Potępienia i przestrogi

Ustawianie metropolity Szeptyckiego w jednym szeregu z banderowcami niewiele ma wspólnego z prawdą, o którą chce walczyć ks. Isakowicz-Zaleski.

12.08.2012

Czyta się kilka minut

Abp Andrzej Szeptycki, w latach 1901–1944 metropolita lwowski Kościoła greckokatolickiego. / Fot. Reprodukcja Lasyk / REPORTER
Abp Andrzej Szeptycki, w latach 1901–1944 metropolita lwowski Kościoła greckokatolickiego. / Fot. Reprodukcja Lasyk / REPORTER

Nie mam zamiaru polemizować z wszystkimi zawartymi uwagami ks. Tadeusza Isakowicza-Zaleskiego o stosunkach polsko-ukraińskich. Przyzwyczaiłem się już, że w swym zaangażowaniu ks. Zaleski miesza czasem sprawy jak najbardziej słuszne (np. potępienie zbrodni popełnionych na Polakach przez UPA w czasie rzezi wołyńsko-galicyjskiej) ze stwierdzeniami wywołującymi u historyków pobłażliwe milczenie, i że okrasza je mało sympatycznymi atakami na wybrane osoby (w tym piszącego te słowa). Taka już uroda medialna księdza Tadeusza i pewnie nie ma na to rady.

Jeśli chcę zabrać głos w debacie o jego ostatniej książce („Chodzi mi tylko o prawdę”, wyd. Fronda 2012) to w przekonaniu, iż zawarte w niej wypowiedzi zwyczajnie, po ludzku, krzywdzą jedną z wybitnych postaci Kościoła katolickiego w XX w., jaką był abp Andrzej Szeptycki.

„ZBRODNIA ZAWSZE JEST ZBRODNIĄ”

Przywódca ukraińskiej Cerkwi greckokatolickiej, urodzony w 1865 r., pochodził z mieszanej rodziny polsko-ukraińskiej. Jego brat Stanisław czuł się Polakiem i został generałem Wojska Polskiego. Inny brat – ojciec Klemens, przez Jana Pawła II uznany za błogosławionego – podobnie jak Andrzej wstąpił do greckokatolickiej wspólnoty zakonnej studytów i uważał się za Ukraińca.

Sam Szeptycki od początku swej arcybiskupiej posługi czuł się odpowiedzialny za los ukraińskiej wspólnoty narodowej i wspierał jej aspiracje. W 1918 r. uznał rząd Zachodnioukraińskiej Republiki Ludowej i popierał go na arenie międzynarodowej, także w czasie wojny polsko-ukraińskiej. W II Rzeczypospolitej wspomagał rozwój ukraińskiej kultury, oświaty i życia gospodarczego, krytykując dyskryminację Ukraińców, np. pacyfikację z 1930 r. czy niszczenie cerkwi na Lubelszczyźnie w 1938 r.

Siłą rzeczy taka postawa wywoływała konflikty z władzami polskimi. Ale nie usprawiedliwia to opinii ks. Zaleskiego, że metropolita „prezentował silnie antypolskie stanowisko”, a wręcz przejawiał „fanatyzm”. W swej książce „Nie zapomnij o Kresach” (wyd. 2011) ks. Zaleski pisze nawet, że arcybiskup „szczerze nienawidził” II Rzeczypospolitej. Na poparcie tego przytacza właściwie jeden „dowód”: Szeptycki słowo „Polacy” pisał małą literą. Gdyby uważniej czytał teksty metropolity, zauważyłby, że pisał on małą literą także słowo „Ukraińcy”, gdyż... takie są zasady ukraińskiej pisowni. Jeśli ten argument ks. Zaleskiego czegoś dowodzi, to jego niewiedzy.

Autor „Chodzi mi tylko o prawdę” przyznaje, że arcybiskup nie akceptował terroryzmu, ale nie wspomina już, na czym ten brak akceptacji polegał. Chętnie mówi więc o zabiciu przez członków OUN Iwana Babija (błędnie przedstawiając powody zamachu i zniekształcając jego nazwisko), lecz przemilcza fakt potępienia tego mordu przez Szeptyckiego. Tymczasem po zabójstwie w 1934 r. tego zdystansowanego wobec OUN dyrektora gimnazjum ukraińskiego we Lwowie, Szeptycki stwierdził: „Zabijają w zdradziecki sposób najlepszego patriotę (...) Zabijają bez żadnej przyczyny (...) wszyscy zasłużeni i rozumni Ukraińcy padną z rąk skrytobójców, nie ma bowiem rozumnego Ukraińca, który nie sprzeciwiałby się tak zbrodniczej akcji. (...) powtarzać nie przestaniemy, że zbrodnia zawsze jest zbrodnią, że świętej sprawie nie można służyć zakrwawionymi rękami”.

