Siła i niesiła

Niezależnie od dalszych losów rozszerzenia Unii Europejskiej na Wschód, w naszym interesie są dobre relacje ze wschodnimi sąsiadami: nie tylko z politykami, lecz przede wszystkim ze społeczeństwami. W tym może pomóc trzeci sektor.

22.07.2013

Czyta się kilka minut

W 2009 r. Nicu Popescu i Andrew Wilson, eksperci związani z Europejską Radą Spraw Zagranicznych, opublikowali raport poświęcony polityce wschodniej Unii Europejskiej. Zastanawiali się nad możliwościami jej wpływu na kraje Partnerstwa Wschodniego. Pisali, że Unia potrafi „urzekać kraje sąsiedztwa”, a europejski model rozwoju jest atrakcyjny także dla unijnych sąsiadów.

Jak jest dzisiaj? Można się zastanawiać, czy Unia walcząca z kryzysem ekonomicznym zachowała dla Białorusinów albo Ukraińców powab. I czy dla tamtejszych elit politycznych i biznesowych bardziej przekonujące nie są inne modele modernizacji. Po co zatem wracać do raportu Popescu i Wilsona?

Unia „powinna dbać o zaistnienie w przestrzeni publicznej, docierać do społeczeństw, kręgów biznesu i instytucji państwowych” – pisali eksperci. I przestrzegali: „Taka obecność (...) pomaga UE zjednywać sobie przyjaciół, rozszerzać wpływy i publiczną widoczność oraz zająć pozycję umożliwiającą skuteczniejsze działanie w razie zmiany sytuacji w krajach sąsiedztwa i w samej Unii”.

To się nie zmieniło, a rady ekspertów, chociaż dotyczyły polityki unijnej, można odnieść także do polskiej. Jak dotrzeć do naszych wschodnich sąsiadów? Jak robić to wiarygodnie, by prowadzone działania nie były postrzegane jako propaganda? Klasyczna dyplomacja tu nie wystarcza.

Nieprzypadkowo mówi się o znaczeniu „dyplomacji społecznej” – domenie organizacji pozarządowych, samorządów­ – o dyplomacji „kulturalnej” i „naukowej”. Znane są przykłady takich działań prowadzone przez Stany Zjednoczone czy kraje Europy Zachodniej.

Polskie organizacje pozarządowe już w latach 90. były obecne w krajach sąsiedzkich. To za ich sprawą mieszkańcy byłego ZSRR poznawali Polskę i nasze doświadczenia w transformacji, ale też my poznawaliśmy nowo powstałe państwa. Może zabrzmi to megalomańsko, ale obecny dobry stan relacji między społeczeństwami Polski, Białorusi, Ukrainy, ale też krajów Kaukazu czy Mołdawii to także zasługa polskich NGOsów.

Te wszystkie działania długo realizowano przede wszystkim za zachodnie pieniądze – publiczne i prywatne. Polskie fundusze były niemal nieobecne. Sytuacja zaczęła się zmieniać w nowym stuleciu. Wypracowano model relacji między organizacjami pozarządowymi a MSZ, pojawiły się środki publiczne rozdzielane w otwartych konkursach (sam budżet polskiej pomocy rozwojowej na 2013 r. przeznaczony dla krajów Partnerstwa Wschodniego opiewa na kwotę ponad 13 mln zł).

Warto jednak pamiętać, że organizacje pozarządowe mogą pomagać w prowadzeniu polityki zagranicznej, ale muszą zachować autonomię. Ich siła polega nie tylko na sprawności, także na zaufaniu, które mają do nich partnerzy i beneficjenci. Nie mogą być postrzegane jako narzędzie ministerstwa i ślepy wykonawca jego poleceń. Ich zadaniem nie jest też robienie dobrej reklamy Polsce. Działania pomocowe, polityka rozwojowa czy współpraca kulturalna nie mogą być sprowadzone jedynie do promocji kraju.

Naiwność? Bo przecież o kształcie polityki zagranicznej – także w jej społecznym czy kulturalnym wymiarze – decydują politycy i urzędnicy. To oni ustalają priorytety. Jednak źle się dzieje, gdy próbują decydować, jakie szkolenia trzeba prowadzić, w jakiej miejscowości i w jaki sposób reformować szkoły, jakie wystawiać sztuki i wydawać książki. Dlaczego? Bo jest to po prostu nieskuteczne. Może najlepszym przykładem jest obecność naszej kultury w innych krajach. Jeżeli przed laty posłuchano by naszych decydentów, którzy z pasją opowiadali, co powinno się za granicą pokazywać, to naszym eksportowym znakiem nie byliby Bałka, Sasnal, Żmijewski, Jarzyna, Warlikowski, Stasiuk, Tokarczuk. Ktoś powie: byliby inni. Doprawdy? Dlaczego więc to Polaków, a nie reprezentantów innych krajów – z wyjątkami – można zobaczyć w prestiżowych europejskich i amerykańskich galeriach i salach teatralnych?

Organizacje pozarządowe nie zastąpią państwa w polityce zagranicznej. Współpraca społeczna czy kulturalna może jedynie – acz skutecznie – uzupełniać tradycyjną dyplomację. Warto przypomnieć raz jeszcze spostrzeżenie Popescu i Wilsona, że taka współpraca nie przynosi – najczęściej – natychmiastowych efektów. Tu potrzebna jest cierpliwość i konsekwencja. To lekcja, która nadal pozostaje do odrobienia.


PIOTR KOSIEWSKI jest pracownikiem Fundacji im. Batorego, stałym współpracownikiem „TP”.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Krytyk sztuki, dziennikarz, redaktor, stały współpracownik „Tygodnika Powszechnego”. Laureat Nagrody Krytyki Artystycznej im. Jerzego Stajudy za 2013 rok.

Artykuł pochodzi z numeru TP 30/2013

Artykuł pochodzi z dodatku „Polska się liczy (1): Sektor mocy