Rozmowy z UB

W związku z 50. rocznicą procesu bpa Czesława Kaczmarka (pisał o tym Ryszard Gryz w “TP" nr 40/03) chciałbym przypomnieć parę faktów dotyczących tej historii.

Procesy stalinowskie, pomyślane jako wielkie widowisko dla ludu, miały stały scenariusz. Podstawowa rola przypadała głównemu oskarżonemu, zobowiązanemu do odczytania długiego referatu o swych “zbrodniach". Współoskarżeni wzajemnie się oskarżali i potępiali głównego oskarżonego. Obowiązkiem “świadków" było potwierdzenie tez oskarżenia. Według takiego scenariusza przeprowadzono też proces biskupa. Największą odporność na ubeckie okrucieństwa i naciski wykazała jedyna kobieta wplątana w ten proces, siostra Waleria Niklewska. Liczba osób, którymi UB się w danej sprawie interesowało (w konsekwencji byli oni śledzeni, przesłuchiwani, często aresztowani i skazani), była z reguły znacznie wyższa od liczby osób przedstawionych w publicznych procesach. Nieprzypadkowo w związku z procesem biskupa aż 11 oficerów dostało ordery państwowe, a 24 funkcjonariuszy gratyfikacje pieniężne.

Obok księży, świeckimi świadkami doprowadzonymi z więzienia byli: Tadeusz Chromecki i Józef Szelchauz. Tadeusz Chromecki był w latach okupacji naczelnikiem Wydziału Politycznego Sekcji Spraw Zagranicznych Delegatury Rządu RP na Kraj. Po wojnie przez pewien czas pracował w MSZ, wyrzucony pod koniec lat 40., bez możliwości pracy, znajdował się w trudnej sytuacji materialnej. Był znajomym bpa Kaczmarka, od którego otrzymywał pomoc materialną, pozwalającą przeżyć jego rodzinie. Aresztowany na początku 1953 r., nie wytrzymał okrutnego śledztwa. W śledztwie przedstawił nie tylko okoliczności związane z biskupem, ale i działalność Delegatury Rządu. Dyrektor osławionego Departamentu Śledczego MBP, Józef Różański, chwalił się, że wydusił z Chromeckiego aż 40 stron zeznań. Józef Szelchauz, adwokat związany z kurią warszawską, był osobą, która mogła być wykorzystana do uderzenia w centralne władze Kościoła w Polsce. Wstrzemięźliwszy w zeznaniach od Chromeckiego, mówił na procesie z trudem i udało mu się zachować pewną godność i niezależność. Obu w czasie “odwilży" zwolniono z więzienia i rehabilitowano. Chromecki zmarł wkrótce po zwolnieniu. Szelchauz żył dłużej, jednak ze zrujnowanym systemem nerwowym.

Zeznania Chromeckiego, dotyczące Delegatury Rządu, zainteresowały UB, tępiące wszystko, co w czasie wojny było związane z działalnością prawowitych władz Rzeczypospolitej. Dlatego też część pracowników zagranicznego pionu Delegatury (m. in. Andrzej Leśniewski, były dziennikarz mikołajczykowskiej “Gazety Ludowej", Bronisław Zieliński, przyszły wybitny tłumacz literatury anglosaskiej, Władysław Minkiewicz), odsiadywało długoletnie wyroki więzienia. Mój ojciec, Władysław Markowski, był w czasie wojny pracownikiem Sekcji Zagranicznej Delegatury, a jego zwierzchnikiem był właśnie Chromecki. Zeznania tego ostatniego spowodowały, że bezpieka zajęła się moim ojcem, nękając go częstymi, wielogodzinnymi przesłuchaniami. A wreszcie, od ojca do syna, trafili do mnie, młodego absolwenta Wydziału Prawa UW. Pracowałem wówczas w PKPG, gdzie na czele komórki UB, zwanej Wydziałem Specjalnym, stał towarzysz Sadurski, mający do pomocy tow. Andrzejczyka i tow. Oliwę.

Całe towarzystwo prowadziło ze mną wielokrotnie, jak to określali, “rozmowy". Mieli bogate zainteresowania. Pytali o ojca, moją działalność w AK; prosili, bym wymienił folksdojczów, o których słyszałem podczas okupacji; dociekali, jak oceniam działalność księży w czasie wojny i obecnie na moim terenie. Oczekiwali, bym coś złego powiedział o swym dyrektorze, który - o paradoksie - był jakoś związany z MBP. Najwięcej wysiłku poświęcili zmuszaniu mnie do tego, abym został agentem-donosicielem. Obok różnorodnych gróźb i nacisków, czyli “kija", pokazywali także “marchewkę", dając do zrozumienia, że skoro mam skromną pensję, warto byłoby “dorobić". Pytanie o folksdojczów było zręcznym chwytem, uczyło bowiem denuncjacji bez wywoływania oporów psychicznych. To wszystko nie wpływało dobrze na moje samopoczucie, lecz cały rok grałem “na czas", aż doczekałem chwili, gdy dali mi spokój, a ów “bardzo specjalny wydział" zlikwidowano.

Ryszard Gryz wymienia w tekście autorów aktu oskarżenia przeciwko biskupowi. Są to osoby zajmujące się sprawą zawodowo, a więc prokuratorzy i pracownicy MBP, oraz jedna osoba “zewnętrzna" - Roman Werfel, której nie omówiono. Szkoda, bo jego wpływ na stalinizację życia polskiego był znaczny. Od czasu PKWN pełnił różne funkcje, głównie na froncie ideologicznym (redaktor naczelny centralnych gazet partyjnych, jak “Głos Ludu"; dyrektor wydawnictwa “Książka i Wiedza"). Miał lekkie pióro, wykorzystywane do niszczenia instytucji i osób, które Biuro Politycznie chciało zlikwidować. Werfel bezpardonowo atakował Stanisława Mikołajczyka i jego “Gazetę Ludową" oraz redagował wiele mów oskarżycielskich w głośnych procesach politycznych lat 40. i 50. Różański dostarczał materiału, w tym wymuszonych zeznań podsądnych, a Werfel tworzył z tego agresywną, ociekającą nienawiścią do oskarżonych, mowę oskarżycielską, którą następnie wygłaszał - niezbyt zresztą lotny - wykształcony na uniwersytecie wileńskim naczelny prokurator wojskowy - Stanisław Zarako-Zarakowski.

Historia II wojny światowej zna pojęcie morderców zza biurka. Romana Werfla oraz jemu podobnych też można uznać za, występujący w epoce stalinowskiej w Polsce, rodzaj ludzi do nich zbliżony. Ukaranie Werfla - staruszka, dożywającego dni w Warszawie - byłoby absurdem. Czy odczuwa jakieś wyrzuty sumienia z powodu swoich czynów? Z wywiadu, jaki przeprowadziła z nim przed laty Teresa Torańska (w książce “Oni"), wynika, że chyba nie doczekamy się wyrazów skruchy.

STANISŁAW MARKOWSKI (Warszawa)

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 46/2003