podyktowali, a ja to napisałem i podpisałem. Wyrażenie żalu i obietnica poprawy. Metody z lat 60. XX w., jak za stalinizmu.

JOANNA SZYNDLER: List ten napisałeś jako więzień w Villa Marista, areszcie w Hawanie, gdzie przetrzymuje się więźniów politycznych. Ile czasu tam spędziłeś?

87 dni. Przyleciałem na Kubę w czerwcu i ani jednego dnia nie spędziłem na wolności.

Z lotniska trafiłem na kwarantannę, a po pięciu dniach zostałem aresztowany i trafiłem do aresztu zwanego Villa Marista. Dwie godziny spędziłem w polskiej ambasadzie. 26 września przyleciałem do Polski.

Wiedziałeś, o co Cię oskarżają?

Tak, o zamiar popełnienia przestępstwa. Za to grozi do pięciu lat.

Jakiego przestępstwa?

Zaproponowałem w prywatnej rozmowie na WhatsAppie, by oznaczać kubańskie banknoty stemplami ze znakami grup 27N i MSN, czyli Movimiento San Isidro.

Co to za grupy?

MSN to artyści, którzy protestowali przeciw dekretowi ograniczającemu jeszcze bardziej wolność artystyczną na Kubie. Najpierw organizowali happeningi, potem strajk głodowy. Skończył się on tym, że funkcjonariusze bezpieki przebrani za lekarzy wyciągnęli wszystkich z mieszkania, gdzie trwał strajk, i rozwieźli po różnych miejscach.

Większość trafiła do aresztów domowych.

Tak. To było 26 listopada 2020 r., a dzień później grupa paruset intelektualistów zebrała się pod ministerstwem kultury. Chcieli wesprzeć ludzi z San Isidro, ale też negocjować z rządem. Byłem wtedy na stypendium artystycznym w Niemczech, ale pisałem w sieci: chodźmy pod ministerstwo! Co też wypomniano mi w trakcie przesłuchań.

Z dialogu coś wyszło?

Nic, ale powstał ruch 27N [od hiszp.: 27 de noviembre, 27 listopada – red.]. Zrobiliśmy profil na Facebooku. W sieci omawialiśmy taktykę, jak naciskać na rząd, żeby wychodzić na ulice, robić performansy. Zaproponowałem te stemple na banknotach, pomysł wydał mi się prosty w realizacji. Podczas przesłuchań powiedzieli mi, że wzywałem do nieposłuszeństwa wobec władzy. Widzieli we mnie lidera ruchów artystycznych.

Z czasem zarzutów przybyło?

Znaleźli na moim telefonie wiadomości wysyłane do kolegi w USA. Pisałem, że wszyscy członkowie partii komunistycznej na Kubie powinni stanąć przed sądem i niektórzy powinni dostać najwyższą karę. Tak sobie pisaliśmy, to nie był żaden plan, tylko nasza opinia. Funkcjonariusze mówili mi, że jestem podobny do tych, którzy zaatakowali Kapitol w USA. Byłem dla nich podejrzany. Mieszkałem w Polsce, byłem na stypendium w Niemczech, USA, Hiszpanii. Nie jestem politykiem, ale polityka mnie fascynuje. Interesuje mnie, co robi reżim kubański, moje prace dotyczą mechanizmów władzy i propagandy. Oni myśleli, że służby polskie, niemieckie czy amerykańskie mnie wyszkoliły. „Podaj nazwiska, nazwy organizacji, ile ci płacili” – powtarzali. W moim telefonie szukali pornografii dziecięcej, dowodów na handel narkotykami, na powiązania z CIA. Nic nie znaleźli.

Wielu emigrantów chce odwiedzać rodziny na Kubie. Czy Twoje aresztowanie miało być dla nich sygnałem, że nie powinni zabierać głosu w sprawach politycznych?

To zapewne jeden z powodów aresztowania. Kubańczycy mają się bać.

