Silna, boska, bliska

Do Maryi przychodzą z różnych powodów. Łączy ich to, że przez kilka godzin jej kapliczka staje się dla nich centrum świata.

17.05.2015

Czyta się kilka minut

Od lewej: podwórkowa kapliczka przy ulicy Noakowskiego w Warszawie, kapliczka w Brusach koło Chojnic / Fot. Włodzimierz Wasyluk / REPORTER, Krzysztof Korczak / REPORTER
Od lewej: podwórkowa kapliczka przy ulicy Noakowskiego w Warszawie, kapliczka w Brusach koło Chojnic / Fot. Włodzimierz Wasyluk / REPORTER, Krzysztof Korczak / REPORTER

Siedem różnokolorowych tasiemek z lewej strony i osiem z prawej. Miało być symetrycznie – po osiem z każdej, ale na początku maja wiatr zerwał różową. Przywiązane do szczytu prawie dwumetrowego krzyża, a na dole – do poręczy zachodzącego rdzą płotka, unoszą się na wietrze i opadają. Napięte, tworzą kokon dla stojącej pod krzyżem Maryi.

O trawę wokół kapliczki dba pani Krysia, która widząc odstające źdźbła przechodzi przez płotek i podcina je nożyczkami. Figura Maryi w jednym z gospodarstw w Tuczepach pod Jarosławiem ma niebieską sukienkę i prawie metr siedemdziesiąt wzrostu. Ręce rozłożone, wysunięte w stronę domu. Palce wyprostowane. Wzrok przenikliwy, ale spokojny. Na głowie żółta korona, dobrze imituje odcień złota. I jeszcze szyja. Obwieszona różańcami: drewnianymi, fluorescencyjnymi, o różanym zapachu. Różańce zbyt małe, by przewiesić je przez głowę Maryi, leżą u jej bosych stóp. Na wysokości kolan drewniana tabliczka z napisem: „Tobie, Matko, powierzam swe życie”.

„Kobiety traktują Maryję jako kobietę silną, boską i bliską jednocześnie” – zauważyła parę lat temu Marta Bierca w swoich badaniach etnograficznych. To matka, przyjaciółka, wzór idealnej kobiety. Wymieniają ją na pierwszym miejscu wśród osób, do których się modlą. Z jednej strony niektóre niemal włączają Maryję do Trójcy i przyznają jej wielką moc. Z drugiej, wyznawczynie nazywają ją Matką, jakby chodziło o zwyczajną relację matka–córka.

Dr Agnieszka Kościańska badając prywatne objawienia, które są w dużej mierze maryjne, dostrzegła, że rozmówczynie przyznające się do objawień nazywają kontakt z Maryją rozmową, a nie modlitwą. – Te objawienia to nie spektakularne wizje, Matka Boża zwyczajnie do nich mówi, obiecuje opiekę, służy radą. Okoliczności są codzienne, tematy prywatne – relacjonuje.

Co w sercu gra
Kapliczki. Figury. W maju jakby odświeżone po zimie. Tak będzie w Wólce Kobylańskiej pod Dobrem, gdzie ktoś zaopatrzył kapliczkę pod lasem w nowiutkie wstążki. W Głuchowie, na drodze krajowej numer cztery, między Nowosielcami a Łańcutem, Maryja ma nad głową daszek z blachy falistej i halogenowy reflektor skierowany wprost na jej twarz. W Grębałowie, jednym z osiedli w Nowej Hucie, stoi na betonowym cokole od lat, ale płotek przed nią ktoś właśnie odnowił. Tu Maryja jest biała, w niebieskim płaszczu.

Z kolei w Przeworsku, 10 kilometrów od Jarosławia, na skrzyżowaniu ulic jest niewielkie wzniesienie. Na nim wysoki krzyż. W miejscu złączenia belek przymocowana jest budka. Za szkłem – wizerunek ukrzyżowanego Jezusa Chrystusa i oparty o metalową figurkę obraz Matki Bożej Częstochowskiej. Pod budką, z lewej strony powiewa biało-niebieska flaga, a z prawej strony – biało-czerwona. Poniżej do krzyża przyczepiony obrazek z Janem Pawłem II. Dookoła czarna ziemia i pojedyncze kwiaty. Wszystko otoczone drewnianym płotkiem. Dalej kostka brukowa i siedmioosobowa drewniana ławka. Na szczyt prowadzi około 20 stopni schodów i zielona poręcz.

