Proces pokojowy? Ponury żart

Gaza szykuje się do poważnej wojny. Jednoczą się, zwykle skłócone, zamieszkujące ją palestyńskie ugrupowania. Od wojny 1967 r. Gaza była okupowana przez Izrael, który wycofał się w 2005 r., pozostawiając jednak pod kontrolą granice strefy, jej wody terytorialne i przestrzeń powietrzną.

03.08.2023

Czyta się kilka minut

Większość mieszkańców Gazy to palestyńscy uchodźcy wypędzeni w 1948 r. z ziem, na których utworzono państwo Izrael. Równocześnie Gaza to jedna z głównych baz Hamasu, miejsce działalności innych radykalnych, terrorystycznych organizacji islamskich, takich jak Islamski Dżihad, Brygady al-Aksa, Ludowe Komitety Oporu, Armia Islamu czy Brygady Izedina al-Kasima. Ze strefy Gazy prowadzą one od lat operacje przeciwko Izraelowi, w szczególności ostrzał prymitywnymi rakietami nieodległych miasteczek żydowskich, powodujący wśród mieszkańców poczucie braku bezpieczeństwa.

Czy obecna operacja Izraela jest jednak w pełni uzasadniona? Na portalu BBC Omar z Waszyngtonu pyta, dlaczego tysiące Palestyńczyków muszą cierpieć, ginąć, doświadczać braku wody i elektryczności z powodu porwania przez jakieś ugrupowanie jednego Izraelczyka. Kilkuset Żydów brytyjskich z Haroldem Pinterem na czele w całostronicowym ogłoszeniu w londyńskim "The Times" potępiło militarną akcję Izraela w strefie Gazy, a zwłaszcza stosowaną przez Tel Awiw zbiorową odpowiedzialność za działania niewielkiej grupy radykalnych fundamentalistów islamskich. Premier Autonomii Palestyńskiej Ismail Hanija zaapelował o pomoc międzynarodową dla powstrzymania działań Izraela, które określił jako "zbrodnię przeciwko ludzkości". Katar w imieniu grupy państw arabskich wniósł do Rady Bezpieczeństwa projekt rezolucji domagającej się natychmiastowego wycofania wojsk izraelskich ze strefy Gazy i uwolnienia aresztowanych (ma ona jednak niewielkie szanse przyjęcia wobec sprzeciwu USA).

Palestyńczycy uważają, że winę za obecny kryzys ponosi Izrael, którego pociski zabiły niedawno rodzinę palestyńską wypoczywającą na plaży w Gazie. Izraelczycy uważają, że Palestyńczycy zginęli od wybuchu miny, a wszystko zaczęło się dopiero od porwania izraelskiego żołnierza. Większość obserwatorów jest jednak zdania, że to tylko pretekst, natomiast powodem akcji Izraela jest dojście do władzy w Autonomii Palestyńskiej w styczniu tego roku Hamasu uważanego w Izraelu i na Zachodzie za organizację terrorystyczną.

Izrael nie uznał demokratycznie wybranego rządu Hamasu. Zachód, w tym USA i Unia Europejska wstrzymały większą część pomocy ekonomicznej dla władz Autonomii Palestyńskiej, powodując kolejny kryzys w tym kraju, gdy rządowi zabrakło środków na wypłacanie pensji urzędnikom, nauczycielom czy policji.

Dla Izraela i Zachodu podstawowym problemem od lat jest brak akceptowalnych przez nich polityków palestyńskich, z którymi gotowi byliby rozmawiać, a którzy byliby również w stanie kontrolować sytuację w Gazie czy na Zachodnim Brzegu Jordanu, skutecznie rządzić, a przede wszystkim zapobiegać antyizraelskim działaniom organizacji terrorystycznych. Przez lata nie akceptowali Jasera Arafata i jego partii Fatah. Dziś, gdy skorumpowaną i nieumiejącą rozwiązywać podstawowych problemów Autonomii partię Fatah odrzucili Palestyńczycy, do władzy doszedł Hamas. A z nim też Izrael nie chce rozmawiać.

