Partyzanci sztuki

Dwie wystawy w łódzkim Muzeum Sztuki pokazują, co młodzi artyści zrobili z doświadczeniem polskiej neoawangardy.

22.03.2011

Czyta się kilka minut

W łódzkim Muzeum Sztuki doszło do interesującego spotkania reprezentantów polskiej neoawangardy lat 70. oraz artystów debiutujących po roku 1989. Przygotowano aż dwie wystawy. W pierwszej zderzono Marka Koniecznego i Zbigniewa Warpechowskiego z Cezarym Bodzianowskim i Piotrem Uklańskim. W drugiej prace Warpechowskiego znalazły się obok Oskara Dawickiego.

Mistrzowie i uczniowie

Marek Konieczny był nauczycielem Cezarego Bodzianowskiego i Piotra Uklańskiego, kiedy to krótko - od marca ‘89 do lutego ‘90 - prowadził pracownię na warszawskiej ASP. W 1989 roku młodzi artyści zakładają grupę artystyczną Massons. Wykonują pierwsze wspólne działania i organizują wystawy, a po odejściu Koniecznego z ASP opuszczają uczelnię i rozpoczynają studia za granicą. Również Warpechowski interesował Bodzianowskiego i Uklańskiego od czasów studiów. Regularnie odwiedzali go w Sandomierzu, gdzie mieszkał. O zafascynowaniu twórczością Warpechowskiego można mówić także w przypadku młodszego od nich Oskara Dawickiego.

Obie ekspozycje opowiadają o relacjach mistrz-uczeń, o zależnościach i związkach międzypokoleniowych. Wskazują także na mniej oczywiste inspiracje sztuki ostatniego dwudziestolecia. Do tej pory zwracano uwagę przede wszystkim na Oscara Hansena, ważnego dla twórców związanych z tzw. "Kowalinią" i dla całej polskiej sztuki krytycznej ostatniej dekady XX wieku, czy na Edwarda Krasińskiego. Muzeum Sztuki częściowo zapełnia lukę, przywołując inną część polskiej tradycji. Nie jest to jednorazowa akcja. Wcześniej Łukasz Ronduda (kurator obu wystaw) z Piotrem Uklańskim wydali "Sztukę polską lat 70. Awangardę", jedną z najważniejszych publikacji ostatnich lat, chyba nie do końca przeczytaną i przedyskutowaną. Twórczość Koniecznego i Warpechowskiego - obok Zbigniewa Dłubaka, Natalii LL czy Warsztatu Formy Filmowej - zajmuje w niej ważne miejsce. Nie mniej ważne niż obszerny, erudycyjny i ciekawy w propozycje interpretacyjne tekst Rondudy jest jej opracowanie graficzne autorstwa Uklańskiego.

Wystawy w Łodzi zwracają uwagę na twórczość Koniecznego i Warpechowskiego, na jej radykalizm w łączeniu namysłu nad sztuką z elementem egzystencjalnym, z własnym doświadczeniem (Ronduda pisze nawet o "konceptualizmie egzystencjalnym") oraz na istotny, zwłaszcza w przypadku Koniecznego, konflikt sztuki z jej instytucjonalnym otoczeniem, zajmującym się jej udostępnianiem, propagowaniem, zbieraniem etc. Jednak te prezentacje są ważne przede wszystkim dlatego, że pokazują, co młodzi artyści zrobili z doświadczeniem polskiej neoawangardy, z twórczością Koniecznego, Warpechowskiego, ale także innych, jak Paweł Freisler, odwiedzany przez Uklańskiego w Szwecji. Próbują odpowiedzieć na pytanie: w jaki sposób artyści debiutujący w latach 90. zderzają tę tradycję ze współczesnością?

Bodzianowski i św. Mikołaj

Cezary Bodzianowski pozostał bliższy doświadczeniu performance. W swych akcjach wydobywa "momenty życiowe", na chwilę skupia uwagę na tym, co można nazwać poetyką dnia codziennego. Celebruje gesty, jak w pokazanej na wystawie akcji "Serenada" (2006), w której ograniczył się do siedzenia na dachu i kontemplowania dźwięków miasta. Nadaje zwykłym czynnościom odmienne znaczenia lub jedynie delikatnie przesuwa akcenty. Niedawno chociażby artysta rozesłał do kilkudziesięciu osób kartkę z... bożonarodzeniowymi życzeniami. Znalazło się na niej zdjęcie samego Bodzianowskiego, siedzącego na kolanach św. Mikołaja. To nic, że czas świąt już minął. W jego działaniach istotny jest błąd, który wybija nas z oczywistości. Artysta przygląda się rzeczywistości, ale w inny sposób, niż robią to twórcy związani ze sztuką krytyczną. Pięknoduchostwo? A może sposób dostrzegania tego, co bywa przez innych pomijane.

Piotr Uklański w swych działaniach jest bardziej pragmatyczny. Nieustannie testuje znaczenia, wyszukując "puste", już zużyte, i "oddaje" je widzom, by sami zajęli się ich zagospodarowywaniem. Może to być znak Solidarności, flaga biało-czerwona, złocista poświata niczym z przedstawienia Zwiastowania. To inni czynią jego prace zaangażowanymi lub - przeciwnie - widzą w nich jedynie estetyczne obiekty. Przy czym artysta czerpie bez umiaru z rozmaitych tradycji artystycznych. Jest u niego obecny element afirmacji, ale podszyty ironią. Wystawę w Łodzi otwiera malunek na ścianie. To "klasyczny", graficiarski tag (nawet zbyt "podręcznikowo" wykonany). Wielobarwny napis głosi: "Słodki Warpechowski, bajeczny Konieczny, boski Bodzianowski, niebiański Uklański".

