Powrót do PRL

Prace nad nowelizacją ustawy o pomocy społecznej nie przyciągają uwagi mediów. Tymczasem podczas sejmowych dyskusji rozstrzygają się losy społeczeństwa obywatelskiego: czy trzeci sektor będzie partnerem dla służb społecznych, czy jedynie mało znaczącym petentem.

28.03.2004

Czyta się kilka minut

Na konferencji “Kondycja socjalna Polski w przededniu wstąpienia do UE", która odbyła się niedawno w Katowicach, prof. Julian Auleytner, ekonomista i polityk społeczny, przedstawił dane o bezrobociu wśród młodzieży. Sięga 40 proc. i jest najwyższe wśród nowych członków Unii. Dołóżmy do tego fakt, że co dziesiąty Polak żyje poniżej minimum egzystencji, a według szacunków organizacji pozarządowych blisko 60 proc. społeczeństwa jest zagrożonych wykluczeniem społecznym. Sytuacja staje się jeszcze groźniejsza, gdy uświadomimy sobie, że zanika wśród Polaków poczucie dobra wspólnego, co sankcjonuje społeczną apatię i poczucie bezradności.

Innego uczestnika konferencji - metropolitę katowickiego abpa Damiana Zimonia - niepokoiło osłabienie związku państwa z obywatelem i rozbudzanie przekonania, że wejście Polski do UE zaradzi problemom nękającym społeczeństwo. Każdy, kto posiada choćby niewielkie doświadczenie współpracy z instytucjami unijnymi wie, że nikt za nas niczego nie rozwiąże. Więcej: nie skorzystamy z pomocy finansowej, jeśli nie nauczymy się tworzyć zintegrowanych programów pomocowych.

Przed zaprzepaszczeniem “unijnej szansy" ostrzegał Tomasz Sadowski, prezes Fundacji Pomocy Wzajemnej “Barka" i członek Rady Pożytku Publicznego. Aby skorzystać z funduszy unijnych, a nade wszystko zintegrować się z najbardziej zaradną częścią społeczności Europy, musimy przewartościować myślenie na temat pomocy społecznej. Odpowiedzieć na pytania, kto i w jaki sposób ją organizuje, i czym ma ona być.

Politycy nas lekceważą

Od kilku tygodni trwają prace nad nowelizacją ustawy o pomocy społecznej z 1990 r. Jak na razie rząd nie widzi powodów do zmiany myślenia o pomocy społecznej i nie chce skorzystać z doświadczeń krajów UE i rodzimych organizacji pozarządowych, które stworzyły system alternatywny dla “państwowego" m.in. przez utworzenie wzorcowych centrów integracji społecznej, szkół dla długotrwale bezrobotnych czy przedsiębiorstw społecznych. Organizacje obywatelskie odczuły rządowe désintéressement w trakcie prac nad artykułem 2. projektu ustawy. Trzeci sektor proponował: “Pomoc społeczną organizują organy administracji rządowej i samorządowej, współpracując w tym zakresie z organizacjami pozarządowymi, Kościołami i innymi związkami wyznaniowymi na zasadach i formach określonych w art. 5. ust.1. punkty 2-4 oraz ustępy 2. i 3. ustawy z dnia 24 kwietnia 2003 r. o działalności pożytku publicznego i wolontariacie (Dz. U. nr 96, poz. 873) oraz osobami fizycznymi i prawnymi". Tę wersję przyjął Senat, ale odrzucił Sejm w ponownym czytaniu 12 marca 2004 r. Organizacje pozarządowe starają się, aby ustawę zawetował prezydent.

S. Małgorzata Chmielewska, polska przełożona Wspólnoty “Chleb Życia", nie kryje irytacji: - Ustawodawca nie bierze pod uwagę, że ogromną część pomocy społecznej przejęły organizacje pozarządowe. Prowadzą prawdopodobnie ok. 90 proc. placówek dla bezdomnych, nie wspominając o innych formach walki z marginalizacją społeczną. Tymczasem projekt ustawy czyni z organizacji klientów pomocy społecznej, bez wpływu na jej działanie. Jesteśmy zależni od struktur administracji państwowej, o których wiadomo, że są niewydolne.

