Orientacja

Dzisiejsze kościoły, nawet te najwspanialsze, pod względem rozplanowania są tylko elementem architektury miasta. Ich zewnętrzny kształt służy doczesności.

14.06.2011

Czyta się kilka minut

Zawsze, gdy jestem w Krakowie, a czas pozwala, pędzę na Kazimierz, by spotkać się z Katarzyną. Smukła sylwetka kościoła pod wezwaniem tej świętej wita mnie niezależnie od pogody, pory dnia i roku. Jest lekka, a jednocześnie wyniosła. Stojąc pośrodku miejskiego gwaru, kościół wydaje się być doskonale ponad wszystkim, co go otacza. Ale gdy zadzieram głowę, patrząc w zachwycie na jego pinakle i sygnaturkę, w żaden sposób nie czuję się tym "ponad" poniżony. Gotycka świątynia jest po prostu doskonale piękna, takim rodzajem piękna, które nie potrzebuje dodatkowego uzasadnienia. Jest czytelna, choć jej zewnętrznych ścian nie zdobią ani kamienne postacie świętych, ta Biblia Ubogich średniowiecza, ani - uchowaj Boże! - napisy, w których tak lubuje się współczesność. Bryła kościoła jest znakiem sama w sobie, znakiem nie z tego świata.

Wrażenie to potęguje fakt, że budowla odwrócona jest tyłem do rogu Augustiańskiej i Skałecznej. Ale co to właściwie znaczy: odwrócona tyłem? Przecież w jej planie wszystko jest na swoim miejscu. Może to miasto się od niej odwróciło? Nie, siatkę ulic Kazimierza wytyczono przed zbudowaniem kościoła. Błąd architektów? Skądże! Świątynia, choć należy do architektury miasta, funkcjonuje w odmiennym porządku przestrzeni. Jak wszystkie kościoły dawnych wieków, święta Katarzyna jest orientowana, czyli zwrócona apsydą ku wschodowi.

Zwyczaj orientowania kościołów jest stary jak chrześcijaństwo. Już Tertulian (II-III w.) wspomina o domach modlitwy, w których wierni gromadzą się "twarzą do światła" czyli na wschód. Niektórzy wyjaśniali sens tego zwyczaju nakierowaniem ku Jerozolimie, ale nie stąd wziął się początek orientacji. Najstarszy znany nam kościół w Dura Europos nad Eufratem (z epoki Tertuliana) zwrócony jest ku wschodowi, chociaż to syryjskie miasto leży na wschód od Jerozolimy. Istotą było zwrócenie się ku wschodzącemu słońcu. Pierwsi chrześcijanie chętnie porównywali doń Zbawiciela, nazywając go Niezwyciężonym Słońcem (Sol Invictus).

Reguła orientacji miała wyjątki. Wielkie bazyliki cesarzy Konstantyna i Teodozjusza nakierowano na zachód, jednak w tym wypadku chodziło o zwrócenie budowli ku martyrium, gdzie - jak w przypadku bazylik Rzymu - spoczywały relikwie największych świętych: apostołów Piotra i Pawła. Odpowiednik rzymskich martyriów, kaplica Anastasis w Jerozolimie, to miejsce, w którym ongiś złożono ciało Jezusa. Jednak praktykę "odwróconej orientacji" zarzucono już w IV w., kiedy definitywnie oddzielono martyria od właściwych bazylik. Innym wyjątkiem były małe kościółki, budowane w wąskich i krętych uliczkach śródziemnomorskich miast we wczesnym średniowieczu.

Zresztą nie da się wykluczyć, że również w kościołach o "odwróconej orientacji" zarówno ksiądz, jak i wierni modlili się zwróceni twarzami ku wschodowi. Jeśli tak w istocie było, wierni gromadzili się przed ołtarzem i stojącym za nim prezbiterem.

Okresem największego triumfu zasady orientacji była epoka gotyku. To wtedy zbudowano katedry, których długie osie prowadziły od zachodniej fasady ku wschodniej apsydzie. Na tej to osi codziennie rozgrywa się misterium światła: jego poranne promienie wpadają do wnętrza świątyni przez wysokie okna apsydy, a blask zachodzącego słońca oświetla kościół od strony rozety. Nie przypadkiem budowa gotyckich katedr zbiegła się z okresem rozkwitu europejskiej nauki. Porządek wszechświata, o którym nauczali scholastycy na uniwersytetach Bolonii i Paryża, miał swoje odbicie w architekturze ówczesnych kościołów, których orientowane osie przypominały wiernym o kosmicznym wymiarze chrześcijaństwa.

Bezwzględne przestrzeganie reguły orientacji skończyło się razem z gotykiem. Barok otwarcie z nią zerwał, preferując kościoły o fasadach zwróconych ku ulicom lub placom. Układ świątyni, niepodlegający dotąd ludzkim ambicjom, podporządkowano założeniom urbanistyki, w których najbardziej liczyła się chwała fundatora. Z czasem zapomniano nawet, czego wyrazem są stare świątynie, niepasujące do logicznie skonstruowanej siatki ulicznej. Dlatego dzisiejsze kościoły, nawet te najwspanialsze, pod względem rozplanowania są tylko elementem architektury miasta. Niczym więcej. Ich zewnętrzny kształt służy doczesności.

Powie ktoś: to sprawy estetyki, liczy się wiara tych, którzy modlą się we wnętrzu. Jednak estetyka to coś więcej niż tylko ornament religii. Warto zdać sobie sprawę, że zarówno wiara, jak i poczucie estetyki rodzą się w tym samym miejscu - w naszej wyobraźni. Jeśli to zrozumiemy, pojmiemy także, że zewnętrzny kształt świątyni w nieuchwytny, lecz realny sposób wpływa na obraz naszej wiary.

Wyobraźnia ta podsuwa nam wizję domu modlitwy, w którym wszyscy zgromadzeni, jak opiłki żelaza, do których ktoś przyłożył ogniwo magnesu, zwracają się w jedną stronę - ku światłu. Także celebrans. Nikt nie stoi "przodem" ani "tyłem". Razem, ramię w ramię patrzymy i czynimy. To właśnie jest obraz Kościoła jako "nawy", okrętu, do którego to obrazu lubili się odwoływać dawni kaznodzieje. W takiej wizji oś orientacji nie przebiega jedynie wzdłuż kościelnej posadzki - ona przeszywa serca całego zgromadzenia.

Pierwsze kościoły - jak świadczy Tertulian - orientowano dlatego, że ku wschodowi zwracali się w modlitwie ówcześni chrześcijanie. Taka postawa była więc normą w chrześcijaństwie, zanim jeszcze zbudowano jakikolwiek kościół. Co więcej, wszystko wskazuje na to, że ludzie modlili się, zwróceni twarzą ku słońcu na długo przed Chrystusem. Intuicja podpowiadała im obecność nieznanego Boga w kosmosie. Tę prostą prawdę świetnie rozumieli ojcowie Kościoła. Nasze pokolenie chrześcijan, w głębi podświadomości traktujące wiarę jako element kultury, już tego nie pojmuje.

Myślę o tym wszystkim, stojąc na rogu Skałecznej i Augustiańskiej. Czy patrząc na kościół świętej Katarzyny, naprawdę można nie zauważyć znaku obecności żywego Boga we wszechświecie? Kiedy przestaliśmy go dostrzegać? Proces redukcji naszej religijnej wyobraźni nie zaczął się ani 40 lat temu, ani nawet w czasach oświecenia, ale zapewne znacznie, znacznie wcześniej.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 25/2011