Myślisz, że reżim kubański wierzył w Twoją współpracę z jakimś wywiadem czy też od początku był to teatr?

Jasne, że wierzył. Oni stworzyli system oparty na fałszywym postrzeganiu świata, w którym sami się pogubili. Zanim cię poznają, już wiedzą, kim jesteś. Kubańska bezpieka zakłada ci teczkę i szuka informacji, które pasują do ich teorii. Oni mają swój system myślenia, własny język. Widzą we mnie to, co chcą zobaczyć. Wy, Polacy, to rozumiecie, bo przez to przechodziliście. Dla władzy kubańskiej spontaniczność czy przypadek nie istnieją, oni mają wytłumaczenie na wszystko. Powtarzali, że mają dowody na moją współpracę z CIA. „Teraz tylko wyjaśnisz nam, jak do niej doszło. Jeśli nam pomożesz, będziesz siedział krócej” – mówili. W Villa Marista siedzi mnóstwo młodych, którym wmawia się, że rzucali kamieniami na proteście. Nieważne, że nie rzucali. „Mamy zeznania świadków” – słyszą. Nastolatki przyznają się do winy, aby dostać dziesięć lat zamiast piętnastu.

Jak wyglądał pobyt w Villa Marista?

Wszystkim więźniom nadają numery, ja byłem 2239. Zawsze wołali mnie po numerze. Przebywałem w celi 2 na 3 metry, gdzie były dwa metalowe piętrowe łóżka. Drzwi z okienkiem, przez które podawali posiłki. Przez szczelinę przy suficie wpadało trochę światła i powietrza. Wyciągali mnie z tej komórki tylko na przesłuchania. Albo byłem przesłuchiwany, albo nic nie robiłem. Prosiłem o książki i kartki do rysowania, ale odmówili.

W celi byłeś sam?

Nie, z trzema innymi, ale nie politycznymi. Siedzieli za przestępstwa przeciw państwu, o co nietrudno oskarżyć, bo na Kubie wszystko jest państwowe. Siedziałem z człowiekiem, który pracował w firmie farmaceutycznej. Miał przyjąć prezent w postaci telefonu, tabletu i czajnika, był oskarżony o korupcję. Odsiadywał wyrok ośmiu lat w innym więzieniu. Został mu jeszcze rok, ale trafił znów do Villa Marista, bo otworzyli mu nowe śledztwo w innej sprawie. Dla mnie najgorsze były poranki, takie powolne. Wolałem wieczory, gdy wiedziałem, że kolejny dzień za mną. Okropne było też, gdy w korytarzu włączali na cały regulator telewizor z wiadomościami propagandowymi. Nic nie widzieliśmy, ale słyszeliśmy.

Pamiętasz, co usłyszałeś w telewizji 11 lipca?

Mówili, że są próby destabilizacji kraju z zewnątrz. Zorientowałem się, że są protesty. Słuchałem i starałem się zrozumieć. Na Kubie przyzwyczajasz się do czytania według kodu. Rozumiałem, że manifestacje są duże. Zacząłem się bać, że powiążą z nimi moją sprawę.

Co się wtedy wydarzyło?

Tłumy wyszły na ulice, by sprzeciwić się tylu latom zniewolenia i głodu, kłamstwom władzy. Kubańczycy są zmęczeni sytuacją polityczną, brakiem podstawowych praw i swobód. Do tego doszły problemy spowodowane pandemią i nieudolność rządu. Ludzie wyszli, by protestować, najpierw w San Antonio de Baños pod Hawaną. Dzięki mediom społecznościowym mnóstwo osób dowiedziało się o tym i protesty rozlały się na cały kraj.

Po 11 lipca zaczęto Cię w areszcie traktować inaczej?

Tak, gorzej. Znalazłem się w więzieniu na dwa tygodnie przed protestami. Służby zaczęły mnie pytać, czy przyleciałem na Kubę, aby je przygotować. Nie mogli pojąć, że to były spontaniczne protesty. Twierdzili, że planowaliśmy je od lat.

