Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Joachim Trenkner: Dopiero w 2009 r. Brandenburgia powołała pełnomocnika, badającego związki między politykami a Stasi. W innych wschodnich landach taki urząd powołano zaraz po zjednoczeniu. Czy po 20 latach możliwe jest naprawienie tych błędów?
Jochen Staadt: Pierwszym premierem landu był Manfred Stolpe, rządził aż 12 lat, od roku 1990 do 2002. Z tym premierem Brandenburgia miała kiepskie szanse na stworzenie lokalnych standardów, jeśli chodzi o stosunek do NRD-owskiej przeszłości. Przed 1989 r. Stolpe odgrywał kluczową rolę w Kościele ewangelickim w NRD, w latach 80. był jedną z jego najważniejszych postaci. W tej roli utrzymywał służbowe relacje ze Służbą Bezpieczeństwa NRD, które miały jednak wątpliwy charakter. Rzutowało to później na jego politykę: jako premier landu Stolpe blokował kwestię rozliczeń z NRD na płaszczyźnie lokalnej. Zamiótł ten problem pod dywan. Zaniechania z minionych 20 lat będzie można skorygować tylko z wielkim trudem.
W żadnym innym landtagu w byłej NRD nie ma dziś tylu posłów, którzy byli konfidentami Stasi, jak w Poczdamie. Dlaczego?
To właśnie skutek "ery Stolpego", konsekwencja faktu, że pod jego rządami Brandenburgia obrała inną drogę niż pozostałe landy. Ponieważ kolejne rządy w Poczdamie, zresztą także te z udziałem chadecji, unikały rozliczenia ze schedą po Stasi, ludzie kiedyś z nią związani mogli zdobyć mocną pozycję w przestrzeni politycznej, a lokalna opinia publiczna nie reagowała. Nawet jeśli przyjmiemy, że Stolpe załatwiał te wątpliwe interesy ze Stasi dla dobra Kościoła, wolno zapytać, jak w tej sytuacji, która miała miejsce w Brandenburgii po 1989 r., miała rozwinąć się świadomość, że Stasi była elementem systemu bezprawia i konieczne jest rozliczenie z tą spuścizną? Przysłowie rodem z północnych Niemiec powiada, że ryba psuje się od głowy.
Czy dla ludzi związanych ze Stasi jest miejsce w demokratycznym parlamencie?
W latach 50. i 60. zachodnioniemiecką opinię publiczną zajmowało pytanie, czy byli członkowie NSDAP mogą odgrywać rolę w życiu politycznym. Wszelako odnotujmy, że choć wielu byłych nazistów włączyło się tam w życie publiczne, to zostawali oni członkami nowych demokratycznych partii, niebędących spadkobierczyniami NSDAP. Tymczasem problem z konfidentami Stasi polega na tym, że należą do Partii Lewicy, która jest następczynią partii rządzącej NRD. Część zwolenników Lewicy głosuje na nią właśnie dlatego, że usiłuje ona przedstawiać komunizm w NRD w pozytywnym świetle i nadal propaguje socjalizm jako lepszy system. Jeżeli byli konfidenci zostają posłami z woli wyborców, to można konfrontować się z tym jedynie w dwojaki sposób. Po pierwsze, intensyfikując dyskusję publiczną o tym, czym była NRD. Po drugie, inne partie nie powinny zawierać sojuszy z Lewicą. Niestety, w Brandenburgii SPD poszła inną drogą. Co nie ułatwi rozwoju demokratycznej kultury politycznej.
W Poczdamie powołano parlamentarną komisję śledczą, czy to coś da?
Działalność tej komisji może uświadomić obywatelom charakter problemu i ożywić publiczną debatę. Może też ujawnić przyczyny, dla których po 1989 r. Brandenburgia była politycznie najbardziej zacofana, czemu pozostała skansenem i w kwestii rozliczeń z NRD poszła inną drogą niż pozostałe wschodnie landy. Taka dyskusja może zmienić lokalny klimat polityczny. Choć obecny rząd w Poczdamie wcale sobie nie życzy takich zmian.
Dr JOCHEN STAADT jest historykiem, pracuje na Wolnym Uniwersytecie w Berlinie, w ośrodku badawczym Forschungsverbund SED-Staat, zajmującym się historią NRD.