Opętanie

Nergal, lider metalowego zespołu Behemoth, nie jest ani - jak napisał Tomasz Terlikowski - "podwórkowym satanistą", ani też - tak go nazwał ks. Adam Boniecki - "diabłem z jasełek". To postać z całkiem innej, ponurej bajki.

25.10.2011

Czyta się kilka minut

W początkach swej estradowej kariery, w latach 90., Adam Darski, obecnie Nergal, występował jako Holocausto. Ci, którzy nie mogą dziś przeboleć, że za publiczne podarcie Biblii Darski nie powędrował za kratki, dorabiają do tego pseudonimu rozmaite kompromitujące wyjaśnienia: że kryła się w nim pogarda dla ofiar Zagłady, czy nawet że to widomy ślad współpracy z neonazistami. Nieprawda. Rzecz przedstawia się gorzej: ten wybór nic nie znaczył, dokonany był wyłącznie dla efektu, dla mocnego uderzenia, jakie niosło ze sobą słowo "Holocaust".

Pod koniec lat 80. Johan Edlund założył w Finlandii kapelę heavymetalową o nazwie Treblinka. Skonsternowanym dziennikarzom Edlund tłumaczył, że nazizmu nie popiera, chodziło mu wyłącznie o szok. W samej twórczości kapeli motyw Shoah się nie pojawił, znaleziono inne metody szokowania. Pierwszy występ Treblinki nosił tytuł "Crowling in Vomits" ("Pływając w rzygowinach"). Potem przyszła kolej na "Necrophagious Shadows" ("Cienie trupojadów"), "Pentagram" (pentagram to m.in. znak szatana). Sprawozdawca muzyczny pisał: "Muzyka ta podąża w kierunku satanistyczno-blackowym".

Jedną z najsławniejszych postaci na światowej scenie heavy metal jest Amerykanin (o polskich po części korzeniach) Brian Hugh Warner, który w 1989 r. przybrał pseudonim Marilyn Manson. Nazwę tę nosi również założona przez niego kapela. Jest to zbitka Marilyn Monroe i Charlesa Mansona, psychopaty, organizatora masakry w willi Romana Polańskiego. Nazwisko Mansona z jego aurą wielokrotnego morderstwa, konania ciężarnej Sharon Tate, ścian pokrytych krwią, stało się znakiem firmowym zespołu muzycznego.

Marilyn Manson jest honorowym kapłanem Kościoła Szatana Szandora LaVeya, zdeklarowanym satanistą, przede wszystkim jednak twórcą multimedialnych spektakli, podczas których z szybkością karabinu maszynowego sypią się na widza wszelkie możliwe horrory, nazistowskie symbole, sceny wyuzdania, gwałtu, bólu, okaleczenia etc. Dzieje się to przy niestrudzonym ryku wokalisty. Ryk ów określa się terminem "growling" (ang. warczenie, ryczenie). Tak samo - zgodnie z międzynarodowymi regułami tej branży - nazywa swój śpiew Nergal, który zresztą o twórczości Marilyna Mansona wyraża się z uznaniem. Amerykański satanista palił Biblię na scenie na kilka lat przed Nergalem, z religii i moralności szydzi publicznie od dawna.

Kiedy w 1999 r. w szkole w mieście Colombine (stan Wirginia) dwaj nastolatkowie zastrzelili dwunastu swych kolegów i jednego nauczyciela, po czym sami popełnili samobójstwo, media oskarżyły Marylina Mansona o inspirację tej zbrodni. Obaj chłopcy mienili się satanistami, ubierali na czarno, słuchali muzyki heavymetalowej, na tym jednak związki się kończą. Nikt nie udowodnił, że mieli płyty Mansona. Mimo to oskarżenie przylgnęło do muzyka i przysporzyło mu złej sławy, która z jednej strony poszerzała krąg fanów, z drugiej - odmawiano przez nią zespołowi sal koncertowych. Na przykład w katowickim Spodku w 2000 r.

***

Darcie przez Nergala kart Biblii i rzucanie ich publiczności ze słowami "Żryjcie to gówno!" - było również wykalkulowanym mocnym uderzeniem. Jeśli się przy tym z góry zabroniło filmowania koncertu, można było mieć pewność, że w czasach nowoczesnych telefonów komórkowych scena z szarpaniem Biblii zaraz zacznie krążyć w internecie. I rzeczywiście echo tego mocnego uderzenia rozeszło się szybko i szeroko.

