Polonista siedzi na wielu stołkach

Prof. Ryszard Nycz: Pieniądze na humanistykę winny być zagwarantowane uchwałą sejmową lub osobnym funduszem Ministerstwa Nauki i Szkolnictwa Wyższego. To musi być część misyjnej działalności naszego rządu. Rozmawiał Grzegorz Jankowicz

21.07.2009

Czyta się kilka minut

Grzegorz Jankowicz: Czy zgadza się Pan z tezą, że polonistyka znalazła się w stanie głębokiego kryzysu?

Ryszard Nycz: Wydaje mi się, że należy spojrzeć na problem z szerszej perspektywy, uwzględniając toczącą się właśnie dyskusję o humanistyce. Polonistyka jest jedynie wyrazistym przykładem. Nasilają się dziś głosy, że wydziały humanistyczne produkują rzesze absolwentów, których rynek pracy nie potrzebuje. Z drugiej strony mamy rzekomo zastęp uśmiechniętych przedsiębiorców, którzy z otwartymi ramionami czekają na absolwentów kierunków "bio-techno-info". Trzeba nakłuć balon tej wirtualnej rzeczywistości i sprawdzić, jak to naprawdę jest i jakie są realne możliwości pracy dla "ściślaków", a jakie dla humanistów. Czy zapotrzebowanie na pracowników w sektorach kulturalnych, edukacyjnych, "usługowych" jest naprawdę tak niskie, jak się nas przekonuje? Nie jestem wcale pewien.

Liczba humanistów kształconych na polskich uniwersytetach z roku na rok rośnie...

To prawda, ale za obecną sytuację odpowiada administracja rządowa, która umożliwiła tak bujny rozwój wyższego szkolnictwa prywatnego. Łatwo było przewidzieć, że uczelnie prywatne skoncentrują się na kierunkach humanistycznych i społecznych. Jest to efekt nieprzemyślanych działań administracyjnych w sektorze szkolnictwa wyższego.

Czy przygotowywana reforma ustabilizuje tę sytuację?

Reformatorzy mają problem z określeniem głównego celu edukacji. Kiedy mówi się, że celem jest zwiększenie konkurencyjności w sferze wyników naukowych, to myli się środki i skutki uboczne (acz bardzo ważne) edukacji z jej podstawowymi celami. Przed laty na Kongresie Kultury Polskiej profesor Jan Błoński zwrócił uwagę, że kiedy tylko edukację się instrumentalizuje i definiuje jako środek prowadzący do pragmatycznego celu (np. ekonomicznego), wówczas proces kształcenia ulega degeneracji. Według Błońskiego edukacja musi być traktowana samocelowo. Z dzisiejszej perspektywy te słowa brzmią jak wypowiedź szlachetnego idealisty. Możemy jednak wyrazić myśl Błońskiego inaczej i powiedzieć za Pierre’em Bourdieu, że efekty procesu kształcenia stanowią jedno z najwyżej cenionych i pożądanych dóbr - to kapitał kulturowy i symboliczny, który pomnaża się w toku użytkowania. Inwestując w autonomiczną edukację, działamy na korzyść kultury i społeczeństwa, choć efekty tej inwestycji nie są odczuwane od razu. Musimy sobie to wreszcie uświadomić.

Zespół specjalistów pod Pańskim przewodnictwem na prośbę prezesa Polskiej Akademii Umiejętności przygotował specjalny raport o naukach humanistycznych.

Przedstawiliśmy w nim główne problemy i sformułowaliśmy diagnozę, wystawiając tymczasem nasz dokument na internetowej stronie dyskusyjnej. Chodzi tam m.in. o kluczowe założenia strategii edukacyjnej, wyglądające na sprzeczne, którym trzeba odebrać taki charakter, i w konsekwencji myślenie w kategoriach "albo-albo" przekształcić w "zarówno-jak". Przede wszystkim musimy się uporać z brakiem równowagi między wykształceniem erudycyjnym a kompetencyjnym, wiedzą "że" i wiedzą "jak". Na razie ta pierwsza nazbyt przeważa nad drugą. Poza tym istnieje problem równoczesnego kształcenia elit i edukacji umasowionej. Nie chodzi o to, by wybierać między jednym a drugim, ale o to, by pogodzić odmienne strategie i kierunki charakterystyczne dla obu tych form nauczania. Jest też problem dotyczący bardziej bezpośrednio samej polonistyki. Jak pogodzić zobowiązania wobec kultury narodowej, które filologia polska musi spełniać, ze zobowiązaniami wobec studentów, którym musimy przekazać szersze i bardziej zróżnicowane wiadomości i umiejętności, by mogli znaleźć pracę również poza sektorem nauczycielskim?

