Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Raport komisji Millera wskazał splot przyczyn i okoliczności, które (wedle jednomyślnej opinii członków owej komisji) doprowadziły do smoleńskiej katastrofy. Tym samym punkt ciężkości toczonego od kilkunastu miesięcy publicznego sporu przesunął się ze sfery faktów na sferę odpowiedzialności.
Z wymiarem karnym owego problemu będzie się musiała najpierw zmierzyć prokuratura, po niej zaś - sąd. Nie wiadomo, jak długo przyjdzie czekać na wyrok; wiadomo, że wołanie o pośpiech nie ma sensu. Zresztą: łatwo przewidzieć, iż werdykt nie zadowoli wszystkich.
Spór o odpowiedzialność polityczną pozostanie, zapewne, nierozstrzygnięty. Wskazują na to, z jednej strony, dymisja ministra Klicha i rozformowanie 36. specpułku, z drugiej - reakcje posła Macierewicza i prezesa Kaczyńskiego.
Premier Tusk zrobił to, co po ogłoszeniu raportu zrobić musiał. Nie wiem, czy były to decyzje słuszne; nie sądzę, by zamykały one ostatecznie sprawę politycznej odpowiedzialności za katastrofę. Istotne jest raczej to, iż były to decyzje politycznie nieskuteczne, gdyż wedle Jarosława Kaczyńskiego to Donald Tusk jest odpowiedzialny za to, co stało się pod Smoleńskiem. Jest odpowiedzialny, a więc powinien zniknąć z politycznej sceny. Co miałoby się stać po dymisji premiera, tego prezes PiS-u (chwilowo) nie zdradził.
Dla prezesa Kaczyńskiego prawdą jest to, co on sam uzna za prawdę. Udział w proponowanej przez niego grze w odpowiedzialność jest absurdalny. Pozostaje decyzja przy urnie wyborczej.