Pani Marta: – 50 lat temu jeszcze zjeżdżaliśmy tu na sankach. Asfaltu nie było. Kostki i ławki nie było. Górka stroma, była frajda.

Z domu stojącego po przeciwnej stronie skrzyżowania gospodarze przeciągnęli nad asfaltem kabel. Córka właścicieli gospodarstwa wyjaśnia, że oświetlenie figurki można włączać w domu. – Tam – wskazuje palcem na budkę – są małe żaróweczki, przypięte od spodu. Kiedy się rozbłyskują, ładnie jest. Ja śpię na poddaszu, łóżko mam tak skierowane, że gdy się budzę, to od razu widzę Maryję.

Pan Kazimierz: – A tam dalej, jak spojrzycie za figurką, był duży staw. Ja się w nim pływać nauczyłem. Plaża była. Ogniska się paliło. Kiełbaski były. Ale w maju, tu, na tym wzniesieniu, zawsze był tłum ludzi. Śpiewało się.

Dziś jest trzynaście osób. Dwanaście kobiet – w tym pani Marta i córka właścicieli gospodarstwa – oraz właśnie pan Kazimierz.

Trzy pokolenia. Na ławce siedzą najstarsze panie. Przed nią stoją obok siebie dziewczynki. Za ławeczką panie w średnim wieku. Wszystkie ze śpiewnikami – około czterdziestu zapisanych zwrotkami kartek w plastikowej koszulce. Na początku kartka wyrwana z zeszytu z napisanymi odręcznie hasłami: modlitwa, litania, śpiewy, Ojcze Nasz i Zdrowaś Maryjo, wezwanie zmarłych, Apel Jasnogórski. To kolejność modlitw podczas codziennego nabożeństwa majowego.

Po co tu przychodzą?

– Nie dalej jak wczoraj rozmawialiśmy po majówce o tym, że kiedyś rzadko przychodziło się pod kapliczkę. Tylko pani Marta bywała tu regularnie. Żartowałyśmy między sobą: „Pani patrzy, siostra Marta idzie się modlić”. Jak nas pani Marta zaprosiła, to mówię jej: „Pani to jest o krok bliżej do nieba, bo nas zaprasza” – opowiada jedna z pań.

– Śpiewać tu przychodzimy – odpowiadają wszyscy zgodnie.

– No, dla wiary oczywiście. Wiadomo, że Polacy co roku w maju śpiewają dla Maryi. Zaczęło się od rozbiorów. Mężczyźni byli zsyłani na Sybir, a kobiety z dziećmi zostawały i śpiewały do Matki Boskiej. Już wtedy była solidarność – mówi pan Kazimierz.

– Lżej jest człowiekowi, jak Maryi wyśpiewa, co mu w sercu gra. Każdy ma jakieś swoje prośby, przemyślenia, intencje.

– U nas się tak mówiło: jak ojciec umierał, to dziecko było półsierotą. Ale jak matka umarła, to zostawało sierotą. I tak samo jest z tą Matką. Człowiek westchnie do Maryi, to lżej od razu.

– Maryja odpowiada? – dopytujemy.

– Pewnie! Odpowiada i pomaga. Ja niedawno byłam w Licheniu, w naprawdę istotnej dla mnie intencji, i wymodliłam to, co chciałam. I teraz obiecałam już, że znów pojadę i podziękuję – odpowiada jedna z pań.

Majowe w wielkim mieście
W Warszawie też zaczęło się od zaproszenia. I to na Facebooku. Przed kapliczką, gdzieś między Marymontem a Sadami Żoliborskimi, spotyka się kilkanaście osób. Wszyscy mają dwadzieścia parę lub trzydzieści kilka lat, niektórzy przyszli z małymi dziećmi. Wśród niewielkiej grupy są trzy dziennikarki. Ktoś intonuje, inni dołączają śpiewając z pamięci, ale częściej korzystają ze śpiewnika.

Ewa i Marcin Kiedio oraz Ewa Karabin i Michał Buczek z portalu „Dywiz” przyznają, że pomysł na majowe zrodził się podczas wspólnych wakacji. – Zatrzymaliśmy się podczas spaceru przed zadbaną kapliczką. Pomyśleliśmy, że spotkania w takich miejscach w mieście warto wskrzesić – opowiadają. – Wyszedł wtedy album o warszawskich kapliczkach i zdecydowaliśmy, że one powinny żyć.

