Raportów się nie czyta

W Stanach Zjednoczonych iEuropie Zachodniej niezależne instytuty, odpowiedzialne za strategie społeczne iraporty badawcze, uznawane są od dawna za poważnego partnera wpolitycznych grach. Jak jest wPolsce?.

07.11.2007

Czyta się kilka minut

 /
/

Zmorą analityków na całym świecie jest poczucie, że ich wysiłki trafiają w próżnię. Piszą sążniste raporty, często kosztowne, często bardzo precyzyjne. Raporty trafiają na biurka decydentów, a stamtąd, bez czytania, do archiwum.

Dwa dni po katastrofie okrętu atomowego "Kursk" polski rząd otrzymał rzetelną analizę na temat przyczyn zdarzenia. Można ją było z zyskiem sprzedać, tymczasem nie przydała się na nic.

Polscy analitycy zajmujący się Azją Środkową na długo przed World Trade Center ostrzegali, że brak zainteresowania Stanów Zjednoczonych Afganistanem może doprowadzić do fatalnych konsekwencji.

Ekolodzy przygotowali wyliczenia, z których wynika, że zamiast budowy kolejnych elektrowni sami polscy obywatele mogą zmniejszać zużycie prądu.

Andrzej Kassenberg, działacz ekologiczny i szef Instytutu na rzecz Ekorozwoju, poszedł kiedyś na oficjalne spotkanie w sprawie programu budowy autostrad. Zebrali się politycy i bankierzy. Kassenberg przedstawił raport podający w wątpliwość sens inwestowania w część dróg. Na sali zaległa cisza, pytań brak. Przez kolejne trzy godziny poczuł na własnej skórze, co to znaczy być persona non grata. Nawet podczas przerwy na kawę uczestnicy spotkania omijali go wzrokiem. Raportem nie zainteresował się nikt. InrE jest najpoważniejszym polskim think tankiem zajmującym się ochroną środowiska.

Ostatnia kadencja przyniosła również przykłady skrajnie odmienne. Think tanki konserwatystów - Instytut Środkowoeuropejski Wiesława Walen­dziaka i Kazimierza Marcinkiewicza czy założony przez warszawskich prawników Instytut Sobieskiego tworzyły zaplecze ideologiczne i kadrowe dla rządu PiS.

Co ma zrobić ze sobą polityk

Najpoważniejszy argument przeciwników instytucji tego rodzaju brzmi: nie mają dużego znaczenia strategicznego, są sztucznymi tworami zakładanymi głównie po to, by polityk po przegranych wyborach nie pozostawał bez zajęcia. Tworzą trudną do skontrolowania strefę, w której biznes przenika się z polityką i białym wywiadem.

- Irytują mnie takie argumenty - odpowiada Jerzy Marek Nowakowski, publicysta i dyrektor Centrum Wschodniego, które właśnie rozpoczyna działalność przy Polish Open University.

CW rozpoczyna pracę, powstał już raport o sytuacji na Ukrainie, w planach kolejne - Białoruś, Czechy, Słowacja. Centrum wsparli byli ambasadorowie: Bogumił Luft (Rumunia), Andrzej Krawczyk (Czechy), Mariusz Maszkiewicz (Białoruś) i Andrzej Ananicz (Turcja). - Kiedy słyszę zarzut, że think tank to miękkie lądowisko dla polityka, odpowiadam: a cóż w tym złego? Czy polityk bez zajęcia ma się schować w domu, przerwać działalność? Lepiej, żeby dzielił się swoim doświadczeniem publicznie, niż uprawiał ogródek - tłumaczy Nowakowski.

