Różańce na niebie

Był jednym z ostatnich żyjących polskich lotników, uczestników II wojny światowej. Latał z pomocą dla walczącej Warszawy. Major Antoni Tomiczek zmarł w wieku 98 lat.

25.11.2013

Czyta się kilka minut

Ostatnie zdjęcie Antoniego Tomiczka z obrazem przedstawiającym jego halifax nad Gorcami, prezent urodzinowy od pasjonatów lotnictwa z Krakowa; Pstrążna, 13 listopada 2013 r. / Fot. Robert Springwald
Ostatnie zdjęcie Antoniego Tomiczka z obrazem przedstawiającym jego halifax nad Gorcami, prezent urodzinowy od pasjonatów lotnictwa z Krakowa; Pstrążna, 13 listopada 2013 r. / Fot. Robert Springwald

Ślązak z krwi i kości. Jego „kamraci” spod Rybnika zostawali na roli lub szli do „gruby”, on miał ambicje wyrwać się w świat. W latach 20. XX wieku tacy chłopcy jak on, zafascynowani techniką, marzyli, by zostać pilotem. „Bajtel” ze wsi Pstrążna dopiął swego: został pilotem – w 122. eskadrze 2. Pułku Lotnictwa Myśliwskiego w Krakowie. Potem miał zasiadać za sterami kilkudziesięciu typów maszyn, od tych sięgających rodowodem I wojny po wielkie bombowce.

W 1939 r. bronił polskiego nieba; trafił do sowieckiej niewoli. Przeżył. Uwolniony na mocy układu Sikorski– –Majski (gdy Hitler zaatakował Stalina), został zwolniony i przez Murmańsk oraz Archangielsk trafił do Szkocji.

„Zawsze wierzyłem w Opatrzność” – od takich słów zwykle zaczynał wspomnienia. Bo momentów, gdy był o krok od śmierci, było wiele. „Jeszcze przed wojną, w Krakowie, wystartowałem kiedyś z lotniska Rakowice pezetelką (PZL 11 c), osiągnąłem pułap 180 m i zgasł mi silnik”. Lądował przymusowo, gdy „na drodze pojawił się płot. Ale samolot odbił się jak piłka od drogi tuż przed płotem i go przeskoczył”.

NIEBO NAD WARSZAWĄ

Szczęście przydało się także, gdy w 1944 r. trafił do polskiej 1586. eskadry: specjalnej jednostki stacjonującej na południu Włoch, której samoloty latały nad okupowaną Europę ze zrzutami dla podziemia. Antoni Tomiczek odbył 23 takie loty, skrajnie niebezpieczne: nad Polskę, północne Włochy, Jugosławię, Czechosłowację, Grecję. „Po prawej zostawał Belgrad, po lewej Budapeszt. I wreszcie Tatry, Polska. Niektórzy się żegnali ze wzruszenia” – wspominał. Mówił: „Piloci, którzy latali do Polski ze zrzutami, nieśli nie tylko pomoc wojskową, ale ponad wszystko nadzieję i przesłanie dla żołnierzy AK: nie jesteście sami”.

„Do Warszawy miałem pierwszy lot 22 sierpnia 1944 r. – wspominał zrzuty dla powstańców. – Był taki samolot, Halifax, na którym żaden pilot nie wykonał lotu. Przez awarie silników i inne usterki. Zwykle wracał zaraz po starcie na lotnisko. Dowódca powiedział mi: na tym samolocie niech pan sobie polata... No i okazało się, że samolot gra. Dowódca powiedział: leci pan nad Warszawę. Poleciałem”. Mechanicy byli przekonani, że Tomiczek za godzinę-dwie wróci, z awarią. Ale Tomiczek doleciał, dokonał zrzutu i po 10 godzinach i 40 minutach wrócił bezpiecznie. „Mechanicy dalej na mnie czekali”.

Nie było czasu, by przyglądać się płonącej Warszawie. „Niemcy rąbali do nas jak do tarczy – mówił. – Gdy zaczynał się ostry ostrzał, radiotelegrafista siarczyście przeklinał, a nawigator zaczynał modlitwę. Co trzeci nabój był świecący, miałem wrażenie, że różańce po niebie latają”.

Ostatnim jego zadaniem był zrzut dla 1. Pułku Strzelców Podhalańskich AK, na placówkę nad Szczawą, nocą z 28 na 29 grudnia 1944 r. Był to jednocześnie ostatni specjalny lot do Polski. W tamtą noc nad Gorcami zjawiło się kilka samolotów z zaopatrzeniem. Ostatnim był halifax Tomiczka. Po jednej stronie gór byli już Rosjanie, po drugiej jeszcze Niemcy. Tomiczek dokonał zrzutu, po czym, na pożegnanie, wykonał nawrót wielkim czterosilnikowym samolotem, zapalił wszystkie światła i przeleciał tuż nad głowami akowców. Pomachał skrzydłami na pożegnanie. Świadkami tego byli amerykańscy piloci, uratowani po katastrofie ich B-17 koło Ochotnicy.

„ZROBILI MÓJ SAMOLOT”

Po 1945 r. postanowił wrócić do Polski za głosem serca: tu zostawił narzeczoną. „Emilka pisała mi tak: osiem lat czekam, inne już powychodziły za mąż, a ja czekam na ciebie. No i było, nie było, zgłosiłem, że wracam do Polski” – wspominał. Gdy żona zmarła, każdego dnia był na jej grobie.

Kilka lat temu kolekcjonerzy i pasjonaci lotnictwa z Krakowa postanowili podziękować lotnikom za ich trud wystawą „In the air on the air” (W eterze i w powietrzu). Major Antoni Tomiczek zapowiedział, że na ­otwarcie takiej wystawy musi przyjechać – i przyjechał. W podziękowaniu za ich odwagę, w Muzeum AK w Krakowie wykonano replikę przedziału bombowego halifaksa – alianckiego „woła roboczego” II wojny światowej. Gdy po raz pierwszy od wojny zobaczył samolot z literami „GRA” wymalowanymi na kadłubie, powiedział: „Pierony, zrobili mój samolot!”. Nie krył wzruszenia. Później był wielokrotnie gościem Muzeum AK.

Do tej pory nie spotkałem człowieka, który o swoich bohaterskich i potwornie niebezpiecznych przeżyciach wojennych opowiadał tak, jakby mówił o spacerze po bułki. Był obdarzony charyzmą, wiedzą i skromnością. Skupiał najlepsze cechy pilota. Był, w dosłownym znaczeniu, świadkiem dziejów. Jednym z ostatnich – w Krakowie mieszka jeszcze tylko jeden weteran podniebnych walk: płk Ludwik Krempa.

Antoni Tomiczek zmarł 19 listopada, tuż po 98. urodzinach. Spoczął na cmentarzu w Pstrążnej, obok żony. Miał szczęcie stawać na zbiórkę na pasie startowym z takimi lotnikami jak Mieczysław Medwecki, Wacław Król, Stanisław Skalski. Ten Polish Fighting Team w niebie musi być niesamowity. 


ROBERT SPRINGWALD jest historykiem w Muzeum AK w Krakowie. Pasjonat historii lotnictwa, kurator wystawy „In the air on the air”.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 48/2013