Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
W Burgdorfie, “nie bardzo podłym mieście" w Szwajcarii, zachodzą niekiedy wydarzenia kulturalne, które ściągają publiczność nie tylko z nieodległej stolicy, Berna, ale nawet z Zurychu czy z Genewy. Takim wydarzeniem staje się w tych dniach inscenizacja gombrowiczowskiej “Iwony, księżniczki Burgunda" w Casino-Theater, w wykonaniu działającego od dwudziestu lat amatorskiego zespołu Theatergruppe Burgdorf. Zasługa to przede wszystkim reżysera, którym jest były aktor i zarazem psycholog, Reto Lang. Oraz Béatrice Zbinden, która gra Iwonę.
Rzecz zaczyna się od wtargnięcia trzech zblazowanych młodzieńców - Księcia i jego kompanów - na widownię i niewybrednych zaczepek pod adresem co ładniejszych dziewcząt wśród publiczności. Ale te hałaśliwe działania mają na celu tylko jedno: zdezorientować widza, odwrócić uwagę od tego, co najważniejsze, a co dzieje się na samym środku sceny. Przy bardzo oszczędnej scenografii (aż do finału grają głównie - ale jak grają! - krzesła), w krześle, ustawionym dokładnie w centrum, siedzi postać mało kobieca, z rozczesanymi na boki włosami, zabiedzona i zafrasowana. Domyślamy się, że to Iwona, ale poza, w jakiej siedzi, jest pozą Chrystusa Frasobliwego. A kiedy Książę włoży jej na głowę koronę, dziewczyna przeistoczy się w Chrystusa Króla. Po to, by za chwilę znów, jak Jezus, stać się obiektem drwin i szyderstw.
Interpretacja Iwony jako postaci chrystusowej budowana jest konsekwentnie, przez reżysera i prowadzoną przezeń aktorkę. Widz otrzymuje na początek znajome obrazy, pochylenie głowy, sylwetkę. Ale w miarę upływu czasu okazuje się, że Iwona jest postacią chrystusową także w głębszym sensie. Jako poniżona, która zostanie wywyższona. Jako ta wreszcie, co milczy. Niczym Jezus, niczym Bartleby Melville’a, który co najwyżej odpowiada “I would prefer not to", “wolałbym nie". Niczym książę Myszkin, kolejna postać chrystusowa w światowej literaturze. Tak, burgdorfska Iwona jest jakby połączeniem Idioty z Nastazją Filipowną.
Takie połączenia bywały przeczuwane. Po adaptacji “Idioty" dokonanej przez Grzegorza Jarzynę jedna z gazet paryskich pisała o wydobytym przez polskiego reżysera powinowactwie tych dwóch postaci, księcia Myszkina i księżniczki Iwony, i o tym, że Iwona jest w pewnym sensie młodszą siostrą Idioty. W późnej sztokholmskiej inscenizacji Bergmana Szambelan zmienia się w Kardynała, a na samym końcu pojawia się w tle motyw krzyża. Ale to były przeczucia i napomknienia. Reto Lang jest konsekwentny i oto pokazuje nam Iwonę, która “jest Miłością". To, co dzieje się między Księciem Filipem a Iwoną, przypomina, w odwróceniu, więź między św. Teresą a Oblubieńcem.
A scenę finałową reżyser buduje w odwołaniu do Ostatniej Wieczerzy. Spod sufitu zjeżdża “długi stół nakryty białym obrusem", wokół Iwony gromadzi się dwanaście osób, jak dwunastu apostołów. Ryba, którą Iwona ma zjeść i którą ma się zadławić, nabiera oczywiście symboliki chrystusowej. A niczym definitywny akcent, sygnatura autora pomysłu, zawisa nad stołem-ołtarzem zawieszony na łańcuchach kandelabr. Przeniesiony wprost z “Ostatniej Wieczerzy" Poussina.
W Burgdorfie, “nie bardzo podłym mieście", zdarzają się cuda.