Radość wiary

Tajemnica tkwi w odróżnianiu rzeczy ważnych od pilnych i niedopuszczeniu, by pilne przesłoniły ważne. Spokojna radość mędrca, który zachowuje dystans wobec spraw doraźnych.

20.08.2012

Czyta się kilka minut

 / Fot. Grażyna Makara
/ Fot. Grażyna Makara

Pisanie o radości płynącej z wiary jest sprawą delikatną, bo nawet przy zachowaniu maksymalnej powściągliwości jest to pisanie o własnej wierze, a przeżywanie własnej wiary jest czymś na tyle intymnym, że odruchowo bronimy dostępu do tej sfery osobom postronnym. Lęk, że wejdą tam „z butami”, np. przez idiotyczne komentarze, jest chyba uzasadniony.

Piotr Sikora (patrz str. 22) opisał ciekawe badania amerykańskiego Instytutu Gallupa nad korelacją pomiędzy stopniem zaangażowania religijnego a poziomem tzw. dobrostanu (co za słowo!) jednostki. Wyszło na to, że największym dobrostanem cieszą się ludzie mocno zaangażowani religijnie. Miło to słyszeć człowiekowi wierzącemu, ale jeszcze milsze było dla mnie wyznanie badaczy, że trafili tu na coś tajemniczego, bowiem nie są w stanie powiedzieć, dlaczego tak jest. Tyle o rankingu „dobrostańców”. Ten temat wnikliwie omawia Sikora, więc proponuję refleksję nad samym dobrostanem (co za słowo!), czyli po prostu pytaniem: co to jest radość płynąca z wiary? Czy naprawdę istnieje?


Nasze nabożeństwa nie skrzą się radością. Dominuje bezruch i powaga uczestników, smętne pieśni i kazania (nie mówiąc o listach pasterskich) – dopełniają one obrazu, którego nie rozjaśnia kiwanie głową na „przekażcie sobie znak pokoju” ani „ogłoszenia parafialne” długie, zwykle pozbawione ciepła i czysto organizacyjne, raczej niewiele mówiące o radości wiary. Ludzie, jak weszli do kościoła sobie dalecy i obcy, tak dalecy sobie i obcy się rozchodzą. „Wysłuchali” niedzielnej Mszy, spełnili obowiązek i mają spokój. Oczywiście są wyjątki...

Gdzie więc szukać przejawów radości z wiary? W słynnych niegdyś Mszach dla dzieci ks. Tischnera? W Mszach ks. Bozowskiego z tasiemcowymi kazaniami, odprawianych u warszawskich wizytek, na które ludzie ciągnęli z krańców miasta? W kazaniach ks. Twardowskiego? Tak, to były zgromadzenia radosne, chwilami wręcz wesołe, i to nie wedle schematu: „każdy święty chodzi uśmiechnięty”.

Tą radością obdarowywali zgromadzonych u św. Marka w Krakowie czy u wizytek w Warszawie ludzie wielkiej wiary. Na czym więc polega ta dziwna radość z wiary, która się wymyka oku i szkiełku badaczy Gallupa?


Odpowiedzi szukam, przypatrując się ludziom wielkiej wiary, których dane mi było spotkać w moim długim życiu. Byli wśród nich ludzie młodzi i starzy, grubi i chudzi, zdrowi i ciężko chorzy, wykształceni i prości, z poczuciem humoru i bez tego poczucia, z talentem do wystąpień publicznych i pozbawieni tego talentu.

Kimkolwiek byli, zawsze ta ich radość była spokojna jak głębina oceanu, której nie naruszają burze na powierzchni. Owszem, doświadczali cierpień, niepokojów, niekiedy ogarniał ich gniew, czasem bywali zniechęceni, ale to były uczucia na powierzchni, w głębi panował pokój, który zawsze pozwalał im zachować pogodną równowagę. Jeden z nich powiedział mi kiedyś, że tajemnica tkwi w odróżnianiu rzeczy ważnych od pilnych, i niedopuszczeniu, by sprawy pilne przesłaniały ważne. A więc spokojna radość mędrca, który zachowuje dystans wobec spraw doraźnych. Owszem, ale i coś więcej... Radość z wiary to także radość tego, kto odkrył, że jest kochany, że ktoś go pokochał, radość zakochanych, którzy własną wartość odczytali w oczach tego, kto w nich uwierzył i ich pokochał. Bo radość wiary to owoc zaufania. Zaufanie zaś to najwłaściwsze określenie wiary. Uwierzyć bowiem znaczy: wbrew wszystkiemu zaufać Panu Bogu. Praktyki religijne, sakramenty, teologia, kazania, przykazania, posty itd., jeśli chcą zachować żywotność, temu mają służyć. Same w sobie będą, w najlepszym razie, niepojęte.


Radość jest „produktem ubocznym” wiary. Im wiara będzie czystsza, to znaczy bardziej ufna, tym będzie radośniejsza. Jak się to osiąga? Nie wiem. Ale wiem, że jest osiągalna, bo spotkałem świadków radości z wiary i wszystkim takich spotkań życzę.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Urodził się 25 lipca 1934 r. w Warszawie. Gdy miał osiemnaście lat, wstąpił do Zgromadzenia Księży Marianów. Po kilku latach otrzymał święcenia kapłańskie. Studiował filozofię na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim. Pracował z młodzieżą – był katechetą… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 35/2012