Daremne okazały się oczekiwania, np. Anny Machalicy, prezes Stowarzyszenia “Otwarte Drzwi" zajmującego się niepełnosprawnymi intelektualnie, że - jak w krajach zachodnich - tworzenie prawa poprzedzą konsultacje społeczne. Nie doszło do nich. Czy można jednak było się spodziewać czegoś innego, jeśli według obowiązującej ustawy pracownik socjalny nie jest zobligowany do konsultacji rodzaju pomocy z osobą, której ma pomagać? Przedstawiciele trzeciego sektora, śląc petycje, wymusili udział w pracy nad ustawą. Kiedy zaczęły obowiązywać ustawy o zatrudnieniu socjalnym, organizacjach pożytku publicznego i wolontariacie, zaczęli żywić nadzieję, że politycy zrezygnują z fałszywego przekonania, jakoby najlepszym kreatorem życia publicznego było państwo. Uwierzyli, że jeśli połączą wysiłki, staną się uczestnikami, a nie klientami pomocy społecznej.

Według Tomasza Sadowskiego politycy konserwując anachroniczny i niedemokratyczny aparat pomocy pomnażają tylko straty społeczne i blokują rozwój. Trudno dziś sobie wyobrazić rozwijające się państwo bez aktywności jego wspólnot i instytucji obywatelskich. Gra toczy się więc o dużą stawkę - jakość życia obywatelskiego: wyzwolenie aktywności społecznej i odpowiedzialności za słabszych. Biurokracja zaś nie ma zamiaru niczego rozwijać.

Debata sejmowa nad projektem nie daje nadziei na zmianę ducha ustawy. Nie zanosi się na to, że będzie się ona koncentrować na aktywizacji ludzi słabszych i wymagających wsparcia, a organizacje pozarządowe zmienią się z “dodatku" do działań służb państwowych w ich partnera. Urzędnicy nie raz już dowiedli, że nie są zdolni do budowy systemu pomocy społecznej wykorzystującego obywatelski potencjał. Zarówno tych, którzy widzą potrzebę zorganizowania się, by służyć innym, jak i potrzebujących jej owoców.

O czym zapomina urzędnik

Na szczyt ekonomiczny w Davos (20-25 stycznia 2004) zaproszono przedstawicieli trzydziestu organizacji z całego świata, których programy pomocy społecznej są nowatorskie i skuteczne. W tym gronie znaleźli się Barbara i Tomasz Sadowscy z “Barki". Najbogatsi zrozumieli, że bez zaangażowania liderów trzeciego sektora nie osłabią zagrożeń, związanych z rosnącą przepaścią między najbogatszymi i najbiedniejszymi.

W Polsce zamiast zainteresowania jest niechęć. Czy dyktuje ją służbom państwowym obrona struktury administracyjnej, posiadającej spore pieniądze i władzę? A może krótkowzroczność i niezgoda na państwo obywatelskie? Siostra Chmielewska obie sugestie bierze pod uwagę: - Przykładem obrony interesów urzędniczych jest obecna sytuacja w Warszawie. Trzeci sektor z dnia na dzień z pozycji partnera spadł do roli petenta. Czy my nie jesteśmy obywatelami, którzy pracują w organizacjach pozarządowych, bo czują się odpowiedzialni za państwo?

Kiedy pracownicy ośrodka pomocy społecznej dzwonią do przełożonej wspólnoty “Chleb Życia", pytając czy może przyjąć kolejnego bezdomnego, pozbywają się kłopotu i często nawet nie zajmą załatwieniem dla niego formalności, renty czy świadczeń medycznych. Wspólnota przyjmuje chorych, o których latami żaden urzędnik się nie zatroszczył. Trzeci sektor zapycha dziury, w których państwo jest niewydolne, a ono nie potrafi stworzyć przyjaznych mu ram prawnych.

