Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Po sobie" to debiut godny uwagi z kilku powodów. Przede wszystkim - te wiersze to lingwistyczna próba psychologicznej autoanalizy. Lingwistyczna, bo aktywująca się w języku i poprzez język, który Julia Szychowiak specjalnie zniekształca, o czym świadczą np. urwane zdania czy semantyczne przestawienia. Próba, ponieważ wszystkie wiersze dotyczą w jakiś sposób tego samego. I wreszcie, psychologicznej autoanalizy - określenie pewnie nie do końca fortunne, ale jak inaczej nazwać to nieustanne podchodzenie do siebie i niesiebie, a także od siebie i niesiebie ciągłe uciekanie?
Najciekawsze wydają mi się właśnie próby rozwarstwiania własnego "ja", pokazywanie siebie jako kogoś innego, ukazywanie nietożsamości z samą sobą, jednoczesne widzenie siebie w sobie i naprzeciw siebie, ze szczególnym naciskiem na owo "naprzeciw". Szychowiak nie znajduje siebie, ponieważ nie istnieje coś takiego, jak cała, zamknięta i określona jaźń. A najlepiej widać to w języku, który przyłapany na swoich metafizycznych pretensjach staje się ciekawym punktem wyjścia dla dalszych rozważań: "Chodźmy, nic tu nie ma. Nic ma nas, zobacz" ("Nic").
Bohaterka tych wierszy rozwarstwia się także w sensie fabularnym - na przemian jest przedmiotem i podmiotem tych wierszy. Odczuwa swoje ciało jako obce, oddalone. Temu ciału bliżej do snu niż do jakiejkolwiek realności. Ciało jest częścią świata przedstawionego - niewygodny manekin, nieudana sztuczka, którą trzeba przeżuwać w samotności: "Rozhuśtane głowy o drewnianych oczach / i splątanych brwiach" ("Koncentrować"), "pod szyciem skóry jest miąższ słodki / i krew, krew cała ze szkła" ("Rano"). Ta nieforemność okazuje się zresztą domeną całego świata przedstawionego: "Ma jeszcze czas, by wypełnić ciałem wodę, / by zdrapać z nieba skórę i wybić okno słońcu" ("Do zobaczenia").
Problem tożsamości dotyczy właściwie nie tylko lirycznego "ja", ale także całej przestrzeni istnienia wiersza, a więc konkretnego miejsca i czasu, w którym powstał utwór. Ten język przez cały czas czuje się "nie u siebie", jakby "wolał" być gdzieś indziej lub kiedy indziej, jakby był świadomy, że może bardziej pasowałby do innej sytuacji. Język na każdym kroku podkreśla własne oddalenie - od siebie lub od nieokreślonego "wtedy" i "tam". "Co tu robię? Powiem, ale nie teraz", czytamy w utworze "Debet literacki", a w wierszu "Nie tutaj": "Rozejrzyj się, mnie jeszcze tu nie ma. // Tam mnie boli".
O wadze, jaką ma dla Szychowiak język i jego możliwości, świadczy motto z Miłobędzkiej. Klimat tej poezji bardziej przypomina mi jednak Halinę Poświatowską. Zwłaszcza w sposobach obrazowania i nieustannym, podskórnym napięciu, sygnalizowanym niby od niechcenia, za pomocą nagłych przesunięć i zaprzeczeń. Kto wie, gdyby Poświatowska urodziła się po Miłobędzkiej, być może pisałaby właśnie w taki sposób?
Julia Szychowiak, "Po sobie", Biuro Literackie, Wrocław 2007