Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Zamierzonym i dawno zaplanowanym sabotażem, a nawet próbą przewrotu nazwał prezydent RPA Cyril Ramaphosa rozruchy i grabieże, które wybuchły po tym, jak do więzienia trafił były prezydent Jacob Zuma (rządził w latach 2009-18), skazany na 15 miesięcy za obrazę sądu. W rozruchach zginęło ponad 200 osób, a straty materialne (m.in. splądrowane i spalone sklepy, galerie handlowe, hurtownie i kilkudniowy paraliż dwóch prowincji: KwaZulu/Natal z portowym Durbanem oraz Gauteng z Johannesburgiem i stołeczną Pretorią) szacuje się na miliardy dolarów.
„Wiemy, kim są winowajcy” – mówi Ramaphosa. Nie wymienia nazwisk, ale wskazuje na Zumę, obarczanego winą za korupcję, jaka zapanowała pod jego rządami (procesy dopiero przed nim) i na ludzi z jego otoczenia. Uwięzienie swojego patrona współpracownicy byłego prezydenta uznali za ostatnie ostrzeżenie, a wywołując antyrządowe wystąpienia, chcieli zmusić Ramaphosę i jego frakcję w rządzącym Afrykańskim Kongresie Narodowym, by odstąpili od rozprawy ze skorumpowanymi dygnitarzami ancien regime’u. Rozruchy wywołali w prowincji KwaZulu/Natal, ojczyźnie Zulusów, rodaków Zumy, stanowiących jedną piątą blisko 60-milionowej ludności kraju, by zastraszyć Ramaphosę widmem narodowościowego konfliktu i frakcyjnej wojny o władzę. Ale polityczne protesty wymknęły się spod kontroli i przerodziły w trwające prawie tydzień grabieże.
RPA to wciąż najbogatszy kraj Afryki, ale przepaść między bogatą elitą, mogącą sobie pozwolić na wszystko, a biedotą, która nie ma nic do stracenia, jest głębsza niż gdziekolwiek na świecie.©℗
Więcej w cyklu Strona Świata na stronie internetowej „TP”