Piraci mórz południowych

Gdy Europa patrzy na Ukrainę, na Dalekim Wschodzie odżywa stary konflikt. Azja obserwuje spór Chin i Wietnamu z coraz większym niepokojem.

09.06.2014

Czyta się kilka minut

Niektórzy uważają, że ten konflikt to jedno z największych zagrożeń dla bezpieczeństwa w Azji Wschodniej – obok takich problemów jak nieprzewidywalność Korei Północnej, japońsko-rosyjski spór o Kuryle czy rywalizacja Chin i USA o region Azji i Pacyfiku.

Azjatyckie „gardło strategiczne”

Mimo że głównymi aktorami w tym sporze – gdzie kością niezgody jest podział stref wpływów na Morzu Południowochińskim – są Chiny i Wietnam, w grę wchodzą także interesy kilku innych krajów: Filipin, Tajwanu, Malezji i Sułtanatu Brunei. I choć w 1992 r. Chiny ogłosiły cały obszar Morza Południowochińskiego swoimi wodami terytorialnymi, to za swoje (lub częściowo swoje) uważają je także inni.

Główna oś konfliktu dotyczy Wysp Paracelskich i Spratly. Na obszarze tych archipelagów są bowiem bogate złoża ropy i gazu. Ale także samo Morze Południowochińskie ma duże znaczenie strategiczne: przebiegają przez nie ważne szlaki handlowe. Region Azji i Pacyfiku staje się dziś centrum światowej gospodarki – tymczasem kto kontroluje cieśniny Malakka, Sundajską i Makasarską, ten może kontrolować również gospodarkę regionu.

Zwłaszcza cieśnina Malakka jest niezwykle istotnym światowym szlakiem wodnym – porównuje się ją do cieśniny Ormuz między Iranem a Półwyspem Arabskim, tego „strategicznego gardła” dla przepływu ropy (i tym samym dla światowego handlu tym surowcem).

„Ryzyko konfliktu zdezorganizuje olbrzymi napływ towarów i będzie mieć nieprzewidywalny wpływ na gospodarki w naszym regionie i na świecie. Może to nawet odwrócić trend wychodzenia globalnej gospodarki z kryzysu” – to słowa wietnamskiego premiera Nguyen Tan Dunga na Światowym Forum Ekonomicznym Azji Wschodniej w stolicy Filipin pod koniec maja. Szef rządu z Hanoi przypomniał, że aż dwie trzecie światowego handlu przechodzi przez Morze Południowochińskie.

Przyholowana platforma

Napięcie zaczęło się na początku maja. Wtedy to Chińczycy przyholowali i zainstalowali u wybrzeży spornych Wysp Paracelskich ogromną platformę wiertniczą „Haiyang 981”, i zapowiedzieli, że w sierpniu zacznie pracę.

Wyspy Paracelskie to archipelag prawie bezludnych, skalistych wysepek – 330 km na południe od chińskiej wyspy Hainan i 320 km na wschód od wybrzeża Wietnamu. Chińscy historycy twierdzą, że to chińscy żeglarze odkryli je i zagospodarowali 2000 lat temu. Wietnamczycy polemizują, kolonizację wysp przypisując swoim przodkom. I wskazują na fakt, że wyspy są naturalnym przedłużeniem ich szelfu kontynentalnego.

Spory „graniczne” obu państw trwają od dawna – co nie przeszkadzało Pekinowi wspierać komunistów z Hanoi w ich wojnie z demokratycznym Wietnamem Południowym (popieranym z kolei przez USA). Ale już w 1974 r. doszło do krótkiego konfliktu zbrojnego wokół archipelagu. Marynarka chińska zdobyła wtedy kontrolę nad Wyspami Paracelskimi. W 1979 r., na fali wietnamskiej interwencji w Kambodży, doszło do krwawej wojny granicznej między Chinami i Wietnamem – zginęło kilkadziesiąt tysięcy ludzi. W 1988 r. Pekin i Hanoi stoczyły jeszcze jedną krótką bitwę morską u wybrzeży Wysp Spratly, która zakończyła się wygraną floty chińskiej.

Teraz Hanoi natychmiast zażądało przerwania prac przy platformie. Premier Nguyen Tan Dung poinformował Agencję Reutera, że „Wietnam będzie zdecydowanie bronić swej suwerenności”. Kilka wietnamskich okrętów usiłowało przeszkodzić Chińczykom, lecz Pekin skierował w ten rejon flotyllę znacznie silniejszą: ponad sto jednostek. Skończyło się na oblewaniu okrętów wietnamskich z działek wodnych i wzajemnych próbach taranowania. Ale w Wietnamie plotkowano o zabijaniu wietnamskich rybaków i zatapianiu ich kutrów, o czym miały milczeć władze.

Pekin od razu oskarżył Hanoi o podsycanie napięć w regionie. „Przeinaczają fakty, oczerniają Chiny i wysuwają niedorzeczne oskarżenia – mówiła rzeczniczka chińskiego MSZ. – Któż ciągle podważa suwerenność drugiego kraju? Kto powoduje napięcia na morzach? Kto, u licha, niszczy pokój i stabilizację na Morzu Południowochińskim? Fakty mówią same za siebie”.