Czy polonistyka posiada taki potencjał?

Tak. Nie zapominajmy, że jej zadanie polega na kształceniu językowej i literacko-kulturowej kompetencji, którą absolwenci mogą wykorzystywać w różnych zawodach: od nauczycielstwa, przez logopedię, dziennikarstwo, aż po pracę w instytucjach kultury czy w dziedzinie twórczego pisania. Musimy tak uelastycznić istniejącą strukturę polonistyczną, by możliwa była edukacja wielokompetencyjna. Gdyby było tak, że jednostki akademickie, które legitymują się największym dorobkiem naukowym, mają prawo do tworzenia autorskich projektów oraz kierunków nauczania, to mielibyśmy o wiele lepsze rozwiązanie. Niestety na przeszkodzie ciągle stoją istniejące regulacje prawne.

Realizacja autorskich projektów wymaga środków finansowych, a na pieniądze mogą liczyć przede wszystkim kierunki "biotechno-info". Jakie szanse ma humanistyka w tym starciu?

Na razie faktycznie nie ma żadnych szans. Dlatego w naszym raporcie proponujemy utworzenie specjalnego funduszu dla humanistyki. Przede wszystkim na realizację działań, które nie mogą być finansowane ani przez Unię Europejską, ani z krótkoterminowych grantów badawczych. Fundusz ten powinien być przeznaczony zasadniczo na finansowanie długoletnich prac badawczych o fundamentalnym charakterze dla kultury narodowej, czyli chodzi w pierwszym rzędzie o prace źródłowo-dokumentacyjne, edytorskie, słownikowo-encyklopedyczne. Ale być może mógłby on służyć również wsparciu programu nowego modelu kształcenia, który musimy opracować, zaczynając niejako od góry, czyli od studiów doktoranckich. Żeby humanistyka uprawiana w Polsce stała się naprawdę obecna w międzynarodowym obiegu myśli i ofert edukacyjnych, musi otworzyć się na nowe, autorskie pomysły kształcenia, które mogłyby być dofinansowywane z owego funduszu, podobnie zresztą jak np. potrzeby w zakresie humanistycznej "infrastruktury" (ciągle nie wszyscy chcą przyznać, że dziś nam nie wystarczy już ołówek i kartka czy kreda i tablica). Pieniądze potrzebne na ten cel - o wielkości zresztą nieznaczącej zupełnie w ogólnym budżecie - powinny być zagwarantowane albo uchwałą sejmową, albo poprzez wyodrębnienie specjalnego funduszu w ramach środków będących w dyspozycji NCBiR (Narodowego Centrum Badań i Rozwoju), agencji powołanej przed dwoma laty przez MNiSW. To musi być część misyjnej działalności rządu, na nim bowiem przecież ciąży odpowiedzialność za zachowanie i rozwijanie kultury narodowej.

Jak według Pana powinna wyglądać relacja między polonistyką akademicką i szkolną?

Uważam, że najistotniejsza jest tutaj właściwa proporcja między kształceniem erudycji i umiejętności. Szlachtowanie arcydzieł na kawałki budzi nasz opór, ale jednak trzeba urealnić proces nauczania, biorąc pod uwagę możliwości percepcyjne, poznawcze i czasowe ucznia. Wiedza szkolna nie może się ograniczać do streszczeń - zwłaszcza że dziś świadczą one o zdolności nie tyle do autentycznego zrozumienia tego, o co chodzi w tekście, ile do kopiowania gotowych pigułek wiedzy (dawne bryki czy podręcznik braci Mazanowskich sprzed stu lat - dowodzą, jak stara to szkolna choroba). Powinniśmy dążyć do tego, by uczeń poprzez ćwiczenia rozwijał swe zdolności poznawcze i zdobył umiejętność analizowania i produkowania tekstów, od prostych po najbardziej złożone, bo to będzie mu potem w życiu potrzebne. Chodzi o budowanie interdyscyplinarnej kompetencji, jaką jest wiedza (czynna) o tekście i dyskursie. Właśnie to - w sensie lingwistycznym, literackim i kulturowym - powinno być ośrodkiem programu polonistycznego, i to na wszystkich szczeblach edukacyjnych. W taką wiedzę i takie umiejętności musimy wyposażyć nauczycieli, by przekazali je swoim uczniom.

