Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Szamotanina Felicji z początku raczej irytuje, niż budzi współczucie. Mimo to kamera nie spuszcza jej z oka. Jest wyrozumiała ponad miarę: my już dawno przestalibyśmy słuchać tych bzdur. Ale kamera czeka. W końcu odsłoni się to, co w Felicji piękne: wiara w moc pierwszego związania. Dzięki tej wierze dawna erotyczna fascynacja stała się miłością. "Opowieść zimowa" kończy się happy endem: marzenia się spełniają, miłość zwycięża. Dzieje się tak za sprawą przypadku, ale ten przypadek zdarza się tak naturalnie, że jesteśmy skłonni uwierzyć w szczęśliwe zakończenie.
Kino Erica Rohmera to kino dla cierpliwych. Reżyser dawał bohaterom dużo czasu, bardzo dużo, więcej niż inni. I robił wszystko, żeby widz skupił się na postaciach: miał na nie patrzeć, miał ich słuchać, złościć się na nie lub im współczuć - ale przede wszystkim miał być blisko, wmieszać się między bohaterów, żyć ich życiem. Żeby zmniejszyć dystans między widzem a filmowym światem, Rohmer wybierał mało znanych aktorów, ubierał ich zwyczajnie, pokazywał w codziennych, banalnych sytuacjach, nieuporządkowanych wnętrzach, kazał im mówić językiem niestylizowanym i nieskondensowanym. W ten sposób widz powoli od tego, co zewnętrzne - zdarzeń, dialogów - miał przechodzić na poziom głębszy, zaangażować się w wewnętrzną akcję, która tylko do pewnego stopnia ujawniała się w słowach, decyzjach, gestach.
Po śmierci Rohmera pisano u nas niewiele. A przecież Rohmer to ktoś taki jak Bergman, Antonioni, Fellini. Ktoś, o kim zasadnie mówiło się, że tworzył dzieła, nie filmy. Prawdziwy intelektualista kina - którego mądrość nie przytłaczała, nie krępowała sztuki. Wiele razy zdarzało mi się słyszeć powściągliwe opinie na temat jego dzieła. Argumenty były na ogół "techniczne": dłużyzny, nieumiejętne budowanie napięcia, przeciętni aktorzy. Brały się z niezrozumienia, że Rohmer to artysta po stronie codzienności: ktoś, kto broni życia przed schematem, formą, "techniką". Uwalnia mowę, usprawiedliwia niedbałość, pozwala ludziom być małymi i śmiesznymi - ale nie pomniejsza ich i nie ośmiesza.
I jeszcze jeden element; pisał o nim (w jednym z nielicznych wspomnień) Tadeusz Sobolewski: "Sytuacje romansowe, doszczętnie zużyte w melodramatach i soap operach, w jego filmach odzyskują pierwotną świeżość i znaczenie. Filmy Rohmera są zarazem zmysłowe i wstydliwe. (...) Jak w barokowych poematach erotyczno--mistycznych, spotkanie miłosne ma coś wspólnego z poszukiwaniem mistycznym, z przekonaniem, że »w życiu wszystko jest przypadkowe, z wyjątkiem samego przypadku«, i że cały świat jest jedną wielką fabułą, która ma sens i cel. Tę metafizyczną wykładnię sugerował z wielką dyskrecją. Zobaczą ją ci, którzy chcą zobaczyć".
W filmach Rohmera wszystko było przeciętne, poza jednym: okiem twórcy, które widziało duszę w każdym ciele.