- Według artykułu 2. projektu ustawy, organizatorem pomocy społecznej jest państwo - mówi s. Chmielewska. - To nie tylko oczywista nieprawda, ale i sposób myślenia, który doprowadził pomoc społeczną do atrofii i wykształcił pokolenia pracowników socjalnych niezdolnych do twórczego działania, ograniczając ich pracę do wypłaty zasiłków. A ponieważ pieniędzy na zasiłki nie ma, nie robią nic. Utrudniają organizacjom i obywatelom niesienie pomocy potrzebującym. Wszystko, co twórczego i konkretnego zrobiono w pomocy społecznej w ostatnich latach, w tym inicjatywa ustawy o zatrudnieniu socjalnym, jest dziełem organizacji pozarządowych. Wbrew urzędnikom.

Bo państwo "musi mieć wpływ"

Ludzie oczekują aktywnej i życzliwej pomocy, kiedy są zagrożeni bezrobociem, pozostają długo bez pracy, opuszczają domy dziecka, więzienia. Pomocy oczekują też samotne matki, niepełnosprawni, chorzy. W jaki sposób mogą im pomóc tygodniami trwające wywiady, których efektem jest kilka złotych pomocy lub diagnoza, według której ktoś nie spełnia warunków klienta pomocy społecznej? O wciąganiu tych ludzi do obszarów aktywności społecznej możemy zapomnieć.

Z kilkudziesięciu propozycji poprawek do ustawy, opracowanych przez trzeci sektor, przeszło zaledwie kilka. Nadzieje na zmianę myślenia ustawodawców są znikome. Alicja Murynowicz, poseł-sprawozdawca (SLD) powiedziała m.in.: “Jest jeszcze następujący zapis: państwo w polityce społecznej i gospodarczej uwzględnia dobro rodziny. A zatem, drodzy państwo posłowie, państwo jest odpowiedzialne za zabezpieczenie społeczne i ma możliwość skorzystania z prawa współpracy". Ma możliwość? Czyli zrobi, jak uzna za stosowne, a można wątpić, czy partnerską współpracę z organizacjami pozarządowymi i Kościołem uzna za słuszną. Tym bardziej, że chwilę później z tych samych ust pada nagana: “Jestem zdziwiona, ale rzeczywiście spełniła się zapowiedź pana Jakuba Wygnańskiego, który na posiedzeniu komisji stwierdził, że każdymi możliwymi środkami jemu dostępnymi dotrze do państwa posłów, żeby swoją sprawę wygrać".

Ta “swoja sprawa" to społeczeństwo obywatelskie i model demokracji uczestniczącej.

- Etatystyczne credo zdecydowanie nam nie pasuje - mówi Wygnański, prezes Stowarzyszenia na rzecz Forum Inicjatyw Pozarządowych. - Nam nie chodzi o to, aby państwo rezygnowało z odpowiedzialności, szczególnie gdy chodzi o świadczenia socjalne. Dla trzeciego sektora nie ma tylko tożsamości między tym, że państwo ponosi polityczną odpowiedzialność, a tym, że samodzielnie wszystko wykonuje. Polacy nie dostrzegają słabszych i mają niską świadomość obywatelską. Tym bardziej niebezpieczny jest powrót do “państwa PRL", którego obywatele ze wszystkimi problemami mają zwracać się do państwa.

Toczy się więc doktrynalny spór, czym ma być pomoc społeczna. De facto działają już dwie pomoce: rządowa i trzeciego sektora. Nieprzyzwoite jest to, że politycy i urzędnicy udają, że tego nie widzą i nie chcą zweryfikować błędnych założeń z początku transformacji, kiedy wydawało się, że ludzie poradzą sobie sami. Dziś już wiemy, że tak się nie stało. W relacji: człowiek - rodzina - środowisko - organizacje pozarządowe - Kościół - samorząd - państwo, państwo jest na końcu nie dlatego, że jest najmniej ważne. Ono ma inne zadania. Model upaństwowionej pomocy społecznej jest wygodny jedynie dla władzy, która trwa w przeświadczeniu, że “musi mieć wpływ". Poza tym jest nieefektywny, kosztowny i nie daje szans skorzystania ze środków unijnych.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 13/2004