Pokłon żurawiom

Jaan Kaplinski nie szukał pocieszenia w pytaniach o nieśmiertelność duszy. Lękał się, że ostanie się z niej tylko wędrowny żebrak, wypraszający od dobrych ludzi grosz albo uśmiech.

20.09.2021

Czyta się kilka minut

Jaan Kaplinski, 1993 r. / ULF ANDERSEN / BE&W
Jaan Kaplinski, 1993 r. / ULF ANDERSEN / BE&W

Widziałem fruwające wokół głowy Jaana białe motyle nocy. Opowiadał mi, że przylatują do niego we śnie i że słyszy wtedy słowa wypowiadane po rosyjsku. Siedzieliśmy w kawiarence w Tartu. Był kwiecień, ale w powietrzu czuło się jeszcze zimę, a siekący deszczem wiatr pokrywał lodem wysokie hałdy śniegu.

Jaan Kaplinski poszedł za głosem snów. On, bard i senator niepodległej Estonii, sygnatariusz słynnego listu czterdziestu intelektualistów protestujących w 1980 r. w tej sowieckiej republice przeciwko zniewoleniu języka narodowego, w późnym wieku zaczął pisać wiersze po rosyjsku, w języku przez niemałą grupę mieszkańców jego kraju wciąż uznawanym bardziej za mowę okupantów niż współobywateli.

Umarł w sierpniu tego roku.

Wszystko kończy się rozłąką

W dniu jego śmierci w Tallinie odbył się pogrzeb Ireny Veisaitė – sejneńskiego Człowieka Pogranicza i osoby, od której po raz pierwszy usłyszałem o Jaanie. Litewska literaturoznawczyni i teatrolożka, Żydówka ocalała z Zagłady, zmarła na covid w grudniu 2020 r. w wieku 92 lat – teraz urnę z jej prochami złożono do grobu jej męża Grigorija Kromanowa, reżysera „Ostatniej relikwii” i „Brylantów dla dyktatury proletariatu”. To jedne z tych filmów, dzięki którym okres sowiecki nie był dla Jaana wyłącznie czasem zniewolenia i pustki duchowej. Narażał się czasem, zwłaszcza młodym Estończykom, przestrzegając ich przed jednostronną oceną tamtej epoki.

Był pisarzem, filozofem i poetą, dla wielu godnym Nagrody Nobla. Tak uważał Czesław Miłosz, który zgłaszał go Akademii Szwedzkiej i tłumaczył jego wiersze. Przypadek, a raczej wyrok Historii sprawił, że nie został poetą polskim. Nosił nazwisko ojca, Polaka z frankistowskiego rodu, zamęczonego w gułagu. Mówił po polsku, doskonale znał polską kulturę i w jego dziele bez trudu odnajdziemy ślady jej oddziaływania. Może kiedyś doczekamy się takiej historii literatury polskiej, w której będzie miejsce dla piszącego w jidysz i po hebrajsku ­Awroma­ ­Suckewera i dla Jaana Kaplinskiego.

Żegnając przyjaciela, powracam do jego książek. Wiersz-medytację o śmierci odnajduję właśnie w tomie poezji napisanych po rosyjsku. „Non omnis moriar multaque pars mei vitabit Libitinam”. „Nie wszystek umrę wiem że uniknie pogrzebu cząstka nie byle jaka”. Tak słowa trzydziestej pieśni z „Carminum Liber tertius” Horacego tłumaczył Adam Ważyk, usuwając z niej imię Libitiny, bogini śmierci. Inaczej Jaan. Nie oczekiwał, że Persefona przeprowadzi go na drugą stronę. Po stronie życia miał wszystko, czego pragnął, łącznie ze snami. W wierszu poprzedzonym mottem z horacjańskiej pieśni rozprawia się z umysłem szukającym ukojenia w pytaniach o nieśmiertelność duszy. Nie pragnął takiego pocieszenia. Lękał się, że z duszy ostanie się tylko wędrowny żebrak, błądzący po rozdrożach życia i wypraszający od dobrych ludzi grosz albo uśmiech, albo słowa objawienia, a potem już niczego, niczego, „...wszystko kończy się rozłąką...”. Jakże by inaczej mogło przytrafić się nam przebudzenie?

