Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Epopeja Władysława Reymonta wciąż pozostaje w kanonie szkolnych lektur. Agata jest pierwszą postacią, jaka pojawia się na kartach "Chłopów". Jest jesień, opuszcza rodzinną wieś, by zimę przetrwać w bardziej sprzyjających warunkach. Idzie na żebry do miasta. Wróci wiosną, a w ostatniej części epopei pożegna się ze światem. Ale jak! Dokładnie tak, jak sobie wymarzyła. W rodzinnej chałupie, gdzie dotąd nie było dla niej miejsca, czeka skrzynia z pościelą pożegnalną: nową, odświętną. Tułającą się dotąd po sieniach i drogach na konanie przeniosą do izby. Zaścielą łóżko, będzie się cały dzień żegnała z odwiedzającymi, dzieciom, wręczając miedziaki, będzie mówić "zmów paciorek za Agatę", będzie słuchała "z lubością" odmawianych zbiorowo modlitw. A o zachodzie usiądzie na łóżku, zawoła, że pora na nią, i odejdzie w wybuchającym lamencie i płaczu. Uroczyście, w gotowości do zakończenia ziemskiej drogi tak, jak się najbardziej upragnęło, jak człowiekowi przystoi.
Scena ta (nie pomnę, czy w ogóle uwzględniona w telewizyjnym serialu, ale dla tych, co czytali "Chłopów", zostająca w oczach na zawsze) przypomina mi się natychmiast, ile razy czytam następną debatę toczoną na temat owej litanii wstrząsających terminów z okładki ostatniego "Tygodnika": "eutanazja, ortotanazja, śpiączka wegetatywna, kora mózgowa, uporczywa terapia, stan terminalny" itd., itd., itd. We wszystkich tych pytaniach, twierdzeniach i refleksjach nie ma czegoś zasadniczego, choć wszystkie one poruszają się w kręgu najbardziej wstrząsających spraw egzystencji człowieczej: nie ma faktu umierania jako tego momentu, który jest jedyną pewnością dla każdego z nas i którego nie anulują najbardziej nawet słuszne i restrykcyjne zabezpieczenia "otaczające opieką życie", jak chce dziś nauczający nas Kościół. Każdy z nas umrze, a to, jak się to dokona, jest dla każdego z nas pytaniem numer jeden, którego nie unieważnią żadne "testamenty życia". Reymont pokazał to w takiej wizji, która budzi zazdrość i gorące marzenie: żebyż to tak mogło być. Totalna anachroniczność tej wizji dzisiaj nie wymaga ani jednego słowa dowodu.
I jeszcze tylko zapis notatki sprzed kilku dni. Był to, zdaje się, wtorek 17 lutego. Media pełne były czarnych przekazów na temat jadowitych wywiadów politycznych i zjadliwych komentarzy o sytuacjach z areny polityki. Wiadomość, że rankiem tegoż dnia zginęli w rozbitym śmigłowcu lecącym na ratunek uwięzionej w karambolu samochodowym ciężarnej: pilot śmigłowca i ratownik, a lekarz ciężko ranny - ta wiadomość przedostała się tylko do serwisu informacyjnego, nie przyciągając ani jednej refleksji. Ot, takiej choćby, że chciałoby się poznać ich nazwiska i twarze, i że ten lot i katastrofa były tysiąc razy ważniejsze niż wszystko, o czym tyle gadało się w mediach przez cały dzień...