Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Nie zajmowałbym się mało istotnymi scenami z życia sejmowego, gdyby nie to, iż dwa najważniejsze polskie dzienniki (w weekendowych wydaniach z 22 listopada) poświęciły tej sprawie zbyt dużo miejsca.
"Dziennik" nadał swej relacji tytuł "Czy posłanka Kruk była wczoraj w Sejmie pijana?" i opatrzył ją dużą, kolorową fotografią, która (zdaniem redaktorów) rozwiewa wszelkie wątpliwości i czyni zbędnym znak zapytania. Przy okazji przypomniano, że "to nie pierwszy raz", i przedstawiono bohaterów sprzed lat: senatora Henryka Kanickiego (PSL) oraz posłów Jana Marię Jackowskiego (AWS), Tomasza Mamińskiego (Krajowa Partia Emerytów i Rencistów) i Witolda Firaka (SLD). Pamiętacie? Pamiętamy. I co z tego?
W "Gazecie Wyborczej" tytuł relacji niby spokojniejszy ("Niedysponowana posłanka Kruk") i brak zdjęcia, jest za to pełen troski komentarz Piotra Pacewicza, który zapewnia, że żal mu posłanki, a jednocześnie mówi dwa albo trzy zdania za dużo, przez co jego szlachetność staje się nieco dwuznaczna. Jakby zaś tego było mało, na tej samej stronie Michał Ogórek pisze w felietonie "Win mamy dość": "Premier Tusk, lansując (...) w Sejmie negocjacyjną metodę rodem z Ameryki »win-win«, osiągnął ogromny (...) rezonans, ale został chyba źle zrozumiany. Najgorzej przez posłankę Kruk, która zasadę dwóch win natychmiast wypróbowała na sobie". Bardzo lekki żart; nie waży więcej niż dwie tony.
Posłanka Kruk zrobiła krzywdę samej sobie; to jej wolno. Poważne gazety mogłyby zostawić ten temat telewizji i tabloidom.
Elżbieta Kruk była (nie tak dawno) przewodniczącą Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji. Dużo wówczas mówiła. Prawda o niej tkwi w tamtych wypowiedziach, których nie mam zamiaru zapomnieć. Drobiazgi z sejmowej restauracji nie są warte uwagi.