Polska szyfrem pisana

W piątek zaprzysiężony zostanie nowy rząd. Tydzień później premier Donald Tusk wygłosi w Sejmie exposé. Obiecywany podczas kampanii wyborczej cud trzeba będzie przełożyć na strategiczne cele, po raz kolejny powtórzyć: "...spory pozostawimy w tej chwili historykom. Chcemy być rządem nadziei, rządem optymizmu.

18.11.2007

Czyta się kilka minut

Mało kto pamięta, że tak właśnie powiedział premier Jarosław Kaczyński w swoim exposé 19 lipca 2006 r. Tekst tamtego przemówienia mógłby niemal w całości powtórzyć jego następca. Parę zmian akcentów, mniej o zagrożeniach, więcej o szansach, mniej o lustracji, więcej o przejrzystości. O biurokracji - mniej więcej tyle samo, bo i Kaczyński zwracał uwagę na patologię związaną "z mitręgą biurokratyczną, z ogromną ilością regulacji, które niezmiernie utrudniają podejmowanie działań w sferze gospodarczej". Przecież o walce z korupcją Tusk też wspomni, bo niemądrze byłoby nie wspomnieć o realnym problemie tylko z tego powodu, że dla poprzedników stał się obsesją i alibi do łamania prawa. Może nawet powtórzyć: "mamy szansę na nową falę polskiego kapitalizmu".

Retoryczne nawrócenie

Na przekór światu szukam podobieństw, bo kiedy słyszę o nowej erze w polskiej polityce, to nie w przesunięciach programowych akcentów jej szukam. I nie w przestrzeganiu prawa, bo to przecież oczywiste.

Ustępujący premier był mistrzem politycznej narracji. Psioczył na media, że wrogie, ale panował nad nimi, bo w bezwarunkowym odruchu aportowały kości, które im rzucał. Sam wyznaczał pole tematów, które potem jego sympatycy i wrogowie ogryzali do samego szpiku. Zaiste, był to demoralizujący czas dla mediów. Pamiętam, jak laureaci dziennikarskiej nagrody Grand Press 2006 ostrzegali: "Nie patrz na kość, tylko na rękę, która ją rzuca", ale jakoś daremnie. Tematów nie trzeba było długo szukać. Częstszy był niepokój, że już południe, a tu żadna bomba nie wybuchła. Jednak wcale nie jestem pewien, czy jako przywódca partii opozycyjnej Kaczyński panem politycznej narracji być przestanie. Raczej godzę się z myślą, że premier Tusk będzie rzadziej pytany o nową inicjatywę ustawodawczą, a częściej - o poranną konferencję prasową lidera opozycji, kolejny spór o "podwórko", "13 grudnia" i "politykę na czworakach". Rezygnacja trzech wiceprzewodniczących PiS (zob. rozmowę z Kazimierzem Michałem Ujazdowskim na str. 3) ma przecież i ten wymiar, że oto prominentni politycy tej partii chcieliby wreszcie czegoś więcej niż tylko retorycznej mobilizacji.

Choć w przypadku Ludwika Dorna trudno uwierzyć w takie retoryczne nawrócenie. Być może niedawny marszałek Sejmu uznał, że polityka uprawiana w duchu swoiście pojmowanego Carla Schmidta, czyli wychodząca od podstawowego rozróżnienia przyjaciel - wróg, jest dobra dla partii u władzy, z perspektywą samodzielnych rządów, w opozycji zaś i po klęsce już nie obowiązuje? Jakkolwiek teraz będzie, wiele zależy od mediów.

Zdrowe objawy nudy

Tak, mamy w Polsce do czynienia z demokracją medialną w tym sensie, że tylko poprzez media politycy spotykają się ze społeczeństwem, tylko w mediach istnieją, a obecność na ekranie wyznacza granice między politycznym bytem i niebytem. Język, tematy do podjęcia, spór - są w dużej mierze wyznaczane przez medialną logikę.

Na szczęście zdrowe objawy nudy już się pojawiły. Paru ministerialnych kandydatów przepytywanych przez dziennikarzy według scenariusza z poprzedniej kadencji wyglądało jak ludzie z innej planety. Nie ruszały ich przecieki, bon moty adwersarzy, cała ta wyrazistość retoryczna, czyli typowy dla polskiej polityki ersatz wyrazistości ideowej. Przecież i w poprzedniej ekipie tacy ludzie się zdarzali, bo nikt nie spodziewał się po minister Joannie Kluzik-Rostkowskiej skrzydlatych słów. Nie ona jednak była medialną twarzą PiS-u, tylko Zbigniew Ziobro i Joachim Brudziński. Dla równowagi dodajmy, że przez długi czas to nie Bogdan Zdrojewski był twarzą PO, tylko Stefan Niesiołowski. I tak minęły dwa lata polityki przed mikrofonem.

Można mieć tylko nadzieję, że Platforma nauczona wpadką swojego lidera z "moherami" nie pogodzi się z wizją Polski podzielonej trwałymi frontami, Polską przeszłości i Polską przyszłości. Być może odrzucenie kandydatury Zbigniewa Romaszewskiego na wicemarszałka Senatu brało się z politycznej kalkulacji, że należy się satysfakcja dla tej części elektoratu, która głosowała w wyborach na PO nie tyle z miłości, co z niechęci do PiS. A może senatorowie odreagowali w ten sposób upokorzenia sprzed dwóch lat? Od tamtego czasu mieliśmy jednak wciąż do czynienia z myleniem polityki jako pola konfliktu z polityką jako permanentną wojną. Przecież to już było i tak już jednak być nie musi.

Niegotowi na normalność

Tęsknota za normalnością wydaje się dziś niemal powszechna. Zmęczenie stanem wojny, którego doświadczyliśmy, deklarowana tęsknota za normalnością, trącą jednak lekko hipokryzją. W naszym stosunku miłości-nienawiści do polityki wszyscy czuliśmy się przez ostatnie dwa lata właściwie dobrze - nawet ci, dla których Czwarta Rzeczpospolita była obrazą (że o jej zwolennikach nie wspomnę). Manifestowanie niechęci do partii braci Kaczyńskich nic przecież nie kosztowało, dawało za to poczucie przynależności do klubu dobrze myślących.

Zwekslowanie fenomenu popularności Prawa

i Sprawiedliwości na społeczną frustrację, ciemne dziedzictwo PRL-u, zapomniane koszta transformacji wydaje się jednak odpowiedzią niewystarczającą. I tym gorzej, że dla wielu oczywistą. Niewielu jakoś pozostało klerków, którzy byliby gotowi opisać nam Polskę, pomijając partyjne klucze poznawcze. Ich właśnie potrzeba nam dziś najbardziej.

"Polska jest dziś jak książka szyfrem pisana; kto postawi jej rozumne pytanie, temu także rozumnie odpowie" - pisał dobrych paręnaście lat temu ks. Józef Tischner. Niewiele się od tamtego czasu zmieniło. Od rozumnych pytań więc zacznijmy. Szczególnie w mediach.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Redaktor naczelny „Tygodnika Powszechnego”, dziennikarz, publicysta, autor wywiadów, kierownik działu Kultura. W „Tygodniku” od 1988 r., Współtwórca telewizyjnych cykli wywiadów „Rozmowy na koniec wieku”, „Rozmowy na nowy wiek” i „Rozmowy na czasie” (TVP).… więcej