Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
1
...którzy niedawno temu szydzili z wyznania Jarosława Kaczyńskiego o pozostawieniu go na wolności w grudniu 1981. Postanowienie zrealizował w gniewnym artykule „Cień Orwella nad Wisłą, czyli salon nie pyta, dlaczego 31 lat temu nie internowano również Donalda Tuska”, opublikowanym w noworocznym numerze tygodnika „W Sieci”. Długi tytuł (specjalność nowego pisma) wskazuje punkt wyjścia rozważań Cenckiewicza: doradza on szydercom, by pamiętali, że wśród opozycjonistów, których nie internowano po wprowadzeniu stanu wojennego, był także dzisiejszy premier, następnie zaś próbuje wykazać, iż „potencjał opozycyjności” Kaczyńskiego był w roku 1981 (oraz później, w latach 80.) znacznie wyższy od analogicznego potencjału młodego Tuska. Dowody znajduje autor artykułu w dokumentach SB, wskazujących, iż peerelowskie służby znacznie intensywniej zajmowały się Kaczyńskim.
2
Wywód Cenckiewicza wymaga wstępnego uściślenia: przedmiotem szyderstw było nie tyle pozostawienie Kaczyńskiego na wolności, ile jego wyznanie, iż własną sytuację odczuwał jako bardziej uciążliwą niż sytuacja internowanych. Skądinąd: reakcję na te słowa łatwo było przewidzieć. Zarazem zaś: szydercy mogli się wykazać większą dozą wyrozumiałości i empatii... I jeszcze uściślenie drugie: nie słyszałem, by Donald Tusk twierdził, iż w grudniu 1981 cierpiał bardziej niż internowani; gdyby tak powiedział, niepokorni publicyści z pewnością by ten fakt odnotowali (w charakterystycznej dla nich poetyce).
3
Można odnieść wrażenie, że zarówno przeciwnicy Kaczyńskiego, jak broniący go Cenckiewicz uwikłani są w tę samą mitologię opozycyjności, wedle której w grudniu 1981 r. internowanie było znakiem bohaterstwa, a pozostawienie na wolności – czymś wysoce podejrzanym. Otóż: zgodzić się można (z pewnymi zastrzeżeniami) tylko na twierdzenie pierwsze; jednoznaczne ocenianie tego, iż ktoś nie został internowany, wydaje się nadużyciem. Krótko mówiąc: wypominanie Jarosławowi Kaczyńskiemu, iż nie znalazł na odpowiedniej liście, sporządzanej przez władze stanu wojennego, nie ma zbyt wiele sensu. Ale też: niezbyt przekonująca jest argumentacja Cenckiewicza, wedle której zostawienie Kaczyńskiego na wolności było częścią gry operacyjnej, prowadzonej przez SB. Tak być mogło, ale tak być nie musiało (czy inaczej: taki sposób argumentacji można zastosować wobec każdego, kto nie został internowany.)
4
Co właściwie wynika z tego, że zarówno szef rządzącej partii, jak przywódca największej partii opozycyjnej – nie byli w grudniu 1981 r. internowani? Cóż, wynika z tego, że mitologia internowania (jako część wspominanej poprzednio mitologii opozycyjności) nie odgrywa w dzisiejszej polityce istotnej roli. Wiadomo to od czasu wojny na górze (tej z początku lat 90.), więc też wszelkie pomiary „potencjału opozycyjności” odwołujące się do czasów PRL należą do zajęć ciekawych, ale pozbawionych praktycznych konsekwencji. Gdyby ów „potencjał” był ważny w perspektywie wyborczej, skład elity politycznej byłby inny. Nie wiem, czy jest to powód do rozdzierania szat.
5
I jeszcze jedno: rozważania Sławomira Cenckiewicza o „delegitymizacji zasług Jarosława Kaczyńskiego w walce z komunizmem” brzmiałyby odrobinę wiarygodniej, gdyby ich autor nie poświęcał w przeszłości tak wiele uwagi delegitymizacji zasług Lecha Wałęsy, którego „potencjał opozycyjności” znacznie przewyższa „potencjał” prezesa PiS-u.