Maria Poprzęcka postawiła na łamach "TP" tezę, że rozwój teleinformatyczny doprowadził do zerwania relacji między profesorem i studentem, mistrzem i uczniem, która w jej przekonaniu stanowi fundament kształcenia akademickiego. Natomiast Piotr Śliwiński zasugerował, że źródłem wielu problemów współczesnej polonistyki (czy szerzej: humanistyki) jest właśnie ta relacja, która usztywnia hierarchię uniwersytecką i zamyka młodym naukowcom drogę do swobodnego rozwoju.

Wbrew pozorom nie ma tu chyba sprzeczności. Profesorowie, których opinie pan przywołał, nie mówią o tym samym w swych diagnozach. Informatyzacja nauki i edukacji humanistycznej to zarazem ogromna szansa, jak i pewna groźba czy próg, na którym zatrzymują się dotychczasowe modele kształcenia. Dla starszego pokolenia humanistów ten próg okazuje się nierzadko nie do przekroczenia i blokuje im drogę do skutecznego funkcjonowania w nowoczesnej nauce i edukacji. Widzę w tym nie tylko problem instytucjonalny, ale także egzystencjalny. Wielu znakomitych naukowców starszego pokolenia nie może się przystosować do nowych warunków. Z kolei studenci i doktoranci takich problemów nie mają, dlatego ich relacja z opiekunem naukowym zasadniczo się zmienia - ale rodzi nowe wyzwania (inny styl i techniki kształcenia - nie wykluczające bezpośredniego kontaktu!), choroby (plagiaty) i niebezpieczeństwa (np. lokowanie tego, co wymaga zapamiętania, w sztucznych, zewnętrznych "organach", w pamięci komputera - prowadzące do dysfunkcji własnej pamięci i amnezji kulturowej).

Natomiast Piotr Śliwiński mówi o czymś innym, również istotnym, a mianowicie o pewnej pozostałości, która przetrwała gdzieniegdzie po feudalnych strukturach z przeszłości. To problem, który od dawna domaga się rozwiązania. Podstawą nowych regulacji w tym względzie powinno być proste założenie, że absolwent danego wydziału nie może uzyskać swego pierwszego zatrudnienia akademickiego w jednostce, która go wykształciła i organizuje konkurs. Może się wydawać, że takie rozwiązanie nie zawsze będzie właściwe. Ale jedynie radykalne środki - jak to pokazały praktyki zachodnie - mogą przynieść realną zmianę warunków instytucjonalnych, które otworzą zespoły badawcze na ozdrowieńczą konfrontację indywidualności i idei. Uniemożliwić to powinno w każdym razie profesorom-kierownikom zespołów prowadzenie polityki zatrudnienia, nastawionej głównie na konserwację preferowanej formuły prowadzenia badań i utrzymanie władzy.

Czy mógłby Pan na koniec odpowiedzieć na pytanie postawione przez Pawła Próchniaka: kim dziś jest - i kim powinien być - polonista?

Uważam, że wąska definicja polonisty nie jest nam potrzebna. Więcej nawet - by zrealizować cel, który zarysowałem wcześniej (rozwój interdyscyplinarnych kompetencji tekstowych), powinniśmy takich wąskich definicji unikać. Polonista siedzi na wielu stołkach. Jest specjalistą od polskiego języka i literatury, ale także od kultury narodowej, oraz literaturoznawcą, który z łatwością porusza się w sferze teorii. Posiada kompetencje językoznawcze i kulturoznawcze. Musi być obeznany ze sferą współczesnych mediów, instytucji kulturalnych, kultury audiowizualnej, cyberkultury etc. To cała wiązka rozmaitych sprawności, które wchodzą ze sobą w ścisłe związki, ale nie pozwalają na zdefiniowanie naszej profesji w sposób jednokierunkowy i ekskluzywny. Na tym polega jej siła, a także widoki na przyszłość.

Ryszard Nycz (ur. 1951) jest teoretykiem i historykiem literatury, profesorem Wydziału Polonistyki Uniwersytetu Jagiellońskiego i Instytutu Badań Literackich Polskiej Akademii Nauk, redaktorem naczelnym "Tekstów Drugich". Członek Rady Nauki przy Ministrze Nauki i Szkolnictwa Wyższego oraz Centralnej Komisji ds. Stopni i Tytułów. Przygotowany przez zespół pod jego kierownictwem projekt Programu Rozwoju Nauk Humanistycznych w Polsce można przeczytać na stronie Polskiej Akademii Umiejętności: www.pau.krakow.pl

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 30/2009