W kolejnych tygodniach dużo ludzi trafiło do aresztów.

Około tysiąca. Zaczęli szukać ludzi ze zdjęć, które trafiły do internetu. Po zidentyfikowanych przychodziła o świcie policja.

Dlaczego pozwolili Ci opuścić Kubę?

Było w mojej sprawie dużo nacisków z zagranicy, tak mi się wydaje. Kuba jest w kryzysie gospodarczym, bała się sankcji Unii Europejskiej. Mój syn mieszka w Polsce, Agnieszka, jego mama, też zabiegała o mój przyjazd do Polski. W sprawę zaangażowała się ambasada Polski, a także ambasada Niemiec. Negocjowano mój wyjazd i rodzaj wizy. Kuba nie chciała zgodzić się na polską wizę humanitarną, ostatecznie dostałem wizę rodzinną.

Wraz z Tobą przyleciała do Polski pisarka i aktywistka Katherine Bisquet. Miałam nadzieję, że przyjdziecie dziś razem.

Kathy nie czuje się dobrze. Dużo czasu spędziła w areszcie domowym, była jedną z twarzy ruchu 27N, przed jej drzwiami wciąż stał nieoznakowany wóz policyjny. Mimo zamknięcia była jednak aktywna w sieciach społecznościowych.

Prowadziła też kampanię o Twoje uwolnienie. Spotkaliście się dopiero na lotnisku?

Raz pozwolono jej odwiedzić mnie w areszcie. Potem spotkaliśmy się tuż przed wylotem. Jako że Kathy nie mogła dostać wizy rodzinnej ani humanitarnej, przyleciała do Polski na wizie turystycznej, formalnie na 90 dni, ale ma zapewnienie od władz polskich, że wiza zostanie przedłużona. Na lotnisko zawieźli ją innym autem, nie pozwolili jej pożegnać się z rodziną. Pierwszy raz w życiu opuściła Kubę.

Jechałem na lotnisko kolumną złożoną z pięciu aut. Zajechaliśmy od tyłu. To było traumatyczne, widziałem, jak cała operacja została przygotowana, z udziałem ok. 20 funkcjonariuszy. Czułem się jak jakiś prezydent.

Jak wygląda sytuacja na Kubie?

Ludzie żyją w realiach reżimu policyjnego, jest więcej strachu w społeczeństwie. Przez to, co mnie spotkało, aktywiści boją się bardziej. Wiele osób czeka na proces, wśród nich liderzy Movimiento San Isidro: Luis Otero Alcántara i Maykel Osorbo. Ale w obywatelach jest coraz więcej świadomości. Rok temu tylko artyści sprzeciwiali się rządzącym, w tym roku mnóstwo osób wyszło na ulice. Brakuje jeszcze wojskowych i policji. Kiedy i oni się zbuntują, reżim się skończy. Nie wiem, ile jeszcze musimy czekać – pięć lat czy dziesięć.

Wrócicie kiedyś z Katherine na Kubę?

Jesteśmy skazani na wygnanie. Powiedzieli mi: „Nie wracaj, bo cię zamkniemy”. Poza tym choćby teraz łamię obietnicę z listu, który podpisałem. Obiecałem nie mówić źle o rządzie Kuby i nie rozmawiać z prasą. Jestem artystą, nigdy nie będę politykiem. Ale i tak wiedziałem, że jak wyjdę z więzienia, muszę od razu o tym opowiedzieć. ©

HAMLET LAVASTIDA (ur. 1983 w Hawanie) jest artystą wizualnym, absolwentem Akademii Sztuk Pięknych w Hawanie. W czerwcu tego roku przyleciał na Kubę po ukończeniu stypendium w Berlinie, wcześniej był rezydentem w Centrum Sztuki Współczesnej Zamek Ujazdowski w Warszawie. W swoich pracach zajmuje się polityczną propagandą.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru Nr 45/2021