Bartłomiej Sienkiewicz, współzałożyciel Ośrodka Studiów Wschodnich, najważniejszego polskiego think tanku zajmującego się obszarem byłego ZSRR, jest jeszcze bardziej radykalny: - Mówię o tym z przykrością, ale amerykański model tych instytucji nie sprawdza się w Polsce. Sytuacja, w której w jednym miejscu spotykają się ludzie o bardzo różnych doświadczeniach politycznych albo zamawiane są analizy w instytucie badawczym odległym ideowo, jest u nas nie do pomyślenia. Za dużo podziałów, niechęci, wzajemnych pretensji. Więc jedyną metodą na stworzenie silnego zaplecza analitycznego polityki są u nas think tanki partyjne. To się powoli dzieje: Instytut Sobieskiego pomaga PiS-owi, Instytut Spraw Publicznych można określić jako think tank warszawskiej lewicy.

Sienkiewicz nie wyobraża sobie sytuacji, która jest normą w think tankach amerykańskich: na przykład podczas wizyt europejskich gości demokratyczny German Marshall Fund zaprasza do swojej siedziby konserwatywnego polityka, który opowiada o konieczności zwiększenia praw posiadaczy broni w USA, rozdaje ulotki i prezentuje odpowiednie statystyki. Obok niego siedzi demokratyczny oponent, z innymi statystykami i plakatami. Kłócą się zaciekle, a po spotkaniu idą wspólnie na lunch.

Sienkiewicz: - Teraz pomyślmy, że Instytut Spraw Publicznych zaprasza do siebie na debatę Antoniego Macierewicza. Za bardzo jesteśmy podzieleni, żeby takie spotkanie mogło dojść do skutku.

Grzech zaniechania

Dokładnej statystyki think tanków w Polsce nikt nie prowadzi. Ostatnie lata pokazały jednak ciekawe prawidłowości: dojście do władzy PiS, partii ze słabym zapleczem kadrowym, sprawiło, że analitycy konserwatywnych instytutów objęli funkcje w radach nadzorczych i państwowych spółkach. Najwyżej zaszedł niewątpliwie Paweł Szałamacha, założyciel Instytutu Sobieskiego, znany z liberalnych poglądów na gospodarkę. Typowany na ministra skarbu musiał zadowolić się rangą wiceministra. Ten kierunek osłabia przekonanie, że think tanki są jedynie przetrwalnikami dla przegranych polityków.

W ostatnich latach powstają również think tanki skupione na wąskich dziedzinach rynku - paliwowej, telekomunikacyjnej.

Wyraźnie widać również przypadkowość, jaką kierują się poszczególne ekipy rządzące przy współpracy z analitykami. - Od 1989 r. nie mieliśmy ani jednego rządu, który posiadałby zespół odpowiedzialny za zamawianie analiz - twierdzi Sienkiewicz. Próbę stworzenia pod koniec kadencji SLD Narodowego Centrum Studiów Strategicznych z Lechem Nikolskim jako głównym rozgrywającym uważa za, delikatnie mówiąc, chybioną. Decyzja o utrąceniu projektu, który według ówczesnej opozycji miał stać się przetrwalnikiem dla polityków SLD, była jedną z pierwszych podjętych przez rząd Kazimierza Marcinkiewicza.

***

Andrzej Kassenberg nigdy nie zapomni swojej wizyty w Stanach Zjednoczonych. W Filadelfii usłyszał o finansowanym przez rząd federalny think tanku ekologicznym, który pozwał do sądu... rząd federalny. Na dodatek wygrał.

Bartłomiej Sienkiewicz dzieli kraje na dwie kategorie. Do pierwszej zalicza te, które korzystają z, mniej więcej, 30 procent analiz przygotowywanych w think tankach. Nazywa je pierwszorzędnymi. Kraje drugorzędne wykorzystują jakieś 10 procent niezależnych materiałów. Odpowiedź na pytanie, do której kategorii należy Polska, uznaje niestety za oczywistą.

---ramka 551597|strona|1---

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz, reportażysta, pisarz, ekolog. Przez wiele lat w „Tygodniku Powszechnym”, obecnie redaktor naczelny krakowskiego oddziału „Gazety Wyborczej”. Laureat Nagrody im. Kapuścińskiego 2015. Za reportaż „Przez dotyk” otrzymał nagrodę w konkursie… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 45/2007