Niedługo później zaproponowali majowe przed stołecznymi kapliczkami, co tydzień inną.

Pytamy pozostałych, po co przyszli. Jaka jest ich maryjna pobożność? Daniel sam chce coś dodać, trochę zirytowany tym, że podpytujemy tylko kobiety.

– Mężczyzna też może mieć na ten temat coś do powiedzenia – zaczyna. Czemu przyszedł? – Jestem ze wsi – tłumaczy – ale u nas majowe było nie przy kapliczce, tylko w kościele. Religijność ludowa i śpiewana jest mi bardzo bliska. Lubię taką estetykę religijną, choć intelektualnie pociąga mnie zupełnie inna. A jednak jest coś w tych znajomych melodiach.

Piotr, zakonnik, majowego nie zna z dzieciństwa, pierwszy raz brał w nim udział już w seminarium. Dołączył do nabożeństwa, bo przyciągnęła go ta rekonstrukcja. To, co tożsame ze starszymi ludźmi i tradycją, inicjują tu, w stolicy, ludzie młodzi.

Dokopać się do Maryi
Jak jest z maryjną religijnością w mieście, gdzie kapliczki nie stanowią centrum i pewnie nie zaradzą temu nabożeństwa zorganizowane przez środowisko „Dywizu”?

Ostatnio po Warszawie peregrynowała kopia obrazu jasnogórskiego. W prywatnych rozmowach młodzi stołeczni księża przyznają, że sami nie bardzo rozumieją, po co kopia obrazu odwiedza parafie. – Ludzie, owszem, przychodzą, ale sam trochę tego nie łapię. Robię, bo każą – przyznaje jeden z wikarych.

Drugi dodaje: – Wiecie, jak jest. Jeden biskup sugeruje, nikt nie śmie się sprzeciwić. Trzeba było zobaczyć u dominikanów, jakie podczas peregrynacji było piękne maryjne kazanie. Ale kaznodzieja zgrabnie unikał tłumaczenia, o co chodzi z tą peregrynacją.

A na majowe ludzie przychodzą? – U nas tak, jeśli połączy się je z mszą, a najlepiej jeszcze z pierwszym piątkiem miesiąca – przyznaje wikary z osiedla zamieszkałego przez młode rodziny.

– Majowe? Nigdy nie byłem – słyszymy od wielu mieszkańców dużych miast. Od opowieści o własnej pobożności maryjnej wykręcają się jeszcze bardziej.

– Maryja? Jeśli mam być szczera, to ja mam problem – wyznaje nam Zuzanna Flisowska, absolwentka teologii. – Przez konteksty i klimat, w którym kult maryjny się w Polsce przejawia, długo nie mogłam się do niego przekonać. Dopiero ostatnio staram się przez tę otoczkę dokopać do Maryi biblijnej, jakoś tę maryjną pobożność na nowo dla siebie napisać, znaleźć moment, w którym byłabym w tym szczera. Ale nie przychodzi mi to łatwo. Co nie zmienia faktu, że, trochę może niekonsekwentnie, modlę się czasem różańcem. Ale to dla mnie raczej przyglądanie się i rozpoznawanie dla siebie tradycji, która powoduje u mnie opory.

Macierzyńskie oblicze Boga
– Pobożność maryjną poznaję głównie przez muzykę, cenię zwłaszcza utwory chorału – tłumaczy Teresa Greziak, organistka w jednym z warszawskich kościołów i autorka projektu muzycznego „Kobiety Kościoła”. – Istniało tak wiele określeń opisujących jej czystość i piękno. Czy była piękna? Nie wiem, ale to nie ma dla mnie znaczenia. Urodziła Jezusa. Kluczowa jest jej zgoda. Myślę, że to musiało być przerażające, a ona się zgodziła odważnie i z zaufaniem – mówi. I dodaje: – Często odmawiam „Zdrowaś Maryjo”, ale nie w ramach różańca z jego narracją, tajemnicami. Po prostu. Dość często od środka, czyli od „Święta Maryjo...”. Dodaje mi to otuchy.