Te słowa najlepiej oddają stosunek arcybiskupa do aktów terroru.

„NIE ZABIJAJ”

Wybuch II wojny światowej postawił metropolitę przed najcięższą próbą.

Jego krytycy, w tym ks. Zaleski, zarzucają mu wydanie w 1941 r. odezwy witającej nacierające na Związek Sowiecki oddziały Wehrmachtu. Pomijają jednak podstawową okoliczność jej ogłoszenia: nastąpiło to po dwóch latach bezwzględnego komunistycznego terroru, który Szeptycki odbierał, jak to ujął w liście do papieża, „jako masowe diabelskie opętanie”.

W 1941 r. metropolita liczył na utworzenie przy niemieckiej pomocy wolnej Ukrainy – i dopiero niemieckie zbrodnie uświadomiły mu, że ma do czynienia z zupełnie innym państwem niemieckim niż to, które pamiętał z czasów monarchii austro-węgierskiej. Parę lat później miał powiedzieć: „To nie są Niemcy Goethego”. Wielkie wrażenie wywarła na nim Zagłada Żydów. Wstrząśnięty informacjami o jej przebiegu, na początku 1942 r. w liście do szefa SS Heinricha Himmlera pytał, czy zdaje sobie on sprawę z okrucieństw, jakich dopuszczają się Niemcy, i wyrażał oczekiwanie, by do mordów nie wykorzystywano Ukraińców służących w tzw. policji pomocniczej.

Jednocześnie Szeptycki zaczął akcję duszpasterską, mającą wyczulić greckokatolickich wiernych na kwestię ochrony ludzkiego życia. Ks. Zaleski o tym wspomina, ale sprowadza tę aktywność metropolity do wydanego jesienią 1942 r. listu pasterskiego „Nie zabijaj”. Tymczasem był on podsumowaniem całorocznych nauk arcybiskupa. Poczynając od 5 października 1941 r., w kolejnych wypowiedziach metropolita pouczał wiernych, że karę śmierci mogą orzekać tylko władze państwowe i w ściśle określonych ramach (wobec nierokujących nadziei poprawy sprawców najcięższych zbrodni, których wina została udowodniona w uczciwym procesie). Przestrzegał, że osoby popełniające zabójstwa dopuszczają się ciężkiego grzechu, wyłączającego ich ze wspólnoty wiernych i skazującego ich na wieczne potępienie. Wzywał do społecznego ostracyzmu wobec zabójców, by zrozumieli grzeszność swych czynów i zmienili swą postawę.

„ZABÓJCA ŚCIĄGA KARĘ BOŻĄ”

Pisząc o tych staraniach metropolity, ks. Zaleski próbuje zdeprecjonować nawet list „Nie zabijaj”. W książce „Przemilczane ludobójstwo na Kresach” (wyd. 2008) stwierdza, że był on „przydługawym wykładem teologicznym, którego wierni, w przeważającej swej większości ludzie niewykształceni, kompletnie nie rozumieli. Co więcej, w liście tym ani razu nie padły słowa o mordowanych Żydach i Polakach. W zamian za to znajdowały się w nim rozdziały np. o samobójcach oraz zabójcach życia poczętego”.

Tymczasem, choć posłanie miało faktycznie charakter rozważań teologiczno-moralnych, to były w nim fragmenty łatwe do zrozumienia nawet przez prostych wiernych. Czytamy u Szeptyckiego: „zabójca (...) ściąga na siebie wielką karę Bożą w wieczności i straszliwe Boże przekleństwo na tym świecie. (...) w mrocznej duszy zabójcy dzieje się to, co z taką siłą zostało opisane w psalmie. (...) Rana jego duszy śmierdzi i gnije w jego żyjącym i jeszcze chodzącym po świecie trupie, (...) taki (...) jest los zabójcy na tym świecie, a w wieczności przebywanie z diabłem i jego aniołami”.

Intencje metropolity stają się w pełni zrozumiałe w świetle jego listu do papieża Piusa XII z sierpnia 1942 r.: opisał w nim niemieckie zbrodnie i swe wysiłki na rzecz poszanowania ludzkiego życia. Jak wynika z listu, Szeptycki był poważnie zaniepokojony demoralizacją społeczności ukraińskiej wywołaną niemiecką okupacją i starał się ustrzec greckokatolickich wiernych przed wciągnięciem ich do akcji mordowania Żydów.

