Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Posłowie PO - od nich zależało najwięcej - zagłosowali za Kamińskim, choć w dniach poprzedzających głosowanie część opinii publikowanej (nie mylić z publiczną) przeprowadziła werbalny atak na IPN. "Gazeta Wyborcza" i "Wprost" nie tylko kwestionowały kandydaturę Kamińskiego (szukając na niego "haków"), ale wołały o likwidację Instytutu.
Czy Platforma mogła zagłosować przeciw Kamińskiemu? Mogła. Wielu jej polityków dawało do zrozumienia, iż nie jest to ich wymarzony kandydat. Tyle że głosując przeciw, PO ośmieszyłaby to, co sama stworzyła: znowelizowaną rok temu ustawę o IPN, wprowadzającą nową procedurę wyboru prezesa, w której wprawdzie do polityków należy ostatnie słowo (tj. zatwierdzenie kandydata przez Sejm i Senat), ale wcześniej najwięcej do powiedzenia ma środowisko akademickie, przedstawiające kandydatów do Rady IPN, która z kolei wyłania kandydata na prezesa i przedstawia go parlamentowi. Łukasz Kamiński nie został przywieziony w niczyjej teczce, on został wyłoniony w tej procedurze.
Posłowie koalicji rządowej uszanowali więc werdykt Rady IPN - dotrzymali słowa danego rok temu. A czy dotrzymają go także w przyszłości i nie sięgną po - większe niż kiedyś - narzędzia ingerencji w sprawy IPN-u, gdy tylko pojawią się dyskusje z gatunku tych tzw. kontrowersyjnych? Bo że się pojawią, to oczywiste: jak mówi w rozmowie z "Tygodnikiem" prezes Kamiński, historia z natury żywi się sporem o to, "jak było i co z tego wynika". Jak wtedy zareagują politycy?