Przymus patrzenia

Wystawa "Idź i patrz" to nie tylko okazja zobaczenia prac jednego z najważniejszych i najmodniejszych dziś artystów. To także dowód, jak bardzo malarstwo zmieniło się w ostatnich latach.

24.06.2008

Czyta się kilka minut

O Lucu Tuymansie, Belgu urodzonym w 1958 r., mówi się, że udało mu się pokazać, iż malarstwo może być zajęciem na wskroś nowoczesnym. Nie odwoływał się przy tym do mniej lub bardziej odległych tradycji artystycznych, lecz sięgnął do innych dyscyplin sztuki: fotografii i filmu. Tam szukał inspiracji, ale jego obrazy nie udają zdjęć czy filmowych kadrów - Tuymans pozostaje malarzem. Jego dość skromne płótna miały ogromne znaczenie dla młodych twórców, także w Polsce. Mówi się nawet o "efekcie Tuymansa", dzięki któremu pojawiła się cała plejada artystów.

"Idź i patrz" to pierwsza tak obszerna prezentacja tego malarstwa w naszym kraju. Przygotowywano ją dość długo, ale wysiłek się opłacił. To duże wydarzenie artystyczne, być może najważniejsze w tym roku w Polsce. Wielka w tym zasługa kuratorki wystawy - Magdy Kardasz.

W Zachęcie znalazło się blisko 70 prac. Najstarsze pochodzą z lat 70. To niemal pełny przegląd twórczości artysty, dzięki któremu udało się pokazać większość tematów ważnych dla jego sztuki. Dodatkowo, bezpośrednio na jednej ze ścian galerii, w miejscu, gdzie niegdyś wisiała "Bitwa pod Grunwaldem" Matejki, malarz wykonał w dużej skali powtórzenie swojego dawnego obrazu, przedstawiającego barokowe wnętrze jezuickiego kościoła, pełne splendoru - symbol Boga, ale także znak władzy sprawowanej na ziemi. Nie jest to przypadkowy wybór. Malarza interesuje lokalny kontekst, w którym pokazywana jest jego twórczość. Związki religii i władzy to też jeden z podstawowych wątków w malarstwie Tuymansa. Inne to faszyzm, nacjonalizm, wreszcie kolonialna historia Belgii. Jednak same obrazy - o przygaszonej tonacji, często nieatrakcyjne, jakby przetarte, o rozmytych konturach, czasami uwodzące swym pięknem - wydają się odległe od tak poważnej problematyki. Dominują banalne sceny i przedstawienia zwykłych, wydawać by się mogło dowolnie wybranych rzeczy. To jednak pozory, pułapka zastawiona na widza.

Ważna jest historia powstania tych prac, ich pierwowzory, komentarze artysty. Jego płótna są przeładowane opowieściami. Tym cenniejsze stają się wyeksponowane na wystawie źródła, które posłużyły do stworzenia obrazów. Pokazano fotografie wykonane przez Tuymansa, przedstawiające fragmenty pomieszczeń, codzienne sprzęty. Jest tu też zapis wizyty artysty w Muzeum Historii Naturalnej. Obok wystawiono inne zdjęcia, czasami przypadkowo znalezione, jak to z brukselskimi wieżowcami rozświetlonymi słońcem, zamieszczone na okładce belgijskiej książki telefonicznej - stało się ono pierwowzorem do jednego z najbardziej efektownych obrazów na wystawie. Są wreszcie materiały archiwalne: stare gazety, książki, fotografie historyczne, zdjęcia z epoki nazistowskiej. Tuymans podkreśla, że bez dokumentów, tych śladów z przeszłości, nie ma dla niego sztuki współczesnej. To nieodzowna pożywka.

Obrazy tego artysty nie są miłe. Wręcz przeciwnie. Im więcej się o nich dowiadujemy, tym bardziej tracą swój niewinny powab. Poważnieją. Mogą nawet przerażać ostrością spojrzenia. To sztuka tworzona na zimno, bez egzaltacji i wybuchów emocji, bez sentymentalizmu i pensjonarskich podrygów. Piękno niektórych z nich zwodzi.

