Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Od czasu druku „Wielebnych, przewielebnych, najprzewielebniejszych” trochę się w tej kwestii zmieniło: najpierw Benedykt XVI zrobił wiele, by przywrócić kościelnym celebracjom i samemu papiestwu nieco splendoru, później Franciszek – chciałoby się rzec: w zgodzie z Kracikowymi marzeniami – od razu po wyborze pokazał się bez tradycyjnej, purpurowej pelerynki, nazywając się po prostu „biskupem Rzymu” i pozostając przy swoim starym krzyżu biskupim, a ostatnio zniósł także zwyczaj nadawania zasłużonym księżom tytułów prałata i infułata.
Ks. Jan Kracik pisał wspaniale, z charakterystyczną, lekko sarmacką frazą, ożywiającą zarówno książki historyczne (np. „Pokonać czarną śmierć. Staropolskie postawy wobec zarazy”, „W Galicji trzeźwiejącej, krwawej, pobożnej”), jak i zbiory publicystyki („Święty Kościół grzesznych ludzi”, „Trwogi i nadzieje końca wieków”, „Powszechny, Apostolski, w historię wpisany” czy „Chrześcijaństwo kontra magia”). My zapamiętamy go po prostu jako jednego z księży „franciszkowych”: skromnego, ubogiego, samemu przygotowującego sobie posiłki i – póki zdrowie pozwalało – poruszającego się między parafią, redakcją i uczelnią na rowerze.
Zmarł w wieku 73 lat, po długiej chorobie. Na dzień przed śmiercią został laureatem Nagrody Tischnera. Kapituła przyznała mu wyróżnienie w kategorii pisarstwa religijnego lub filozoficznego, które kontynuuje tischnerowskie „myślenie według wartości” – związaną z tym nagrodę finansową ks. Jan przeznaczył na prowadzony przez wyróżnionego wraz z nim ks. Jacka Ponikowskiego Dom dla Niewidomych Mężczyzn im. Matki Elżbiety Czackiej w Niepołomicach.