Adam Darski jest człowiekiem wykształconym. Ukończył studia humanistyczne. Z internetu pobrać może dowolną ilość uczonych uzasadnień wyższości Zła nad Dobrem, wszelkie rodzaje demonologii różnych epok. Mianował się Nergalem, babilońskim bogiem zaświatów i ciemności. W tekstach "growlowanych" i dodawanych do płyt nasz Nergal umieszcza cytaty z Geneta, Prousta, Sartre’a. Wyżej niż manifesty Szandora LaVeya o bezwzględnym zaspokajaniu żądz ceni pisma filozoficzne Nietzschego, ale w wywiadzie potrafi z nich przytoczyć tylko takie złote myśli: "Zanim coś stworzysz, musisz zrównać ziemię, dopiero później możesz budować". Albo: "Sumienie jest jak worek pełen kamieni, zbędny balast niepotrzebny człowiekowi". Gaworzenie immoralisty.

Pieśń "Chwała mordercom Wojciecha" (św. Wojciecha), autorstwa samego Nergala, to już czysta grafomania: "Hail! / To my jesteśmy morzem Apokalipsy, ostatnią nadzieją odradzającej się istoty, / Waszym piekłem, naszym ukojeniem...". Dalej mowa jest - wśród okrzyków "Hail!" - o ucinaniu głowy papieżowi, o nienawiści, o zemście, a kończy się ogłoszeniem wojny. Jakoś nie wybuchła.

W programie Kuby Wojewódzkiego Nergal wykręcał się od odpowiedzi na pytanie: czy jest satanistą, ale ogólnie szatana chwalił, że jest fajną postacią, zaś jako osobę szatanowi pokrewną wymienił Prometeusza. Wojewódzki musiał o Prometeuszu usłyszeć po raz pierwszy, skoro nie zaprotestował.

Obaj panowie ustalili, że muzyka Nergala jest czarna, odrażająca i zła. Wojewódzki: "Czarna jak co?". Nergal: "Jak dupa szatana". Wojewódzki: "Odrażająca jak co?". Nergal: "Jak twoja matka". Tu się zreflektował: "Głupi dowcip?". Wojewódzki: "Nie, dlaczego...". I nadal był ciekaw, czemu muzyka Nergala jest zła. Dowiedział się, że jest w niej "zajebista adrenalina".

Adam Darski ujawnił się jako facet o mentalności kibola, który umie korzystać z internetu, ale prymityw zawsze bierze w nim górę. Kuba Wojewódzki - jako ktoś, kto dla popularności i pieniędzy pozwala znieważać własną matkę.

***

Gdyby rzecz się działa w normalnym świecie, między mężczyznami, satanista dostałby za coś takiego w pysk. Jeśli nie dostał - najwyraźniej nie jest to normalny świat. Prowadzącego tamten program coś widać krępowało, coś kazało mu znosić w pokorze chamstwo artysty (przy okazji - satanisty, nie to jest jednak najważniejsze). W naszych czasach bowiem przyznano artyście prawa szczególne: może wygadywać, wyśpiewywać, wypisywać, wymalowywać najdziksze brednie, żonglować do woli symbolami i pojęciami, za którymi stoi czyjaś miłość i pamięć. Raz będzie to wizerunek Madonny, kiedy indziej fotografia ludzi na pryczach w obozie koncentracyjnym. Artysta może włączać do swych prowokacji święte dla innych znaki czy obrazy i nie wypada mu wypomnieć, że robi głupio i źle. Bo tworzy dzieło sztuki, byt integralny i osobny.

Sprawa Nergala i podartej przez niego Biblii podzieliła ludzi w Polsce w sposób w moim przekonaniu absurdalny. Jedni chcą dla Adama Darskiego więzienia, inni utrzymują, że nic się nie stało. Nie wiadomo, co gorsze.

W obronie Nergala stanęły osoby, dla których wartością nadrzędną jest wolność słowa i wszelkiej artystycznej wypowiedzi. "Super Ekspress" przytoczył opinię prof. Magdaleny Środy, która miała powiedzieć: "Ja osobiście nieraz też mam ochotę podrzeć Biblię za pełne agresji i nawołujące do przemocy treści". Pani profesor powiedziała później mediom, że wywiad był nieautoryzowany, jest przeciw wszelkiemu niszczeniu książek, ale że w niszczeniu tym ma swój wielki udział inkwizycja. Jak na filozofa - argument dość zużyty.