„Mogę modlić się do Boga / wskrzesiciela wszystkich wymarłych / z wyjątkiem mnie samego / zostanę po tej stronie / z zeszłorocznym śniegiem / z kwitnącymi jabłoniami tej wiosny / moje wiersze modlitwy i mantry / świtem wiatr rozwieje / na wszystkie strony świata / po drogach-tropinkach po pocztowych skrzynkach”.

Ten wiersz pochodzi z tomu „Białe motyle nocy”.

List do ojca

Nie potrzebowałem zaglądać do jego snów, by je dostrzec, były częścią jego aury, cichej i świetlistej. Pomagały mu obracać ból w szczęście. Były z nim, gdy śmierć zostawiał gdzieś za sobą, dosięgając głębokiego spokoju. Za dnia stawały się czarne.

Zabrał mnie kiedyś do Mutiku, miejscowości położonej kilkanaście kilometrów na południe od Tartu. Razem z żoną Tiią Toomet w roku 1970 kupili tu stare gospodarstwo, zarośnięte, ogołocone, zdziczałe. W przerwach między podróżami na Wschód, pracą na uniwersytecie, a potem także w parlamencie niepodległej Estonii (1992-95) i Parlamencie Europejskim (zdobył mandat z ramienia partii socjaldemokratycznej), Jaan kultywował ziemię. O każdym posadzonym przez siebie drzewie mówił jak o osobnym losie, który uważnie śledził, sądząc, że drzewa mają swój indywidualny charakter, a także czucie i swoją prawdę do przekazania. Zapamiętałem go z kosą i siekierą pod ręką.

Tutaj Jaan stał się buddyjskim ogrodnikiem, rodzinnym genealogiem, filozofem z równą pasją zgłębiającym nowoczesną naukę i taoizm. W domu strzegł Biblii w języku estońskim wydanej w 1863 r. w Tartu, pozostawionej mu pod opiekę jako rodzinny skarb przez Norę i Arvo Pärtów, gdy w 1980 r. emigrowali na Zachód. Zaglądał do niej tłumacząc z chińskiego „Księgę Drogi i Dobra” Lao Tzu. Tutaj też pisał list do ojca, który przybrał formę osobistej książki inkrustowanej archiwaliami i wspomnieniami zebranymi podczas podróży do Polski.

Przeczytamy w nim zdania cienką kreską szkicujące jego wierny autoportret: „Udało mi się raz nawiązać prawdziwy kontakt z żurawiami, które przylatują tu czasem na pola. Wybierałem się właśnie w stronę szosy, na autobus, minąłem żywopłot, który okala nasz ogród od północy, i na sąsiednim polu zobaczyłem parę żurawi, akurat w trakcie tańca godowego. Wobec tego i ja wykonałem parę tanecznych ruchów, pomachałem ramionami jak skrzydłami i ukłoniłem się im. Dziw nad dziwy – jeden z żurawi mi odpowiedział. Pokłoniliśmy się więc jeden drugiemu kilka razy, po czym para odleciała, a ja ruszyłem do wsi Sulaoja. Było to dla mnie pewnego rodzaju doświadczenie mistyczne, jakby chwilowe ukojenie jakieś pradawnej, wielkiej tęsknoty”.

Bard nadbałtyckiego kraju

Nie znałem nikogo, kto byłby tak przygotowany do odejścia, jak on. Nie raz powtarzał, że chciałby już zasnąć. Może teraz powrócił do snu, z którego osiemdziesiąt lat wcześniej został przebudzony?

Stronił od ostro zakreślonych granic, nie ufał ludziom głoszącym absolutne racje. Bliska była mu koncepcja fuzzy semiotics, pewnego niedookreślenia tożsamości, niedomknięcia znaczeń. Rzecz nie w tym, że zaciera się w ten sposób centrum, to, co istotne i co nas „istoczy” – wręcz przeciwnie, zatarcie zewnętrznych granic, otwarcie ich na zmieniający się kontekst, na uwarunkowania środowiska pozwala nam być prawdziwie sobą i uwalnia dostęp do pełni sensu.

