Przepisy na politykę

Prof. Roman Kuźniar: Analityk musi znać swoje miejsce – on doradza, ale to polityk podejmuje decyzje. Czasem – my analitycy – boleśnie odczuwamy, że mieliśmy taki wspaniały pomysł, a został odrzucony.

16.09.2013

Czyta się kilka minut

Think tanki to nie tylko polityka, ale też ekologia, problemy społeczne, gospodarka. Pikieta w sprawie ochrony Doliny Rospudy przed Pałacem Prezydenckim; Warszawa 2006 r. / Fot. Jacek Wajszczak / REPORTER
Think tanki to nie tylko polityka, ale też ekologia, problemy społeczne, gospodarka. Pikieta w sprawie ochrony Doliny Rospudy przed Pałacem Prezydenckim; Warszawa 2006 r. / Fot. Jacek Wajszczak / REPORTER

MAŁGORZATA NOCUŃ: Polskie think tanki mają na swoim koncie dużo realnych osiągnięć: Ośrodek Studiów Wschodnich – na rok przed publikacją oficjalnego raportu – odkrył, dlaczego zatonął rosyjski okręt „Kursk”. Pan – jako ówczesny dyrektor Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych – napisał analizę mówiącą o potencjalnych zagrożeniach związanych z przystąpieniem przez Polskę do programu tarczy antyrakietowej. W jakim stopniu analizy think tanków przekładają się na realną politykę zagraniczną?
Prof. ROMAN KUŹNIAR:
Think tanki działają w perspektywie długoterminowej, rzadko natomiast mamy do czynienia z sytuacjami, kiedy głos analityków ma doraźny wpływ na decyzje: nagle, pod wpływem ekspertyzy, zostanie podjęte ważne postanowienie. Nie wiem, czy mógłbym nawet podać podobny przykład.
Może uznanie przez Warszawę niepodległości Ukrainy?
Nie jestem pewien, czy decyzja ta zapadła pod wpływem analityków. Zespołów analitycznych było w tym czasie mało, znałem za to styl pracy ministra Krzysztofa Skubiszewskiego – był niezależny, samodzielny, czuł polskie interesy. Zasługą Skubiszewskiego było przeorientowanie polskiej polityki zagranicznej. W tamtym czasie istniało bowiem silne lobby prowschodnie (postkomunistyczne i solidarnościowe), lobby to było mocniejsze niż dzisiaj: Związek Sowiecki dopiero się rozpadał, nasz zwrot ku Zachodowi nie do końca się dokonał. W tamtym czasie były słyszalne głosy, że Polska jest „międzymorzem”, że nasze interesy – choć leżymy na Zachodzie – są na Wschodzie, że mamy być pomostem pomiędzy Zachodem a Wschodem. To były gruntowne pomyłki. Skubiszewski był „zapadnikiem”, silnie wierzył w konieczność powiązania naszego kraju z Zachodem. Dlatego dokonało się „przemieszczenie” Polski w zachodnim kierunku, podczas gdy różni „wizjonerzy” uważali, że naszą przyszłością są dzikie pola na wschodzie. Rozumiem emocje, spuściznę Henryka Sienkiewicza, ale ważna była Polska realna. I Skubiszewski się temu „wizjonerstwu” nie poddawał. Natomiast tak szybkie uznanie niepodległości Ukrainy być może rzeczywiście było, w jakiejś mierze, efektem przekonania niektórych, że losy czy interesy Polski są związane z sytuacją na Wschodzie i nie mamy się co „pchać na siłę do Europy”, bo tam nas nie chcą.
Co do Ośrodka Studiów Wschodnich, to jest on częstym gościem w Pałacu Prezydenckim, dobrze ten think tank znam, mam w nim dobrych kolegów, pracują w nim moi byli studenci. Wysoko cenię kompetencje Ośrodka, prezydent ma zaufanie do jego analiz. OSW wypracował sobie pozycję zupełnie wyjątkową, także ze względu na pewną stabilność kadrową – to zasługa tych, którzy kierowali Ośrodkiem, nie podzielił on bowiem losu PISM, który był rozwiązany, odwoływano jego dyrektorów. Ja także zostałem pozbawiony stanowiska dyrektora PISM, ponieważ napisałem ekspertyzę – niejawną, skierowaną do kilku osób w państwie – o możliwych negatywnych konsekwencjach ówczesnego projektu tarczy antyrakietowej dla Polski. Oczywiście wiedziałem, że – prędzej czy później – zostanę zwolniony, ponieważ mój pogląd na politykę zagraniczną Polski był zasadniczo odmienny od poglądu ówczesnego rządu. Ale jeżeli „poległem” z powodu chybionego projektu tarczy antyrakietowej – od którego ostatecznie wyzwolił nas prezydent USA Barack Obama – to „poległem” w dobrej sprawie.