Trudno się dziwić, że to malarstwo może być odrzucane. Duże zbliżenia twarzy z cyklu "Spojrzenia diagnostyczne" okazują się portretami osób śmiertelnie chorych, a inne abstrakcyjne płótno z dwiema plamami to przedstawienie fragmentu ich oszpeconych ciał. Czasami obrazy są zapowiedzią jakiejś historii. Wydają się kadrami z filmu, jak kilka zawieszonych obok siebie niewielkich płócien przestawiających sceny w przydomowym ogrodzie, gdzieś na przedmieściach miasta: spotkanie, samotna kobieta, mężczyzna schodzący po schodach, kąpiący się w basenie. Spokojne popołudnie. Kilka obrazków z życia klasy średniej. Rodzinne zdjęcia, klatki z amatorskiego filmu? A może zapis dramatu? I jeszcze tytuły płócien: "Zawieszeni", "Płacz", "Morderca".

Malarstwo staje się dla Tuymansa machiną do przenoszenia w przeszłość, pozwalającą na podróż do odległych niekiedy pokładów pamięci. "Korespondencja" z 1985 r. - płótno, w którym zarys wnętrza nałożono na ornamentalny wzór - przypomina o historii urzędnika holenderskiej ambasady w Berlinie z początku XX w. Wysyłał on kartki pocztowe do swojej żony. Dość banalne, przedstawiające wnętrze restauracji, w której codziennie jadał. Zawsze zaznaczał na nich stolik, przy którym siadał, jakby chciał w ten sposób zostawić ślad po monotonności własnego życia. Teraz znakami, śladami stają się z kolei obrazy Belga.

Są wreszcie na wystawie prace poświęcone tematowi najważniejszemu chyba dla Tuymansa: doświadczeniu totalitaryzmu i Holokaustowi. Cztery niewielkie obrazy z cyklu "Czas" (1988) przedstawiają jakiś pejzaż, puste półki. Na innym płótnie widzimy mężczyznę w czarnych okularach, powściągliwego, zimnego. Wszystkie te motywy artysta zaczerpnął ze zdjęć zrobionych przez nazistów. Na portrecie znalazł się Reinhard Heydrich, szef gestapo, bliski współpracownik Himmlera i współtwórca systemu Zagłady. "Łazienka" (1996) przedstawia proste, sterylne, nowoczesne wnętrze wyłożone estetycznymi, jasnymi płytkami - Tuymans oparł się tu na zdjęciu z obozu w Buchenwaldzie.

Czy tym wszystkim może i powinno zajmować się malarstwo? I czy może coś istotnego na ten temat powiedzieć? A gdyby inaczej postawić to pytanie: czy nie jest to zadanie dla sztuki? Luc Tuymans pokazuje, że przy pomocy pędzla i płótna nadal można mówić o ważnych sprawach. Malarz nie szokuje widzów, ale też ich nie oszczędza. Przypomina, że za powabem wyobrażeń, za najpiękniejszymi widokami mogą kryć się sprawy nie zawsze najprzyjemniejsze. Uczula na dwuznaczność obrazu. Uczy ostrożności.

Tytuł "Idź i patrz" zaczerpnięto z filmu Elema Klimowa, brutalnego przedstawienia II wojny światowej, pełnego przemocy, zbrodni, cierpienia. Jego bohater, młody chłopak, mógł tylko patrzeć. Nie jest to przypadkowe odwołanie.

Luc Tuymans. Idź i patrz, Narodowa Galeria Sztuki Zachęta, Warszawa, wystawa czynna do 17 sierpnia 2008 r.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Krytyk sztuki, dziennikarz, redaktor, stały współpracownik „Tygodnika Powszechnego”. Laureat Nagrody Krytyki Artystycznej im. Jerzego Stajudy za 2013 rok.

Artykuł pochodzi z numeru TP 26/2008