Jakże by inaczej mógł żyć w prawdzie z sobą samym, człowiekiem o splątanych korzeniach, wielojęzycznym, najbardziej u siebie czującym się w królestwach natury i książek? Od strony matki, Nory Raudsepp, związany był z dziedzictwem ugrofińskim, a zwłaszcza z regionem Võru, słynącym z odrębnej kultury i dialektu. Zdarzało mu się pisać w tym dialekcie, podobnie zresztą jak w języku fińskim. Jest jedynym obcokrajowcem uhonorowanym przez Finów literacką nagrodą Eino Leino.

Jego ojciec Jerzy Kapliński, doktor filologii Uniwersytetu Warszawskiego, przybył do Tartu w 1933 r., by na tutejszym uniwersytecie prowadzić lektorat języka polskiego. Babka Jerzego, Julia z Grabowskich, spokrewniona była z Kazimierzem Przerwą-Tetmajerem i Tadeuszem Boyem Żeleńskim. Nie wyczerpuje to bogatych koneksji rodzinnych, by wspomnieć jeszcze Leona Kaplińskiego, malarza i działacza społecznego związanego z Hôtelem Lambert, czy prababkę Janinę Dziadulewicz, wnoszącą do rodziny domieszkę krwi tatarskiej.

W pierwszym roku życia Jaana jego ojciec został aresztowany przez NKWD i nigdy już nie powrócił. Słuchał opowieści o nim jako Polaku, uczył się polskiego, czytał Sienkiewicza, ale dopiero po wielu latach odkryje jego żydowsko-frankistowskie korzenie. Znajdziemy ich ślad w „Księgach Jakubowych” Olgi Tokarczuk, gdzie pojawia się Chaim Jakub Kapliński i dwie gałęzie jego rodziny, które „wydały z siebie poetów. Jeden z najmłodszych potomków jest poetą węgierskim i dostał ostatnio prestiżową nagrodę państwową. Drugi stał się bardem w jednym z nadbałtyckich krajów”.

W homeostazie

Podczas Środkowoeuropejskiego Forum Kultury, organizowanego przez Pogranicze w Sejnach w początkach lat 90., Jaan zadziwił wszystkich twierdzeniem, że zamiast koncentrować się na kwestiach obrony tożsamości narodowych i kulturowych, ludzie powinni poświęcić się walce o odrodzenie ekologicznej homeostazy świata. W tych kwestiach był pesymistą, świadomym zagrożeń, których liderzy polityczni krajów tej części Europy jeszcze przez kolejne dekady nie chcieli przyjmować do wiadomości. „Nic nie jest już święte” – pisał w liście do ojca.

Obserwowałem, jak na przestrzeni lat zmieniał się stosunek Jaana do rodzinnej genealogii i rodzimej tradycji – od fascynacji i odkryć, dzięki którym zgłębiał wiedzę o sobie i poszerzał pole własnej tożsamości, po odwagę pozostawienia tych zdobyczy za sobą, otwarcia się na pustkę, z którą zmierzyć się może tylko lekko odziany podróżny.

Nawet napisane już teksty i młodzieńcze książki zbytnio mu ciążyły, więc lekką ręką oddał bezpłatny dostęp do nich każdemu. I, jakby tego jeszcze było mało, pozwolił na ich zmienianie i uzupełnianie.

Myśl o tym, że zasłużył na wieczną śmierć i że nikt nie będzie mu ofiarowywał życia wiecznego, była dla niego pocieszeniem. Tak pisał w wierszu zamykającym list do ojca. Tej nocy jednak, medytując nad jego śmiercią, odnajduję inne słowa, które najchętniej wygrawerowałbym w kamieniu położonym na miejscu pamięci o nim:

„Po drugiej stronie jeziora / szeleszczą w trzcinie / skrzydła ważek”. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru Nr 39/2021