Człowiek w berecie

Na drzewie przed łódzką Akademią Muzyczną zawieszono kolorowe kaski budowlane. „Owoce pracy” zapowiadają pierwszą retrospektywę Cezarego Bodzianowskiego.

20.05.2013

Czyta się kilka minut

Cezary Bodzianowski, „Step by step”, Łódź, 2010 r. / Fot. Monika Chojnicka / ms1 Łódź
Cezary Bodzianowski, „Step by step”, Łódź, 2010 r. / Fot. Monika Chojnicka / ms1 Łódź

Cezary Bodzianowski od połowy lat 90. zrealizował ponad tysiąc rozmaitych akcji, zwanych przez niego samego „wydarzeniami” (to iście stachanowski wyczyn!). W galeriach i muzeach, w przestrzeni miast, w mieszkaniach i hotelowych pokojach. Jedne wydarzały się na oczach widzów zainteresowanych sztuką, ale też przypadkowych przechodniów, inne „ogrywał” jedynie przed kilkoma wybranymi osobami. Dzisiaj o większości tych akcji możemy dowiedzieć się tylko dzięki dokumentacji fotograficznej lub filmowej autorstwa Moniki Chojnickiej, która od lat towarzyszy artyście.


RÓŻOWE KONIE


Ulotność czy fragmentaryczność, a nawet przypadkowość wydaje się jedną z konstytutywnych cech twórczości Bodzianowskiego. Jednak, jak pokazuje wystawa w łódzkim ms1, na której znalazł się niewielki wybór jego dorobku, oraz wydany z tej okazji tom zbierający jego działania, jest to bardzo przemyślany i realizowany od dwóch dekad pomysł. Na co? Na sztukę? A może na życie? Może na jedno i drugie, bo granice między działaniami artystycznymi a codziennością są bardzo świadomie przez Bodzianowskiego zacierane.

To „osobisty teatr zdarzeń” – podkreślają twórcy wystawy, a Bodzianowski jest w samym jego centrum. Trudno zapomnieć charakterystyczną figurę artysty, znaczący wąsik czy noszony przez niego czarny beret z antenką. Wciela się w rolę nawigatora, który kieruje startem od dawna już unieruchomionego samolotu, służącego dziś jako wątpliwa ozdoba jednej z łódzkich ulic (2008). Innym razem kostkami cukru karmi pomalowane na różowo konie jarmarcznej karuzeli w Marsylii (2007).

Jego drobne działania, niekiedy z trudem zauważalne interwencje, na chwilę zaburzają to, co wydaje się nam oczywiste. W codzienność wprowadza element zaskoczenia, absurdu, delikatnej ironii. Wprasza się do tego, co zastane, do sytuacji przez innych stworzonych. W obecnej na wystawie pracy „Onto” (2009) widzimy, jak „wpasowuje się” w zawieszony w Łodzi gigantyczny billboard, w którym wykorzystano pamiętny fragment sklepienia Kaplicy Sykstyńskiej ze sceną Stworzenia. Bóg ojciec palcem wskazuje na... artystę, który właśnie wdrapał się na drabinę. W wideo „Myk” (2010) oglądamy park wczesną jesienią. Zwykły, przeciętny. Nic specjalnie nie przykuwa uwagi. Ale po chwili można zauważyć, że jeden liść jest szczególnie duży. Nagle spada na ziemię, wraz z ukrytym za nim artystą, który następnie podnosi się i odchodzi. Wszystko ponownie staje się zwyczajne, przewidywalne, trochę nudne. Bodzianowski nie proponuje nam spektakularnych przeżyć, emocjonalnych zwrotów. Nie uwodzi obrazami ani działaniami w ogromnej skali. Jak to określił Adam Szymczyk: oferuje nam małe olśnienia.


KOŁO I KALORYFER


Artysta gra też ze światem sztuki i z jej instytucjami. Po ogłoszeniu, że został nominowany w 2003 r. do nagrody Deutsche Banku, zjawił się u ówczesnej dyrektor Zachęty z propozycją korupcyjną: oświadczył, że jeżeli wygra konkurs, to podzieli się z nią nagrodą. Można znaleźć w jego pracach wiele odwołań do przeszłości sztuki czy szerzej kultury. W „Giro d’Italia” (2007) – Bodzianowski jest również twórcą rzeźb-obiektów – powtórzył ikoniczną pracę „Roue de bicyclette” Duchampa z 1913 r. Zwykłe rowerowe koło osadził w siedzisku zwykłego stołka, a następnie przypiął je do kaloryfera, tak jak zazwyczaj postępujemy dziś z rowerami. W 2008 r. odziany w biały całun płynął na łodzi do berlińskiej Wyspy Muzeów, odtwarzając w ten sposób „Wyspę umarłych” Böcklina, pod koniec XIX w. jedno z najsłynniejszych płócien w Europie.