Agnieszka Piskozub-Piwosz – teolożka, anglistka i mama Ani, najpierw unika odpowiedzi. – Kim jest dla ciebie? Łagodniejszą twarzą Boga czy siostrą? – nalegamy. W końcu ustępuje: – Akurat bardzo serio myślę o Bogu i jako o Ojcu, i jako Matce. Czasem mam wrażenie, że kult maryjny ma nadrabiać nazbyt męskie wyobrażenie Boga, ale ja Go takim nie widzę, więc tego nie potrzebuję. W dodatku obawiam się, że macierzyńskie oblicze Boga może tracić na podkreślaniu kobiecości Maryi. Odkąd pamiętam, macierzyństwo Boga jest czymś naturalnym, a odkąd jestem mamą, wręcz namacalnym. I jako mam a nie czuję się bardziej niż dawniej związana z Maryją, a jednocześnie mam wrażenie, że trochę lepiej rozumiem Boga.

Ewa Karabin zastanawia się chwilę, ale chyba z maryjnością nie ma trudności. – Może dlatego, że jestem ze wsi i kojarzy mi się ze wspólnotową modlitwą i czymś więziotwórczym.

Wszystkie cztery: Zuzanna, Teresa, Agnieszka i Ewa – najpierw unikały odpowiedzi, ale potem okazało się, że po prostu szukają na maryjność swojego sposobu. Czy szukają go też inni?

Własna przestrzeń
Uczestnicy majówki w Przeworsku przyznają zgodnie, że wokół kapliczki, w maju, tworzy się centrum tego niewielkiego miasteczka. Nie chodzi tylko o odśpiewanie litanii. Godzina dziewiętnasta to początek, ale – gdy jest dobra pogoda, zwłaszcza w sobotę – śpiewy trwają nawet do dwudziestej drugiej.

Nie potrzebują księdza. Organizują się sami. Nabożeństwa majowe przy kapliczkach odprawiają głównie  kobiety.

Agnieszka Kościańska w badanych przez siebie kręgach wizjonerek, czyli kobiet twierdzących, że doświadczyły prywatnych objawień, ale też w samych nabożeństwach widzi przestrzeń społeczną dla kobiet. Zwłaszcza starszych – grupy wykluczonej społecznie i często samotnej. Pochowały mężów, a dzieci i wnuki mieszkają w miastach. Ich religijność jest niezupełnie związana z Kościołem, ale maryjna, więc mieści się jakoś w granicach ortodoksji.

Jednak badaczka wspomina też miejsca, gdzie niegdyś życie religijne przy krzyżu czy kapliczce oddolnie organizowały kobiety, a gdy pojawił się kościół czy kaplica, to ksiądz przejmował nad nim pieczę. Owszem, one dalej biorą udział, ale to już nie jest tak bardzo ich. Potrzebują własnej przestrzeni, bez opieki księdza. Tak jak dzieje się to w Przeworsku i – paradoksalnie – w Warszawie.

Czy zatem te stare wzorce duchowości ludowej mają jeszcze zastosowanie w dzisiejszym świecie? I czy nie jest tak, że duchowość maryjna ma szansę rozwijać się współcześnie bez nawiązywania do starych wzorców wypracowanych przed laty na polskich wsiach?

Ks. Andrzej Draguła, teolog z Zielonej Góry, twierdzi, że eksperyment „Dywizu” pokazuje, iż najlepsze jest podejście, które można określić jako „ciągłość i zmianę”. – Odkurzenie dawnych form, nadanie im nowego kontekstu kulturowego, który uwalnia od kojarzenia ich wyłącznie z pobożnością babć, pozwala na ich ponowne odkrycie i dobre funkcjonowanie. Z drugiej strony trzeba pamiętać, że są to formy dla niektórych, a nie dla wszystkich, bo taka jest natura tzw. pobożności ludowej – ma odpowiadać określonym potrzebom duchowym. Inni – być może – odnajdą się w innej formie pobożności maryjnej. Przecież mogą one funkcjonować obok siebie. Żadna z form nie ma patentu na wyłączność: ani ta stara, ani ta nowa. Ale przetworzona na własnych warunkach. ©℗

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Teolożka i publicystka a od listopada 2020 r. felietonistka „Tygodnika Powszechnego”. Zajmuje się dialogiem chrześcijańsko-żydowskim oraz teologią feministyczną. Studiowała na Papieskim Wydziale Teologicznym w Warszawie i na Uniwersytecie Hebrajskim w… więcej
Dziennikarz, autor wywiadów. Dwukrotnie nominowany do nagrody Grand Press w kategorii wywiad (2015 r. i 2016 r.) oraz do Studenckiej Nagrody Dziennikarskiej Mediatory w kategorii "Prowokator" (2015 r.). 

Artykuł pochodzi z numeru TP 21/2015