Po dzwonku

Pani Urszula Kozioł podkreślała niedawno w Odrze całkowite désintéressement telewizji dla spraw kultury. Nie chodzi o walki polityczne ani narzekania na temat stanu nauki, tylko po prostu o literaturę i sztuki piękne, które nie polegają na tym, że ktoś pakuje genitalia na krzyż albo wsadza krucyfiks do nocnika. Est modus in rebus!.

31.10.2004

Czyta się kilka minut

Potem zobaczyłem w telewizji program z okazji przyznania Mrożkowi Złotego Berła Fundacji Kultury Polskiej; niby miał to być benefis. Pokazano coś w rodzaju siekanki ze sztuk Mrożka, nie było wiadomo, gdzie jedna się kończy, a druga zaczyna, trochę tak, jakby je przepuszczono przez niszczarkę i kawałki posklejano na nowo. Znam dobrze sztuki Mrożka, ale nie potrafiłem się zorientować, skąd co jest. Pomyślałem: może nie patrzyłem uważnie, więc obejrzałem drugi raz, bo program powtórzono. I dalej to samo.

Mrożkowi sto razy należą się wszelkie nagrody, przecież to jest postać, która może stanąć obok Gombrowicza, i było mi bardzo przykro, że jego znakomitość została tak potraktowana, choć program nadano, owszem, w porze tak zwanej dużej oglądalności. Czekałem później na jakieś odzewy krytyczne - ale nic, nikt nawet nie kichnął. Odwalone, odbębnione, kurtyna spadła i koniec.

Trudno się zresztą dziwić, skoro nie ma u nas obiegu informacji w dziedzinie kultury sensu stricto, nie ma polemik, omówień i tak dalej. Dostaję wydawany w Bydgoszczy “Kwartalnik Artystyczny"; pismo na niezłym poziomie, ale nakład jego wynosi 600 egzemplarzy. Taki nakład przy trzydziestokilkumilionowej populacji oznacza, że literatura nikogo nie obchodzi. Wyścigi do Nike trochę, prawdę powiedziawszy, przypominają wyścigi konne: chodzi głównie o to, kto jest faworytem, kto z kim idzie pierś w pierś, kto pierwszy dochodzi do mety. Pani Hennelowa nie była zachwycona “Gnojem" Kuczoka; muszę się z nią zgodzić, że nie jest to proza podnosząca na duchu, ale równocześnie nie jest przypadkiem, że w tym samym czasie pani Jelinek dostała Nobla też za książki mało sympatyczne. Nieznana mi pani Marta Sawicka napisała we “Wprost", że to niedobrze, że “Gnój" aspiruje do Nike: według niej powinien aspirować raczej Sapkowski, ponieważ ma półtora miliona łącznego nakładu. Nie ma jednak bezpośredniego związku między wysokością nakładu wysoce popularnego autora a jego rangą. Gdyby tak było, pani Rowling ze swoim “Harrym Potterem" już dawno miałaby Nobla.

Zachodnie tabloidy, jak “Der Spiegel" czy amerykański “Newsweek", dają jednak trochę wiadomości z dziedziny literatury i sztuk pięknych; w “Spieglu" był na przykład ostatnio duży artykuł o Schillerze. U nas łamy pism zapełnia grad egzotycznie dla mnie brzmiących nazwisk polityków. W telewizji podobnie, plus fasadowa, animowana feeria rozmaitych reklam i oczywiście sport. Sztuka zginęła, umarła, nie istnieje.

Ludzie i pisma zajmujące się na serio literaturą tworzą dziś cieniusieńką warstwę, a w dodatku poszczególne ośrodki rozrzucone są na obwodzie Polski i trudno mówić o wzajemnej wymianie: tu “Odra", tam “Kresy", tu Myszkowski ze swoim “Kwartalnikiem", tam “Zeszyty Literackie", gdzie pierwsze skrzypce gra Zagajewski, Czapliński w Poznaniu, Jarzębski w Krakowie... Jeszcze “Lampa" Dunin-Wąsowicza, którą znam, i rozmaite pisma młodych, których nie znam. Nie potrafię powiedzieć, co by należało zrobić, by to zmienić, bo kultury nie można ratować metodą siłową, tak jak to kiedyś było: że się stwarza pismo, a ministerstwo daje parę milionów. No owszem, pewien facet, teraz niestety niezdrów, to znaczy Adam Michnik, próbował jakoś to w “Wyborczej" zebrać i razem osadzić, ale i tam artykuły takie jak ostatnio pani Janion pojawiają się coraz rzadziej.

Brak miejsca, w którym dokonywano by całościowego oglądu naprawdę ważnych wydarzeń kulturalnych. Peerel był mecenasem okrutnym, który obcinał cenzuralną gilotyną wiele rzeczy wartościowych, ale to, co mu odpowiadało i co mogło znaleźć uznanie w oczach świata, było przez oficjalną propagandę wysoko podnoszone na skali wartości. Dziś wszystko toczy się od przypadku do przypadku, panuje zwyczajny chaos. Najpierw była szkoła, z dosyć srogim reżymem, dzieci chodziły karnie do klas, a potem nagle dzwonek, pauza, wszyscy się rozbiegają i nikt już niczego od nikogo nie wymaga. Z mównic sejmowych jednego słowa nie słychać o kulturze. Słyszę czasem, że ten Lem to stary dziad, który żyje jakimiś niemodnymi zaszłościami z pradawnych czasów. Ale moda nie polega na tym, że można chodzić bez majtek!

Kiedy odszedł Miłosz, to jakby się Giewont zawalił. Jego obecność była tak potężna, że odczuwało się ją niemal fizycznie. W każdym prawie numerze “Tygodnika" był jakiś jego tekst, miało się świadomość, że on czuwa. Nie można zastąpić takich wielkich postaci i ich twórczości grami wideo.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 44/2004

Podobne artykuły