Panaceum

Żal, kiedy reżyser znany z filmowego „węchu” proponuje coś, co nawet pośród jego rozrywkowych dokonań stanowi krok wstecz.

15.04.2013

Czyta się kilka minut

To nie kompromitująca literówka w tytule, ale jedno z piękniejszych przejęzyczeń popełnionych niegdyś przez Ewę Szumańską – Młodą Lekarkę z legendarnych skeczów radiowej „Trójki”. W przypadku najnowszego filmu Stevena Soderbergha to umyślne przekręcenie odnosi się w pierwszej kolejności do niezbyt fortunnego tłumaczenia tytułu, który w oryginale brzmi „Side Effects”, czyli po prostu skutki uboczne. I tak powinno było zostać, jako że „Panaceum” nie opowiada bynajmniej o jakimś cudownym lekarstwie na wszystko, ale – mówiąc w największym skrócie – o wykorzystywaniu niepożądanych efektów działania medykamentów. Osobną sprawą jest niezbyt wyszukany sposób, w jaki twórca „Ocean’s Eleven: Ryzykownej gry” tumani widza, wykorzystując bez opamiętania rozmaite scenariuszowe przewrotki.


***
Alfred Hitchcock wymyślił ongiś pojęcie McGuffina, czyli fabularnego pretekstu, na którym twórca „zawiesza” cały film, nie bacząc na życiowe prawdopodobieństwo i stawiając przede wszystkim na atrakcyjność opowiadania. Takim McGuffinem, innymi słowy wehikułem thrillera, jest u Soderbergha depresja głównej bohaterki. Znana z „Dziewczyny z tatuażem” Rooney Mara gra tu Emily – młodą mężatkę z Nowego Jorku, która po zażyciu świeżo wprowadzonych na rynek leków psychotropowych zabija męża. Opiekujący się nią psychiatra (Jude Law) musi stoczyć walkę z oskarżeniami dotyczącymi niewłaściwie przeprowadzonej terapii. Na jego drodze staje jednak kolejny groźny przeciwnik – dawna lekarka Emily (Catherine Zeta-Jones), która staje się spiritus movens niezwykle pokrętnej intrygi, w której nic nie jest takie, jakim się zrazu wydaje.

Ta odmieniana na różne sposoby choroba psychiczna Emily – autentyczna, urojona, udawana czy wmówiona – napędza w filmie cały bieg zdarzeń i właściwie na tym jej znaczenie się kończy. Potraktowana została zresztą równie pretekstowo jak inne poważniejsze wątki przewijające się w „Panaceum”: problem testowania farmaceutyków na pacjentach, iluzja stwarzana chorym przez reklamę, uzależnienie współczesnych ludzi sukcesu od cudownych pigułek czy załamanie nerwowe jako skutek obniżenia się materialnego statusu.

Trudno byłoby jednak zarzucać twórcy „Trafficu”, że nie nakręcił filmu o szarej strefie współczesnej medycyny czy o niuansach choroby depresyjnej, ale po prostu kolejny w swojej karierze misternie skonstruowany dreszczowiec. Soderbergh konsekwentnie od lat tworzy kino środka, pozostając jednym z mistrzów inteligentnej rozrywki. Jednocześnie jako niegdysiejszy twórca kina niezależnego w dalszym ciągu promuje niskobudżetowe i niszowe filmy fabularne czy dokumentalne, udzielając się jako ich producent. Dlatego żal, kiedy reżyser znany z takiej elastyczności i filmowego „węchu” proponuje coś, co nawet pośród jego rozrywkowych dokonań stanowi krok wstecz – czy raczej rekapitulację wcześniejszych dokonań, ulubionych wątków i konwencji.

Tak właśnie potraktował swoje zadanie scenarzysta Scott Z. Burns, mający na koncie „Contagion – Epidemię strachu” tegoż Soderbergha, ale także współpracę przy znakomitym „Ultimatum Bourne’a” Paula Greengrassa. W „Panaceum” autor scenariusza uruchamia wielce skomplikowaną machinę zdarzeń, pełną narracyjnych arabesek, wielowarstwowych masek, tudzież ważkich moralnie i społecznie kwestii, by w finale zagrać nam na nosie puentą tyleż cyniczną, co banalną: współczesny świat kręci się wokół pieniędzy, bo nawet seks został podporządkowany mamonie.

***

Niestety, Soderbergh przekłada to wszystko na obrazy (był również autorem zdjęć) prawie bez mrugnięcia okiem. Ten niedosyt reżyserskiej finezji wzmaga jeszcze jedna okoliczność: 50-letni twórca zapowiedział, że filmem „Panaceum” żegna się z dużym ekranem.

Po kimś, kto zadebiutował w wieku 26 lat filmem „Seks, kłamstwa i kasety wideo”, można było się spodziewać, że przygodę z kinem przypieczętuje czymś większym niż zgrabnie ułożone puzzle, wypełnione odsyłaczami do własnej twórczości. Pozostaje mieć nadzieję, że zrekompensuje nam ten deficyt w swojej pracy telewizyjnej – właśnie przygotowuje dla HBO film „Behind the Candelabra”, który ma mieć swoją premierę w Cannes.


„PANACEUM” („Side Effects”) – reż. Steven Soderbergh, scen. Scott Z. Burns, zdj. Steven Soderbergh (jako „Peter Andrews”), muz. Thomas Newman, wyst. Jude Law, Rooney Mara, Catherine Zeta-Jones, Channing Tatum i inni. Prod. USA 2013. W kinach od 19 kwietnia.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Krytyczka filmowa „Tygodnika Powszechnego”. Pisuje także do magazynów „EKRANy” i „Kino”, jest felietonistką magazynu psychologicznego „Charaktery”. Współautorka takich publikacji, jak „Panorama kina najnowszego”, „Szukając von Triera”, „Encyklopedia kina”, „… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 16/2013