Protesty antychińskie czy antyrządowe?

Ale na morskich przepychankach się nie skończyło.

W komunistycznym Wietnamie, gdzie ludzie nie mogą ot tak sobie zbierać się i demonstrować, agresywna polityka Chin rozpaliła antychińskie i patriotyczne nastroje – przy cichej aprobacie rządu. I szybko wymknęły się one spod kontroli.

Tłumy Wietnamczyków ruszyły na chińskie fabryki w całym kraju – bądź uważane za chińskie, choć w istocie tajwańskie, singapurskie czy południowokoreańskie. Przy początkowej bezczynności policji doszło do regularnych bitew z ich chińskimi pracownikami, demolowania, okradania, podpalania i niszczenia zakładów. Zginęło co najmniej 20 osób, setki zostały ranne.

Po zamieszkach wietnamskie władze aresztowały ok. 600 osób, a Chiny ewakuowały z Wietnamu około 3 tys. swych pracowników; tysiące uciekły też do sąsiedniej Kambodży. Szef dyplomacji Chin Wang Yi wezwał Hanoi do powstrzymania wrogich wystąpień.

W Wietnamie o tym wszystkim informowali w zasadzie tylko opozycyjnie nastawieni blogerzy, czyli jedyne prawdopodobnie miarodajne źródło wieści z Wietnamu.

Dwaj z nich, najbardziej zresztą znani – Nguyen Huu Vinh oraz Nguyen Thi Minh Thuy – zostali aresztowani. A rządowa prasa i telewizja zachowały niezrozumiałe dla Wietnamczyków milczenie. W swoich sprawozdaniach relacjonowały tylko „spontaniczne” patriotyczne demonstracje, o rozróbach nie było mowy. Być może to tylko dolało oliwy do ognia w feudalnych stosunkach lud–państwo.

– Rząd nabrał wody w usta, bo wyprzedał Chinom połowę kraju i napchał własne kieszenie. Jest skorumpowaną marionetką Pekinu, tak nielubianego przez zwykłych Wietnamczyków – mówi „Tygodnikowi” 30-letni przedsiębiorca z Hanoi, pragnący zachować anonimowość. – A przynajmniej tak myślą prości ludzie, którzy niestety skierowali swój gniew przeciw pracodawcom, w wyniku czego pracę straciło kilkadziesiąt tysięcy i tak biednych Wietnamczyków. Naród jest wściekły na rząd za brak konkretnej reakcji na politykę Chin. Z kolei rząd boi się, że cała sprawa z Chinami może obrócić się przeciwko niemu na arenie wewnętrznej – dodaje.

Czy Wietnam może zawrzeć sojusz z... USA?

W tak ludnym, bo ponad 90-milionowym reżimie jak Wietnam radykalne protesty i zamieszki są ewenementem na skalę nieobserwowaną od lat. Władza milcząco pozwoliła społeczeństwu wyrazić patriotyczną frustrację, ale zarazem dopuściła do niespotykanych tu rozbojów i nawet mordów na Bogu ducha winnych chińskich pracownikach. Jednocześnie, nie informując społeczeństwa o tych zdarzeniach, próbowała ukryć prawdę.

Choć to być może skrajna opinia, to jednak wydaje się, że wielu Wietnamczyków patrzy na obecny konflikt z Chinami jak na preludium otwartego konfliktu z własnym rządem, bezradnym i skorumpowanym – chodzi tu zwłaszcza o ludzi młodych, a to oni stanowią większość tego społeczeństwa. Ono czuje się oszukiwane i pomiatane tak przez odwiecznego i potężnego wroga, Chiny, jak też przez własną Partię Komunistyczną, trzymającą kraj pod pręgierzem policji i tajnych służb. Nierzadko pojawiają się tu dziś opinie, które porównują zachowanie Chin na Morzu Południowochińskim do rosyjskiej operacji na Krymie.

– Myślę, że reakcja rządu Wietnamu jest słaba, bo to czysto psychologiczny strach wobec wojskowej potęgi Chin – mówi „Tygodnikowi” znany 32-letni dysydent i bloger Paulo Thanh Nguyen. – Zwłaszcza że rząd czuje się osamotniony i bezbronny na arenie międzynarodowej. Poza tym relacje partii komunistycznych naszych krajów są silne, co niejako kłóci się z otwarciem Wietnamu na Zachód...

Opozycjonista uważa, że jedynym wyjściem dla Wietnamu byłby dziś sojusz z USA i stopniowe prowadzenie kraju w stronę coraz większej demokracji – to może dać krajowi siłę. Takiej opinii nie usłyszymy oczywiście w rządowych mediach.

Co dalej? Trudno przewidzieć. Pewne jest jedno: jeśli sytuacja w regionie Morza Południowochińskiego się nie uspokoi, odczuje ją cały świat, demokratyczny i niedemokratyczny.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 24/2014