Trzeba było nabrać wody w usta?
Ekspert powinien pisać to, co wynika z jego analizy sytuacji, a nie z oczekiwań aktualnie rządzących. Rozwój wypadków z tarczą antyrakietową pokazał, gdzie leżała racja. Think tanki są pożyteczne, ponieważ uczą polityków, czynią ich nieco mądrzejszymi, a nie podpowiadają im decyzję.
Ale jest też druga strona: ludzie z think tanków przenikają do świata polityki. Jacek Cichocki, były dyrektor OSW, jest dziś szefem Kancelarii Premiera, Bartłomiej Sienkiewicz, współzałożyciel tej instytucji, kieruje dziś MSW, zaś Katarzyna Pełczyńska-Nałęcz, także kiedyś w kierownictwie OSW, jest wiceministrem spraw zagranicznych.
Co think tanki dają politykom?
Rzetelną analizę, wiedzę o świecie, stosunkach międzynarodowych, polityce międzynarodowej, pomagają politykom w ich bieżącej pracy.
Jako doradca prezydenta – mimo że mam niezłą przeszłość analityczną, kierowałem departamentem analitycznym w MSZ, byłem dyrektorem PISM, i cały czas pracuję na Uniwersytecie – znam swoje miejsce. Jestem wyłącznie doradcą. To premier, minister, prezydent podejmują decyzje, i to oni są z nich rozliczani – choćby poprzez wybory. Ja jedynie podpowiadam, coś sugeruję, albo ostrzegam.
Prezydent Komorowski ma kontakt z ekspertami, często korzysta z briefingów, podczas których dwie, trzy osoby zaprasza się do rozmowy. To pomaga formować stanowisko w obrębie danego problemu naszej polityki zagranicznej czy ważnej kwestii międzynarodowej. Ale ekspert musi wiedzieć, gdzie sięga jego wpływ w kształtowaniu polityki, nie powinien się obrażać, jeśli polityk podejmie inną niż doradzana decyzję. Logika polityki jest bowiem inna niż logika ekspertyzy.
Perspektywa polityczna – jeśli jest dobra – prezentuje bowiem interes całościowy, podczas gdy ekspert patrzy z perspektywy swojego „wycinka” rzeczywistości. I nawet jeśli jest to taki duży wycinek jak mój – polityka międzynarodowa – to w dalszym ciągu nie ma w nim kontekstu wewnętrznego. Czasem my, analitycy, boleśnie to odczuwamy, że taki mieliśmy wspaniały pomysł, a nie został przyjęty.
Na Zachodzie istnieją think tanki partyjne. U nas nie ma takiej tradycji.
Ubolewam, że partie polityczne w Polsce nie dysponują własnymi think tankami, jakkolwiek by się one nazywały: instytut, fundacja, ośrodek, centrum. Powinny istnieć i wspierać partie w różnych dziedzinach ich działalności, tak jest w dojrzałych demokracjach. Niestety nasze partie są zaangażowane w bój codzienny o przetrwanie, nie myślą długofalowo. Istnieją think tanki publiczne, jak OSW, PISM, Instytut Zachodni czy Instytut Spraw Publicznych, odgrywają ważną rolę. Natomiast think tanki polityczne powinny powstawać, są ważne, ponieważ pozwalają się uczyć młodym politykom, którzy będą kiedyś rządzić. Ich edukacja powinna odbywać się właśnie w think tanku, w atmosferze światopoglądowo bliskiej przyszłemu politykowi. Jednak światopogląd nie może przeszkadzać w rzetelnej ocenie sytuacji. Think tanki pozwalają politykom być dobrze przygotowanym od strony merytorycznej do pełnienia obowiązków. Kiedy słucham polityków zagranicznych, to dostrzegam ich ogromną kompetencję, nie tylko w sprawach międzynarodowych. Jest fenomenalna. Tymczasem nasi politycy często mówią „tytułami gazet”, niewiedza sporej części naszej klasy politycznej w sprawach zagranicznych jest dotkliwa. Istnieje także rodzaj niechęci do tego, żeby się uczyć. To być może już mija – ale jeszcze do niedawna odczuwalny był taki protekcjonalny dystans wobec analityków, którzy może i coś wiedzą, ale „nie rozumieją”.