W tekście z 2005 r., z którego zaczerpnięto tytuł wystawy, pisze: „Artystą być znaczy chłonąć. Chłonąć obrazy, miejsca, ludzi, przyrodę, przedmioty i wydarzenia”. Owo „wchłonięcie” może prowadzić do roztopienia sztuki w życiu lub też – przeciwnie – do uartystycznienia wszystkiego, także samego artysty. Bodzianowski powiedział kiedyś: „po pewnym czasie uprawiania sztuki zauważyłem, że stałem się tworzywem”. Utożsamienie artysty z dziełem bywa często dość nieznośne i zasadnie kojarzy się z postromantycznymi wyobrażeniami twórcy jako kapłana, maga czy po prostu nawiedzeńca z długim rozwianym włosem. Do takiej roli Bodzianowski zdecydowanie się nie nadaje i skutecznie się przed nią broni, sięgając po ironię i pamiętając o dystansie, także wobec samego siebie. W jednej z prac, będącej dialogiem między nim a Moniką Chojnicką, na pytanie: „Kim dla siebie jesteś”, odpowiada: „Umową o dzieło”. A zatem: produktem.

Nie dajmy się jednak zwieść naiwnością i szczerością artysty. Bodzianowski starannie kreuje swój wizerunek osoby zwykłej, przeciętnej, niczym się nie wyróżniającej. Uprawia swoisty „kameleonizm”, chcąc się wtopić w otoczenie. Jednak im bardziej stara się być zwyczajnym, tym bardziej się wyróżnia. W jego działaniach dopatrywano się podobieństw do strategii przyjmowanej przez wielkich twórców filmu niemego z Charliem Chaplinem na czele. Rzeczywiście, chwilami przypomina postacie z dawnej burleski, ale też pana Hulota z filmów Jacques’a Tatiego, chodzącego w przykrótkim płaszczu, śmiesznym kapelusiku na głowie i z fajką w zębach. I podobnie jak w przypadku Tatiego, to nie Bodzianowski, lecz otoczenie, to, co w tle, sprawia, że sytuacja wydaje się absurdalna, a nawet komiczna.


CZUJNIEJ


Artysta jest dobrze obecny w polskim obiegu artystycznym, z trudem jednak poddaje się definicjom przyjmowanym do opisu naszej sztuki w ostatnich dwóch dekadach. Pokoleniowo przynależy do artystów związanych ze sztuką krytyczną, ale nie sposób wpisać jego twórczość w nurt wyznaczony przez działania Katarzyny Kozyry, Roberta Rumasa czy Artura Żmijewskiego. Dokonywał innych wyborów.

Po krótkim pobycie w warszawskiej Akademii Sztuk Pięknych kontynuował studia w Académie Royale des Beaux-Arts w Antwerpii. Stąd być może odwołania do słabo obecnej nad Wisłą tradycji: do eksperymentów filmowych i niecodziennych sytuacji aranżowanych przez wybitnego belgijskiego surrealistę René Magritte’a czy dorobku innego ważnego Belga – Marcela Broodthaersa. W Polsce także szukał nieoczywistych mistrzów, o czym przypomniała zorganizowana przed dwoma laty w Łodzi wystawa, w której zderzono twórców neoawangardy Mariana Koniecznego i Zbigniewa Warpechowskiego z Bodzianowskim i Piotrem Uklańskim. Ten ostatni, który porzucił studia w Warszawie na rzecz Nowego Jorku, w rozmowie w „Tygodniku Powszechnym” (nr 3/2013) mówił o zanegowaniu sztuki krytycznej: „nie chodziło o porzucanie ważnych problemów, tylko o odświeżenie języka. Chcieliśmy [on i inni nowojorscy artyści jego pokolenia] mówić o podobnych zagadnieniach w inny sposób, wprowadzić dystans czy ironię”.

Bodzianowski także nie ucieka od rzeczywistości. Przeciwnie, sprawia, że może czasami zobaczymy coś, czego do tej pory nie dostrzegaliśmy. Przynajmniej przez chwilę patrzymy inaczej, czujniej, może nawet krytyczniej. 


Cezary Bodzianowski „To miejsce nazywa się Jama”, kurator: Jarosław Suchan, ms1, Łódź. Wystawa czynna do 4 sierpnia 2013 r.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Krytyk sztuki, dziennikarz, redaktor, stały współpracownik „Tygodnika Powszechnego”. Laureat Nagrody Krytyki Artystycznej im. Jerzego Stajudy za 2013 rok.

Artykuł pochodzi z numeru TP 21/2013