Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Premier Marcinkiewicz odgrywa coraz mniejszą rolę w miarę, jak rozsypuje się jego "autorski" niegdyś rząd. Z coraz większym trudem broni swoich ministrów przed własną partią i - podobnie jak poprzednicy - ustępuje przed tłumem demonstrantów, obiecując szybko podwyżki dla służby zdrowia (równocześnie wicepremier Roman Giertych złożył nauczycielom podobne obietnice już w pierwszych dniach urzędowania). Jak długo wytrzyma roszczeniowe żądania kolegów-ministrów wicepremier Zyta Gilowska? Wolno sądzić, że nie będzie chciała firmować przyszłego budżetu, jeśli będzie on sprzeczny z jej poglądami i wiedzą o stanie finansów publicznych.
Coraz więcej do powiedzenia będą mieć dwaj kluczowi teraz wicepremierzy: Andrzej Lepper i Roman Giertych. Obaj są po prostu brutalniejsi od Kazimierza Marcinkiewicza, a w dodatku muszą dbać o dobre wyniki swoich ugrupowań w jesiennych wyborach samorządowych. Dbać także w sensie personalnym - takich przedziwnych postaci jak nowy minister gospodarki morskiej będzie pewnie więcej. Odpowiedzią PiS są z kolei takie nominacje, jak Mariusza Kamińskiego na szefa Centralnego Biura Antykorupcyjnego i Bronisława Wildsteina na prezesa telewizji publicznej. Doczekaliśmy się też chyba najsłabiej merytorycznie przygotowanego szefa dyplomacji od 1989 r., co oznacza, że punkt ciężkości, jeśli chodzi o polską politykę zagraniczną, przesunie się do otoczenia prezydenta (zresztą przy akceptacji pani minister - Anna Fotyga to zaufana Lecha Kaczyńskiego).
Sam prezydent w niedawnym orędziu starał się uspokoić obywateli, ale nie zdobył się na to, by nazwać ich niepokoje po imieniu: krytykował (rytualnie już) Platformę Obywatelską, nie wymieniając choćby z nazwy takich ugrupowań jak Samoobrona czy LPR. Prezydent chciał być optymistą, co chyba oznacza, że wierzy, iż PiS-owi uda się utrzymać w karbach nie tylko obu koalicjantów, ale też - czy może przede wszystkim - własne zaplecze i swoich, zdezorientowanych chyba niekiedy, polityków.