Pulitzer broni słabych

Najsłynniejsza nagroda dziennikarska na świecie świętuje setne urodziny. Obchody były okazją do przypomnienia podstawowej roli mediów: dziennikarze są po to, aby kontrolować władzę i bronić przed nią tych, którzy jej nie mają.

19.09.2016

Czyta się kilka minut

Agencja Reuters i dziennik „New York Times” podzieliły się w tym roku Pulitzerem w kategorii „fotografia newsowa”, za materiały o kryzysie migracyjnym. Powyżej stacja kolejowa na Węgrzech, poniżej granica macedońsko-węgierska, wrzesień 2015 r. / Laszlo Balogh / REUTERS / FORUM // Yannis Behrakis / REUTERS / FORUM
Agencja Reuters i dziennik „New York Times” podzieliły się w tym roku Pulitzerem w kategorii „fotografia newsowa”, za materiały o kryzysie migracyjnym. Powyżej stacja kolejowa na Węgrzech, poniżej granica macedońsko-węgierska, wrzesień 2015 r. / Laszlo Balogh / REUTERS / FORUM // Yannis Behrakis / REUTERS / FORUM

Od zawsze największe uznanie jurorów Pulitzera znajdowały materiały dziennikarskie, które ujawniały nadużycia władzy – nie tylko politycznej, lecz także ekonomicznej, religijnej czy wielkiego biznesu. W tym roku jedną z nagród otrzymała agencja Associated Press (AP) za śledztwo dotyczące przemysłu owoców morza w południowo-wschodniej Azji („Seafood from Slaves”).

Ustalenia dziennikarzy AP mogą popsuć smak wielbicielom krewetek i innych owoców morza, które pochodzą z tego regionu – i są również łatwo dostępne w popularnych polskich sklepach. Oto tysiące mężczyzn na morzach południowo-wschodniej Azji pracują jako niewolnicy na statkach służących do połowu krewetek. To biznes przynoszący ogromne pieniądze. Niektórzy z nich przez wiele miesięcy nie schodzą na ląd, a jedyna zapłata, jaką otrzymują za swoją pracę, to miska podłego jedzenia. Konkretnym efektem tego dziennikarskiego śledztwa było uwolnienie 2 tys. mężczyzn, którzy w końcu mogli wrócić do swoich rodzin. Jeden z bohaterów, do których dotarli dziennikarze AP, nie widział swojej rodziny przez 22 lata...

W 2013 r., nagrodę otrzymali dziennikarze „New York Timesa” za cykl reportaży o masowym łamaniu praw pracowniczych w chińskich fabrykach koncernu Apple. Natomiast 10 lat wcześniej nagroda przypadła dziennikarzom „The Boston Globe” za serię artykułów ujawniających aferę pedofilską w Kościele katolickim w Bostonie – to właśnie te wydarzenia stały się potem kanwą filmu „Spotlight”.

Jeden procent

Gospodarzem obchodów stulecia Pulitzera, które odbywały się kilka dni temu, był Uniwersytet Harvarda w USA.

„Mamy jeszcze wiele roboty do zrobienia” – mówił Bob Woodward z dziennika „Washington Post”, laureat Pulitzera – razem z Carlem Bernsteinem – w 1973 r. za odkrycie afery Watergate, co doprowadziło do rezygnacji z urzędu prezydenta Richarda Nixona. „Ludzie, którzy odpowiadają za informacje w rządzie i biznesie, rosną w siłę – mówił dalej Woodward. – Wciąż szukają sposobów, żeby ograniczać nam dostęp do informacji. Wiemy coraz mniej o tym, co tam się dzieje. Byłem kiedyś na kolacji, a obok mnie siedział Al Gore, były wiceprezydent USA. Pytam go, ile publicznie wiemy o tym, co tak naprawdę się dzieje w rządzie. »Jeden procent«, tak mi odpowiedział”.

Oprócz Woodwarda na scenie byli także Dean Baquet, redaktor naczelny „New York Timesa”, oraz Laura Poitras, autorka nagrodzonego Oscarem filmu dokumentalnego „Citizenfour”, poświęconego sprawie Edwarda Snowdena. Mówili o roli doświadczenia i intuicji redaktorów, którzy muszą podejmować decyzje przy publikacji kontrowersyjnych materiałów. W takich sytuacjach zwykle mają przeciwko sobie nawet swoich prawników, którzy gdyby tylko mogli decydować o publikacji jakiegoś materiału, to wiele z nich nigdy nie ujrzałoby światła dziennego i nie dostałoby Nagrody Pulitzera. Dla redaktorów kluczową kwestią jest wówczas pytanie o interes społeczny.