Bronił nie tylko słowem. Choć z powodu choroby był przykuty do inwalidzkiego wózka , stworzył greckokatolicką siatkę ratującą Żydów. Adam Rotfeld pisze: „w klasztorach greckokatolickich w Galicji Wschodniej ukrywało się ponad sto dzieci polskich i żydowskich (...) dzięki wyraźnemu poleceniu metropolity Andrzeja Szeptyckiego. Taką ryzykowną formą pomocy zajmowały się wszystkie ukraińskie klasztory w diecezji podporządkowanej zwierzchnikowi Cerkwi greckokatolickiej” (Adam Rotfeld „W cieniu. 12 rozmów z Marcinem Wojciechowskim”, wyd. 2012). Rotfeld wie, o czym mówi: sam jest jednym z tych ocalonych dzieci.

„ŻYCIA I MIENIA BLIŹNICH STRZEŻCIE”

Nietrafiony jest też zarzut, że w liście „Nie zabijaj” nie było odwołania do mordów na Polakach. Antypolska czystka etniczna OUN-B i UPA zaczęła się przecież na Wołyniu 9 lutego 1943 r., a więc kilka miesięcy po opublikowaniu tego posłania. Bezpośrednio do sytuacji Polaków mogły odnosić się więc przesłania duszpasterskie metropolity z lat 1943-44.

I tak, w liście do wiernych z sierpnia 1943 r. czytamy: „Byliśmy świadkami nawet strasznych morderstw dokonanych przez młodych ludzi, może nawet w dobrych zamiarach, ale ze zgubnymi następstwami dla narodu. (...) Niestety takie wypadki wytworzyły wśród młodzieży fałszywe przeświadczenie, że można kogoś pozbawić życia”. Jednocześnie – wobec nieposłuszeństwa młodzieży – odwoływał się do rodziców: „Życia i mienia bliźnich strzeżcie (...) w imię tego chrześcijańskiego ładu społecznego, jaki chcielibyśmy kiedyś widzieć w naszym niepodległym i zjednoczonym państwie ukraińskim. Bądźcie przekonani, że wszystko, co zrobicie w kierunku tak pojętej miłości bliźniego, przyniesie błogosławieństwo Boże waszej rodzinie i waszej wiosce”.

Z kolei do członków bractw cerkiewnych metropolita zaapelował: „Niech (...) stwierdzą, czy istnieje (...) jakie niebezpieczeństwo w wiosce, czy grozi komu śmierć. Wtedy niech się zastanowią, co można zrobić, ażeby komuś w danym wypadku uratować życie”.

Szczególnie ten ostatni fragment mógł odnosić się w dużej mierze do sytuacji Polaków. Tak właśnie odczytał intencje Szeptyckiego Front Odrodzenia Polski – mała organizacja konspiracyjna, skupiająca działaczy katolickich kierowanych przez pisarkę Zofię Kossak-Szczucką. FOP przedrukował list metropolity w swym organie prasowym „Prawda” (numer za sierpień-wrzesień 1943 r.) z entuzjastycznym komentarzem redakcyjnym. Także „Biuletyn Informacyjny”, główny organ Armii Krajowej, pozytywnie – choć w sposób bardziej stonowany – odniósł się do listu metropolity, uznając go za „mocne potępienie tego rodzaju metod walki, jak zabijanie ludzi lub niszczenie ich całego dobytku”.

„ZBRODNIA ZABIJANIA BEZBRONNYCH”

Wyraźne potępienie zbrodni znajdziemy też w wydanym na początku 1944 r. „Posłaniu do duchowieństwa i wiernych »Pokój w Panu (O zabijaniu kapłanów)«”. Zostało ono napisane w chwili, gdy masowa antypolska akcja UPA ogarnęła już całą Galicję Wschodnią i wyraźnie odnosi się właśnie do konfliktu polsko-ukraińskiego.

Już na początku listu metropolita wprost przywołał wypadki mordowania w archidiecezji lwowskiej kapłanów wszystkich wyznań i obrządków (a zatem też rzymskokatolickich i prawosławnych), potępiając stosowanie takich metod „w walce czy to partyjnej, czy narodowej, czy politycznej”. Zdecydowanie przeciwstawił się też dzieleniu obu katolickich obrządków. Czytamy: „Kto swoim postępowaniem rozdziela i sprzeciwia się jedności dwóch katolickich wyznań, które różnią się jedynie obrzędem i w ten sposób w wiernych jednego obrzędu wywołuje żal, urazę, nienawiść, do wiernych innego obrządku – ten zadaje Cerkwi uderzenie w najbardziej istotną jej cechę wszystko obejmującej braterskiej miłości”.

W dalszej części posłania stwierdził kategorycznie: „Nawet pogańskie narody uważały za niegodną człowieka zbrodnię i hańbiący czyn dla mężczyzny zabijanie bezbronnych. Przeciwko tym zbrodniom protestujemy przede wszystkim wtedy, kiedy ich sprawcami są nieprzyjaciele Cerkwi Chrystusowej. Ale kiedy spostrzegamy niebezpieczeństwo, że te zbrodnie mogą wcisnąć się i wciskają się nawet (...) i w szeregi powierzonych nam wiernych, to (...) ze strachu przed przyszłością narodu chrześcijańskiego nie przestaniemy przestrzegać przed nimi wiernych”.