Tylko że w naszych realiach każdy współpracujący z partyjnym think tankiem będzie oskarżony o pracę na rzecz danej partii.
Niestety żyjemy w stanie politycznej wojny domowej, dlatego to, co związane z życiem partyjnym, jest od razu kwalifikowane jako stronnicze. Gdyby nasze życie polityczne było zdrowsze, bardziej obywatelskie, to by nikogo nie dziwiło, że jakiś instytut partyjny robi coś, co ma wartość dla ludzi z innych kręgów politycznych czy innych środowisk, czy po prostu dla społeczeństwa. Natomiast u nas istnieją pewne nieprzekraczalne granice: zakazy komunikowania się, kontaktowania. To jest niezdrowe, bierze się z nieznośnej brzydoty polskiego życia politycznego.
Rzeczywiście, w Niemczech fundacje partyjne funkcjonują w innych warunkach.
O tak, są dla siebie konkurencją, ale możliwa jest także pomiędzy nimi debata. Na szczęście Polska w różnych obszarach – także dzięki think tankom – posiada zupełnie dobrą wiedzę. To dotyczy problematyki Unii Europejskiej czy Wschodu; natomiast są obszary, gdzie nasza wiedza jest szczątkowa, gdzie rządzi ideologia albo wishful thinking (czyli myślenie życzeniowe), dotyczy to nawet takich obszarów jak Niemcy czy USA. Nie ma w Polsce miejsca, które posiadałoby rzetelną, rozległą ekspertyzę dotyczącą polityki amerykańskiej, są jedynie pojedynczy eksperci. Nasza wiedza także w odniesieniu do Afryki czy dużych obszarów Azji jest powierzchowna, wyrywkowa.
Kiedy patrzymy na polską politykę zagraniczną, można odnieść przekonanie, że polityka ta jest coraz racjonalniejsza.
Ostatnio przeczytałem, że Polska jest nie tylko członkiem Unii Europejskiej, ale staje się starym członkiem Unii – jest to pozytywne, że tak się nas zaczyna postrzegać. Zawsze to popierałem. Nie uważam też, że przez to osłabło nasze zainteresowanie innymi kierunkami naszego sąsiedztwa. W naszym przypadku lepiej być Talleyrandem niż „zagończykiem”.
Jak – od kuchni – wygląda współpraca think tanków z Pałacem Prezydenckim?
Przedstawiciele think tanków, czy czasem całe think tanki, są częstymi gośćmi w Pałacu. Jako doradca prezydenta organizuję szereg konferencji otwartych – z dużą liczbą przedstawicieli świata analizy, świata akademickiego – podczas których odbywają się dyskusje. Pałac z tego słynie. Dotyczy to nie tylko think tanków, organizowane są spotkania różnych środowisk ideowych, światopoglądowych: słynne debaty z młodymi grupami ideowymi od lewicy do prawicy.
Odbywają się także spotkania na konkretny temat. Na przykład prezydent mówi, że jest potrzeba zorganizowania dyskusji dotyczącej danego problemu. Wybieramy wtenczas ludzi, którzy mają coś ciekawego do powiedzenia – są oryginalni i samodzielni – prezydent jest otwarty na słuchanie ludzi o różnych poglądach. Nawet czasem to budzi zdziwienie: kiedyś prominentny analityk, przedstawiciel obozu poprzednio urzędującego, był zadziwiony zaproszeniem, które do niego wystosowaliśmy. Przyszedł z obawą i nawet poczynił zastrzeżenia zabierając głos, tymczasem jego stanowisko było dobrze przyjęte.
Dużo ostatnio mieliśmy dyskusji o transatlantyckiej idei wolnego handlu i inwestycji. Prezydent chciał uzyskać informacje na temat tej nowej inicjatywy. Chciał wiedzieć, jakie są perspektywy, jak – w jej świetle – wyglądają polskie interesy.