„Co byś zrobił, gdybyś dostał w końcu deklaracje podatkowe Donalda Trumpa?” – Bob Woodward zapytał Deana Baqueta. Ujawnienie takich dokumentów jest w USA przestępstwem, zagrożonym karą pięciu lat więzienia.

„Opublikowałbym – odparł naczelny „New York Timesa”. – To jest w interesie społecznym. Mamy prawo wiedzieć, w jaki sposób zbudował swoją fortunę kandydat na prezydenta USA. Tym bardziej że sam podawał publicznie różne źródła pochodzenia swojego majątku”.

Reguły się zmieniają

„New York Times” czy „Washington Post” to potężne organizacje medialne, które mają czas i pieniądze na prowadzenie dużych śledztw dziennikarskich. Mają też prawników (i fundusze na ich wynajęcie), którzy potem bronią ich racji. Ogólna tendencja jest jednak odwrotna. Dziennikarstwo lokalne jest coraz słabsze, a na poziomie krajowym następuje koncentracja mediów, także w Polsce. Niewiele redakcji może sobie pozwolić na czasochłonne i skomplikowane śledztwa. Prasa co roku notuje coraz słabsze wyniki sprzedaży, a internet nie przynosi (jeszcze?) stosunkowo dużych pieniędzy.

Tymczasem czytelnicy/odbiorcy mediów szukają informacji przede wszystkim w internecie – im młodsi, tym jest to coraz bardziej widoczne. Jednocześnie sieć stwarza dziennikarzom zupełnie inne środowisko pracy i dostarcza nowych narzędzi. Rośnie w siłę dziennikarstwo śledcze oparte na analizie danych, a międzynarodowa współpraca jest coraz częstsza i łatwiejsza – czego dowodzą choćby takie przypadki, jak śledztwo dziennikarskiej grupy Bellingcat w sprawie zestrzelenia przez Rosjan pasażerskiego boeinga nad Donbasem, skoordynowane ujawnienie w wielu krajach materiałów „Panama Papers” (w Polsce sprawą zajmowała się „Gazeta Wyborcza”) czy pozyskiwanie materiałów na temat wojny w Syrii od lokalnych aktywistów w sytuacji, gdy na miejscu właściwie nie ma dziś zachodnich dziennikarzy.

Ponieważ zmienia się świat mediów, zmieniają się także reguły Nagrody Pulitzera. W 2009 r. do udziału w konkursie zostały dopuszczone media internetowe. Ponadto od lat nagradzani są także fotoreporterzy, pisarze czy karykaturzyści. W 1997 r. nagrodę po raz pierwszy otrzymał muzyk jazzowy Wynton Marsalis za utwór „Blood on the Fields”, opisujący drogę dwojga niewolników do wolności. Obecnie pojawiają się głosy o możliwości dopuszczenia dziennikarzy międzynarodowych do konkursu.

Od dziennikarza do właściciela

A jak to wszystko się zaczęło? Człowiek, którego nazwisko nosi dziś nagroda – Joseph Pulitzer – urodził się w 1847 r. na Węgrzech (należących wtedy do cesarstwa austriackiego), w rodzinie zamożnego handlarza zbożem. W Budapeszcie odebrał staranne wykształcenie w prywatnych szkołach. Mówił biegle po niemiecku i francusku, słabo po angielsku.

Jak wielu mieszkańców Europy Środkowej w tamtych czasach, Joseph Pulitzer zdecydował się na emigrację do Ameryki. Początkowo imał się tu różnych zajęć, aż w końcu został dziennikarzem niemieckojęzycznej gazety „Westliche Post”. Mając 25 lat, przejął udziały w bankrutującym piśmie, a potem zaczął przejmować kolejne gazety. Stał się prominentną figurą ówczesnego świata mediów za oceanem. W 1904 r. w jednym z pism wyłożył swoje credo – podkreślał w nim konieczność istnienia silnej i niezależnej prasy, która ma kontrolować rządzących. „Nasze państwo i jego prasa albo wspólnie będą rosły w siłę, albo wspólnie upadną” – pisał.

Pulitzer zmarł w 1911 r. Rok później za jego pieniądze, zapisane w testamencie, ufundowano słynny Columbia University Graduate School of Journalism w Nowym Jorku – oraz nagrodę dziennikarską, przyznaną po raz pierwszy w czerwcu 1917 r.

Teraz, na obchodach jej stulecia, wśród gości Uniwersytetu Harvarda był także Robert A. Caro – dwukrotny laureat Pulitzera. W swoim przemówieniu mówił: „Jako dziennikarz tylko wtedy będziesz wiarygodny, jeśli będziesz oceniał władzę z perspektyw tych, którzy tej władzy nie mają”. ©

ROBERT SOCHA jest dziennikarzem TVN, obecnie stypendystą Uniwersytetu Harvarda w USA.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 39/2016