Zabrali głos bibliści, nie podjęli jednak polemiki z uczoną, lecz w liście do rektora Uniwersytetu Warszawskiego (gdzie prof. Środa jest wykładowcą), jako "gremium zatwierdzone przez Konferencję Episkopatu Polski", składające się z 80 samodzielnych pracowników naukowych i 161 doktorów, zażądali, by władze uczelni "zajęły właściwe stanowisko w tej bulwersującej sprawie". Raz jeszcze, zamiast debaty, rozwiązanie siłowe, sugerowanie sankcji - z powołaniem się na autorytet Kościoła. Widzę w tym wielką bezradność wobec tragedii dzisiejszej kultury.

Po tym, jak sąd w Gdyni nie znalazł podstaw prawnych, by skazać Adama Darskiego za to, co robił na koncercie zespołu Behemoth w klubie Ucho, hierarchowie Kościoła i publicyści katoliccy poczęli w mocnych słowach wyrażać oburzenie, i robią to do dziś. Nie odnoszą się do samego koncertu, lecz do braku kary administracyjnej. Jedyne, co ze swej strony proponują, to stawianie krzyży i egzorcyzmy.

Tomasz Terlikowski, który stara się mówić o zjawiskach szerszych niż sam wyczyn Nergala, pisze: "Szatan zwodzi ludzi, posługując się artystami, którym być może wydaje się, że tylko żartują, albo tylko budują pewną kreację sceniczną". Lecz by dobitniej wskazać na wszechobecność diabła, publicysta odwołuje się do przypadków opętania: "nagle dziewczyna zaczyna mówić 36 językami, część z nich to są już języki martwe". Jak można wierzyć, że ktoś policzył te 36 języków?

***

Dalszym krokiem w eskalacji sprawy Nergala było powołanie go do jury w programie muzycznym "The Voice of Poland. Najlepszy głos" (TVP 2). I ten krok uważam za szczególnie znaczący.

Rozległy się natychmiast protesty przeciw "promocji satanizmu", protestującym odpowiedziano jednak, że Adam Darski zasiadający w jury nie ma nic wspólnego z Nergalem - satanistą, w tym przypadku występuje bowiem jako znawca muzyki, ma nawet w kontrakcie zastrzeżone, że niczego takiego jak palenie Biblii w czasie programu nie zrobi.

Była to jawna obłuda. Wszyscy wiedzieli, że Nergal przychodzi do telewizji w satanicznej aurze, choć tutaj nie "growluje", tylko mówi ludzkim głosem. Ma - jako ktoś wsławiony darciem Biblii - podnieść "oglądalność" programu. W ten sposób telewizja publiczna rzuca się w objęcia kultury masowej, żeby zarobić na życie. A tym samym tropem idą muzea, teatry - gdzie z tych samych powodów coraz więcej krwi i prowokacji. Patrząc na takie zjawiska, mam ochotę przyłączyć się do tych, co mówią o "cywilizacji śmierci".

Nie wierzę jednak w moc tego, co obrońcy "cywilizacji życia" mają najczęściej do zaproponowania. W pieśni wznoszone przy blasku pochodni przez osoby obwieszone świętymi obrazami. Jestem też stanowczo przeciw wsadzaniu do więzienia za "obrazę uczuć religijnych" - bo nie da się tych uczuć dowieść i zmierzyć, łatwo natomiast wzniecić zgiełk uniemożliwiający myślenie.

Ważne jest jednak, byśmy sobie przypomnieli, że działania artystyczne i zjawiska kultury podlegają ocenie. Nie karze, lecz osądowi umysłu. To między innymi wymaga, byśmy się dokładniej przyjrzeli temu, co widać - już nie na horyzoncie, lecz blisko nas. Setki tysięcy młodych ludzi kołyszących się na wszystkich kontynentach w rytm "growlowania" Nergala, Mansona czy zespołu Treblinka - to już nie są jasełka.

Andrzej Osęka (ur. 1932) jest krytykiem sztuki i publicystą. Związany m.in. z "Po prostu", tygodnikiem "Kultura", "Kulturą" paryską (jako Paweł Morga; nagroda im. Mieroszewskiego za rok 1986). Autor książek, m.in.: "Poddanie Arsenału", "Mitologie artysty", "Sztuka z dnia na dzień", "Coś się kończy, coś się zaczyna", "Jawa czy sen".

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 44/2011