Rokita i Hołowczyc

Nieustannie rosnąca popularność Platformy Obywatelskiej sprawiają, że także pewność siebie (złośliwy powiedziałby: buta) liderów tego ugrupowania rośnie. Od cech charakteru polityków ważniejsze jest jednak, jak przekładają się one na polityczne fakty.

04.04.2004

Czyta się kilka minut

Po pierwsze, Platforma ani myśli wycofać się z wysuniętego przez liderującego jej od pewnego czasu Jana Rokitę hasła “Nicea albo śmierć". Nic to, że od początku pod każdym względem było ono kiksem. W polityce w zaparte iść warto tylko w wyjątkowych sytuacjach (cynik powiedziałby: silniejszemu nie warto stawiać się nigdy) - a i wtedy trzeba zostawić sobie furtkę do odwrotu. Rokowania nad konstytucją europejską taką sytuacją nie były - były zwykłymi negocjacjami dyplomatycznymi, tyle że o nieco podwyższonej stawce. Tym bardziej żałosna okazała się polska taktyka (bo hasło Rokity stało się rychło hasłem Leszka Millera). Oczywiście tego rodzaju okrzyki ze strony wytrawnego gracza, jakim jest Rokita, skierowane były też - a raczej przede wszystkim - do słuchaczy w kraju. Ale i tu nie były konieczne: nie kwestie tyczące integracji decydowały o porażce SLD i sukcesie PO. Problem w tym, że słowa w polityce mają, wbrew pozorom, wagę i propagandowe chwyty tandemu Rokita-Miller mogą wzmocnić wśród Polaków tendencję do postrzegania Unii jako struktury nowym członkom nieprzyjaznej.

Jak się okazuje, Platforma nadal nie zamierza porzucić tej retoryki - i to nawet w obliczu zmiany sytuacji (sojusz z Hiszpanią na forum UE mocno się zachwiał, a kluczowi oponenci proponują jak się zdaje - kompromis). Ba, PO grozi, że “jest zdeterminowana do odrzucenia konstytucji europejskiej, o ile nie będzie ona zawierała zapisów gwarantujących korzystną pozycję Polski". Sam Rokita lansuje zaś w swoim ugrupowaniu (a i na zewnątrz) wizję polityki zagranicznej jako sporu o interesy poszczególnych krajów - przeciwny pogląd nazywając anachronizmem. W rzeczywistości anachroniczny jest Rokita: w każdym razie w Unii Europejskiej ceni się raczej skłonność do porozumienia w imię zysku wspólnoty, a zasadą jest solidarność krajów członkowskich.

Po drugie, choć PO pozuje na silną i pewną siebie, wśród kandydatów do Parlamentu Europejskiego umieściła znanego tenora, popularnego rajdowca i znanego prezentera telewizyjnego. Mają oni pewnie służyć za “lokomotywy" listy PO. Czy jednak śpiewacy i kierowcy, choćby i świetni, będą najlepszymi partnerami dla doświadczonych polityków “starej" Unii? Czy poważna partia musi chwytać się takich metod? Jeszcze nie tak dawno działacze PO krytykowali pomysł obywatelskich list do Parlamentu Europejskiego za to właśnie, że startować z nich mieli kandydaci nie powiązani z partiami i nie będący politykami.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 14/2004