Uklański nie waha się ustawić siebie w centrum uwagi. W "Polesploitation" (2009) plakaty z jego głośnych wystaw "Nazistów", "Polonii", "Biało-czerwonej" sąsiadują z innymi - słynnym "W samo południe. 4 czerwca 1989" czy z przystojnym, umięśnionym hydraulikiem, który stał się tematem głośnej francuskiej debaty. Bez oporu zderzył najgłośniejsze wyobrażenia o Polsce przełomu XX i XXI wieku z własną twórczością (a może wizerunkiem). Są tu też okładki pism poświęcone artyście i krytyczne opinie Christiana Boltanskiego zaczerpnięte z wywiadu opublikowanego w "Przekroju", a nawet portret Uklańskiego autorstwa The Krasnals (w ich intencji prześmiewczy, skoro jednak tych etatowych frustratów drażni sukces artysty, to czemu tego nie pokazać na własnej wystawie?).

Jeszcze inaczej postępuje Oskar Dawicki, przez lata występujący w charakterystycznej brokatowej marynarce - także wystawionej na wystawie. W jego pracach stale obecne są pytania o egzystencjalny wymiar (tak ważny dla Warpechowskiego), ale robi to ze świadomością wytarcia, zużycia języka wypowiedzi artystycznych. Jest też u niego stale obecny element zabawy, ironicznego żartu, obcy twórcom neoawangardy. Wreszcie - co łączy z poszukiwaniami z lat 60. i 70. - pewien partyzancki, dywersyjny stosunek wobec instytucji artystycznych i - szerzej - świata sztuki.

Modlitwa o nic

W przypadku wystawy Dawickiego i Warpechowskiego można mówić o rzeczywistym dialogu obu artystów. Znaczące jest zestawienie w dyptyk dwóch fotografii "Modlitwa o nic" Warpechowskiego (1974) i "Niewiele hałasu o nic" Dawickiego (2010). Młodszy artysta powtarza gest mistrza, podkreślając jego absurdalną bezcelowość. Na przeciwko siebie zawieszono też "Dialog ze śmiercią" (1976) i "Drzewo Wiadomości" (2009). Obie odwołują się do dawnych, głęboko osadzonych w tradycji wyobrażeń. Warpechowski w hamletowskim geście rozmawia z czaszką. Dawicki fotografuje dorodne, obwieszone owocami drzewo, tylko ktoś bardzo pracowicie ponagryzał wszystkie jabłka. Celebracja przeszłości przeradza się w jej karykaturę. "Artysta tworzy obrazy", mówił sam Dawicki, tylko że dziś - można dodać - trudno traktować je z nienaruszoną powagą.

W dialogu Dawicki-Warpechowski pojawia się także element mitologizacji. Przez lata pierwszy z nich opowiadał o szczególnej pracy Warpechowskiego, "Kamień i piórko", która go ukształtowała i była stałym punktem odniesienia. Jednak - okazało się - taka praca nigdy nie powstała. Dopiero teraz, po latach, Warpechowski zrealizował ją na prośbę Dawickiego. Ważna okazuje się nie tylko przeszłość, ale wyobrażenia o niej. Nie tylko konkretne dzieła, ale rozmowy, imprezy, a nawet swoisty klimat, obyczajowość, towarzyszące spotkaniom "uczniów" i "mistrzów". W książce towarzyszącej wystawie Łukasz Ronduda odtwarza ten czas. Jest w niej element mitologizacji, tworzenia otoczki, swoistej "aury". Czyż jednak tworzenie legend nie jest elementem stale towarzyszącym sztuce?

***

Jeżeli zatem po obejrzeniu wystaw pozostaje niedosyt, to z powodu niepełnej obecności "mistrzów". W Łodzi znalazło się kilka prac Warpechowskiego, ale obecność Koniecznego jest tu symboliczna - pokazano jedynie film Jarosława Palucha z czasów prowadzenia pracowni w ASP. Szkoda, bo ich działalność w ostatnich dwóch dekadach była mniej obecna, a nawet czasami spychana na ubocze.

Marek Konieczny (ur. 1936 r.) jest autorem akcji, filmów i obiektów. Student architektury na Politechnice Śląskiej oraz w warszawskiej Akademii Sztuk Pięknych. Pracował w zespołach projektantów pod kierownictwem Oscara Hansena. Jeden z współtwórców polskiego konceptualizmu, twórca strategii artystycznej thing-crazy. Autor m.in. akcji "140 sztuk fioletowego papieru" (1970), "Thing-crazy" (1976), "Biały Orzeł" (1982), "Crazy Orzeł" (2004), oraz filmów "Autoportret 1672-1974" (1974), "Na morzu" (1975).

Zbigniew Warpechowski (ur. 1938 r.) jest performerem, malarzem, poetą, teoretykiem. Student architektury Politechniki Krakowskiej, potem Wydziału Form Przemysłowych ASP w Krakowie. Członek Grupy Krakowskiej od 1985 r., a od 1986 grupy Black Market. Jeden z pierwszych twórców performance, od 1967 r. wykonał ich ponad 250, m.in. "Champion of Golgota" (1978), "Porozumienie" (1981), "Róg pamięci" (1997). Wydał m.in. "Zasobnik" (Gdańsk 1998), "Podnośnik" (2001), "Statecznik" (Lublin 2004).

"Bodzianowski, Konieczny, Uklański, Warpechowski" oraz "Warpechowski, Dawicki". Muzeum Sztuki w Łodzi. Obie wystawy czynne do 3 maja br. Kurator: Łukasz Ronduda.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Krytyk sztuki, dziennikarz, redaktor, stały współpracownik „Tygodnika Powszechnego”. Laureat Nagrody Krytyki Artystycznej im. Jerzego Stajudy za 2013 rok.

Artykuł pochodzi z numeru TP 13/2011