Są też spotkania, podczas których na sali jest osiemdziesiąt osób – kilka godzin trwa dyskusja, prezydent się jej przysłuchuje, potem zabiera głos. Są spotkania mniejsze – w formie okrągłego stołu. Są też spotkania w wąskich kręgach – trzy, cztery osoby. Takie debaty dotyczą konkretnych spraw – ważnych partnerów, sąsiadów czy problemów gospodarczych lub bezpieczeństwa.
Przychodząc tu do pracy nie sądziłem, że będzie taka gotowość głowy państwa do uczestnictwa w tych debatach, wiąże się to z tym, że w otoczeniu prezydenta jest wielu ludzi ze środowisk akademickich – m.in. prof. Jerzy Osiatyński, prof. Irena Wóycicka czy prof. Tomasz Żylicz.
Spotkania z ekspertami mają miejsce także w kontekście ważnych wydarzeń: na przykład wizyty prezydenta w Chinach – mieliśmy wówczas sporo spotkań z sinologami. Było tak również podczas arabskiej wiosny: organizowałem debaty z naszymi czołowymi arabistami, chcieliśmy wiedzieć, w jakim stopniu arabska wiosna jest wydarzeniem, które można porównać z naszą wiosną ludów 1989 roku, z Okrągłym Stołem. I czy ewentualnie mamy tym krajom coś do zaoferowania.
Czyli think tanki mają przyszłość.
To pozostaje poza sporem. Polska staje się coraz dojrzalszym podmiotem europejskiej sceny politycznej, coraz kompetentniej się wypowiada, są w naszym kraju lokowane oddziały ważnych instytucji eksperckich: na przykład Europejskiej Rady do spraw Stosunków Zagranicznych czy German Marshall Fund. To świadczy także o docenieniu miejsca Polski i aktywności danego środowiska. Mam nadzieję, że tak będzie już na stałe, że nie przyjdą rządy, które do ekspertów będą odnosić się z dystansem i lekceważeniem. Mieliśmy takie okresy przecież także po 1989 roku. Czasem politycy z pobłażaniem cytują nam niemieckie powiedzenie: „tysiąc profesorów i ojczyzna jest stracona”. Nie twierdzę przy tym, że profesor zawsze ma rację albo jest dobrze przygotowany.
Kto z Polaków mógłby zostać patronem polskich think tanków?
Mam silny emocjonalny stosunek do idei zjednoczenia Europy, budowy wspólnej Europy, poszukiwałbym więc w kręgu myślicieli, którzy pozytywnie wypowiadali się na ten temat. Tych nazwisk jest sporo, czasem są to postaci dwuznaczne – jeśli weźmiemy pod uwagę, jak odznaczyły się w życiu publicznym. Na przykład król Stanisław Leszczyński – stwierdzimy, że królem był marnym, ale jest też autorem ważnego memoriału o jedności europejskiej.
Na pewno książę Adam Jerzy Czartoryski – dziwię się, że nie ma think tanku noszącego jego imię. Miał niezwykle przenikliwy umysł analityczny, dobrze czytał geopolitykę europejską. Wojciech Bogumił Jastrzębowski – postać zupełnie nieznana, a był autorem najlepszego polskiego planu zjednoczenia Europy. Jego projekt konstytucji europejskiej – choć opracowany w 1831 roku – jest najbardziej dojrzałym pomysłem na jedność kontynentu, a przy tym zupełnie nie czuć w nim narodowości. Pisał, jakby był Hiszpanem, Anglikiem czy Francuzem – ponadnarodowo. Znalazłem w tym planie przynajmniej siedem elementów, które dziś – we wspólnej Europie – się ziściły. Pomyśleć tylko: unijny traktat konstytucyjny z 2003 r. opracowywało bardzo szerokie grono ekspertów – a Jastrzębowski był jeden. 

Profesor ROMAN KUŹNIAR jest politologiem, publicystą, kierownikiem Zakładu Studiów Strategicznych UW, doradcą Prezydenta RP do spraw międzynarodowych. W przeszłości m.in. dyrektor Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarka, reporterka, ekspertka w tematyce wschodniej, zastępczyni redaktora naczelnego „Nowej Europy Wschodniej”. Przez wiele lat korespondentka „Tygodnika Powszechnego”, dla którego relacjonowała m.in. Pomarańczową Rewolucję na Ukrainie, za co otrzymała… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 38/2013

Artykuł pochodzi z dodatku „Polska się liczy (3): Polska myśli