Palestyńczycy oskarżają Izrael o bezprawna okupację ich ziem, Izrael o ciągłe atakowanie ich kraju. Od pięciu lat nie ma właściwie żadnych rozmów między obydwoma stronami i mówienie o "procesie pokojowym" jest od dawna tylko ponurym żartem.

Nowy premier Izraela, Ehud Olmert, reaguje jak jego poprzednicy: siłą na siłę. Ma niewielkie jednak pole manewru, ostatnie badania pokazują, że 82 proc. Izraelczyków uważa, że armia powinna zacząć likwidowanie przywódców Hamasu a 53 proc., że Izrael powinien ponownie zająć strefę Gazy

Palestyńscy przywódcy również znajdują się pod presją. Prezydent Autonomii Mahmoud Abbas, ostatni przedstawiciel Fatah we władzach, nie kontroluje sytuacji w kraju, i jest także ignorowany przez Izrael. Nowy Premier Ismail Hanija z umiarkowanej frakcji Hamasu, jeśli nie potrafi wymusić złożenia broni przez radykalne ugrupowania Hamasu i podporządkować sobie sił bezpieczeństwa będących ciągle w rękach Fatah i jeśli nie doprowadzi do uwolnienia Szalita, musi liczyć się z możliwością zlikwidowania go przez Izrael, tak jak zlikwidowano wielu przywódców Hamasu w przeszłości.

Dwa tygodnie temu wydawało się, że nastąpił przełom. Rywalizujące palestyńskie ugrupowania - Hamas i Fatah - osiągnęły porozumienie w sprawie uznania Izraela. Wzrosły nadzieje na wznowienie negocjacji. Ale porwano kaprala Szalita. Rozpoczął się kolejny kryzys, może on trwać długie lata, tym bardziej że Stany Zjednoczone, jedyna siła w świecie mogąca stać się ewentualnym mediatorem w tym konflikcie, same mające poważne problemy w innych częściach Bliskiego Wschodu (Irak i Iran), nie wydają się być dziś zainteresowane poważnym zaangażowaniem w rozwiązanie problemu.

Odkąd 39 lat temu Izrael rozpoczął okupację strefy Gazy i Zachodniego Brzegu Jordanu, obydwie strony konfliktu wydają się ciągle nie być w stanie zrozumieć, że siłą nie da się rozwiązać żadnego problemu.

Zabijanie liderów Hamasu przejściowo tylko osłabiało ten ruch, a w rzeczywistości go wzmacniało, doprowadzając w końcu do zwycięstwa wyborczego. Z kolei palestyńskie ataki na Izrael nigdy nie stanowiły poważnego zagrożenia dla tego kraju. I nigdy nie przybliżyły powstania niepodległego państwa palestyńskiego.

Izrael może zdecydować się na obalenie rządu Hamasu i likwidację, aresztowanie jego przywódców. Ale co dalej? Kto zajmie ich miejsce? Z kolei, jeśli radykalne organizacje palestyńskie zabiją kilku dalszych izraelskich żołnierzy, czy przyspieszy to wycofanie wojsk izraelskich z Gazy? Wręcz przeciwnie, spowoduje użycie przez Izrael większych sił militarnych i pozostanie w Gazie na dłużej.

Nie ma innego wyjścia z sytuacji, jak polityczne porozumienie o podziale ziemi między morzem a rzeką Jordan. Wydaje się jednak, że do dzisiaj, przez lata walk i prób negocjacji, żadna ze stron nie zrozumiała jeszcze, że za pokój trzeba zapłacić wysoką cenę i nie jest gotowa takiej ceny zapłacić. Konflikt palestyńsko-izraelski będzie niestety trwał nadal i ilość ofiar po obydwu stronach będzie rosnąć.

Prof. Andrzej Kapiszewski jest dyrektorem katedry Bliskiego i Dalekiego Wschodu UJ. Był ambasadorem w Zjednoczonych Emiratach Arabskich i Katarze. Autor wielu książek i artykułów o problemach społecznych i politycznych świata arabskiego.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 29/2006