Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Jeszcze nie wiadomo, kiedy i w jaki sposób skończy się operacja „przykrycia” (gdy piszę te słowa, Putin nadal nie pojawił się publicznie po długiej nieobecności). Służba prasowa Kremla przez wiele dni improwizowała, wydając niewiarygodne komunikaty o powodach nieobecności (być może z prezydentem stało się coś nieoczekiwanego i nikt nie miał gotowego scenariusza). To dolewało oliwy do ognia i pozwalało mnożyć teorie o poważnej chorobie, może nawet zgonie, albo spisku niewiernych twardogłowych generałów, którzy Putina obalili, by rozpętać wojnę.
Bizantyjskie zabawy kremlowskich służb w ukrywanie prawdy, świadome „wbrosy diezy” (wrzutki dezinformacji) – to nic nowego. Przecież na dobrą sprawę nikt nie wie, jak działa Kreml i jak zapadają najważniejsze decyzje, bo wszystko odbywa się za kulisami – zgodnie z prawidłami tak lubianych przez Putina operacji specjalnych (to firmowa cecha jego polityki).
Rosyjską łódką intensywnie buja, nie można się zatem dziwić, że ziarna nawet najbardziej nieprawdopodobnych pogłosek padają na podatny grunt i rozgrzewają atmosferę. Media szalały, gubiąc się w domysłach. Tymczasem nikt z członków elity politycznej publicznie się nie wychylił, nikt nie ruszył: wszyscy trwali w imitującym lojalność stuporze oczekiwania (choć za kulisami panowała wielka nerwowość i niepewność). Putin zbudował system w kształcie odwróconej piramidy: wszystko trzyma się na nim, jeśli jego nie ma, wszystko się wali. Ale dopóki jest, wszystko zależy od niego. I kłamstwa na temat zawładnięcia Krymem, podane właśnie w rocznicowym sosie przez wiernopoddańczą telewizję, i atomowa walizeczka, i rozdzielane łaski dla trzymających straż opryczników. ©