W sposób oczywisty słowa te były potępieniem metod stosowanych przez ruch banderowski wobec Polaków. Nieuprzedzony czytelnik po ich lekturze nie może mieć wątpliwości, że zbrodnie OUN i UPA wywoływały w arcybiskupie oburzenie. Dlatego za co najmniej nieprecyzyjne należy uznać słowa ks. Zaleskiego, iż „cerkiew stała się bazą dla nacjonalistów”, na co Szeptycki nie tylko rzekomo się zgodził, ale „wręcz patronował temu procesowi”. Mieszając opinie o metropolicie i Cerkwi greckokatolickiej z opisami zbrodni UPA na Polakach, ks. Zaleski wytwarza u czytelników wrażenie, że między grekokatolicyzmem i ruchem banderowskim można postawić znak równości.

Każdy, kto czyta jego wypowiedzi o arcybiskupie Szeptyckim – zmarłym w listopadzie 1944 r. – ma prawo domniemywać, iż z całą energią popierał on ruch banderowski i niemal błogosławił wymordowanie 100 tys. Polaków przez UPA. Tymczasem jest to nieprawda. Nie tylko, jak widzieliśmy, Szeptycki potępiał zbrodnie, ale nierzadko negatywnie wypowiadał się o banderowcach. Ci zresztą rewanżowali mu się tym samym, krytykując jego politykę czy wręcz – jak to niedawno udowodniła ukraińska historyk Inna Pojizdnyk – wręcz fałszując jego listy pasterskie (tak, aby wyglądało, iż nawołując do poszanowania piątego przykazania, Szeptycki ma na myśli oszczędzanie życia jedynie Ukraińców).

***

Nie twierdzę, że o postawie metropolity wiemy już wszystko, ani że nie może ona wywoływać dyskusji. Bo przecież co najmniej kontrowersyjna była jego decyzja o wysłaniu kapelanów do dywizji SS „Galizien” (co jednak istotne, nigdy nie zgodził się na posługę duszpasterską w UPA). Wątpliwości budzi też jego poparcie dla Ukraińskiego Centralnego Komitetu, reprezentującego Ukraińców wobec Niemców. Ale czyny Szeptyckiego trzeba rozpatrywać na tle sytuacji w Europie: spory wokół jego postaci przypominają serbsko-chorwacki spór o arcybiskupa Zagrzebia Alojzego Stepinaca czy katolicko-żydowski o Piusa XII.

Polsko-ukraiński spór o metropolitę Szeptyckiego pewnie długo jeszcze nie znajdzie rozstrzygnięcia. Ale nie można posługiwać się w nim nieprawdą. Godzi się też zauważyć, że choć w latach 1943-45 niektórzy księża greckokatoliccy (zapewne kilkudziesięciu) poszli niezwykle daleko we wspieraniu UPA, czasem aż do czynnego poparcia dla mordów na Polakach, to byli też ukraińscy kapłani, którzy ratowali Polaków. Można z przekonaniem powiedzieć, że w zgodzie z przesłaniem metropolity postępowali ci, który ryzykowali życie w obronie Polaków.

W książce „Chodzi mi tylko o prawdę”, zaczynając rozmowę o Ukrainie, ks. Zaleski mówi: „Nie rozumiem, jak można na podstawie krytyki banderowców zarzucać mi antyukraińskość”. Ale dalej przeczy swym słowom, bezpardonowo atakując arcybiskupa Szeptyckiego, który z UPA nie miał nic wspólnego. Stawiając znak równości między Cerkwią greckokatolicką i UPA, ks. Zaleski sam daje argument tym, którzy dopatrują się w jego wypowiedziach antyukraińskich uprzedzeń.

Cóż bowiem wspólnego z walką o prawdę o UPA ma strofowanie (w felietonie w „Gazecie Polskiej”) aktualnego rzymskokatolickiego biskupa diecezji rzeszowskiej za to, że przekazał wspólnocie greckokatolickiej świątynię w Rzeszowie? Zaiste, czytając ks. Zaleskiego, trudno oprzeć się wrażeniu, że uznaje on grekokatolików za gorsze dzieci Boga. 


Dr hab. GRZEGORZ MOTYKA (ur. 1967) jest historykiem, pracownikiem Instytutu Studiów Politycznych PAN, członkiem Rady IPN. Specjalizuje się w dziejach polsko-ukraińskich w XX wieku. Autor książek, m.in. „Antypolska Akcja OUN-UPA 1943–1944” (współredaktor tomu) i „Od rzezi wołyńskiej do Akcji Wisła”.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 34/2012