Odcisk stópki

Jolanta Banaś z muzeum Auschwitz-Birkenau: Do naszej pracowni trafiają absolwenci kierunków artystycznych, przygotowywani do tego, by odnawiać dzieła sztuki. A tu trzeba konserwować narzędzia zbrodni. / Rozmawiał Michał Olszewski

20.01.2010

Czyta się kilka minut

Jolanta Banaś w pracowni konserwatorskiej Auschwitz-Birkenau. W ręku trzyma but jednej z ofiar / fot. Tomasz Żurek / Inimage /
Jolanta Banaś w pracowni konserwatorskiej Auschwitz-Birkenau. W ręku trzyma but jednej z ofiar / fot. Tomasz Żurek / Inimage /

Michał Olszewski: Czy ziemia w Birkenau kryje w sobie jeszcze pozostałości po obozowym życiu?

Jolanta Banaś, kierownik działu konserwacji Muzeum KL Auschwitz-

-Birkenau: Rzeczywiście, również obecnie - najczęściej podczas wykonywania niezbędnych prac ziemnych - odkrywamy w ziemi różne przedmioty, a raczej fragmenty przedmiotów. Ze względu na szacunek dla tego miejsca o typowych poszukiwaniach archeologicznych nie ma mowy. Te znaleziska trafiają do nas przy okazji innych działań. Prace ziemne podejmujemy tylko wtedy, gdy jest to niezbędne. Jednak staramy się ocalić wszystko, co możemy.

Co znajdujecie?

Fragmenty ceramiki, rzeczy osobistych, dużo szkła z porozbijanych butelek, fiolek, naczyń oraz przedmioty metalowe, np. sztućce. Podczas prac przy ruinach krematoriów w Birkenau znaleźliśmy m.in. porcelanową figurkę kotka. Nie ma tu rzeczy nieważnych. Ale praca w tym miejscu różni się od typowych prac, jakie wykonuje się podczas konserwacji dzieł sztuki. Szczególnie zwracamy uwagę, aby nie posunąć się za daleko.

Co w przypadku konserwacji oznacza to "posunąć się za daleko"?

W przypadku obiektów poobozowych, będących świadkami historii, nieustannie musimy rozstrzygać w pracowni kwestię, gdzie powinna zakończyć się ingerencja konserwatorska. Muzeum Auschwitz-Birkenau to miejsce, gdzie nie może być mowy o tzw. konserwacji estetycznej - staramy się wykonywać jedynie te prace, które są niezbędne dla skutecznego zabezpieczenia obiektów. Technika konserwatorska bardzo się rozwija, więc coraz częściej poprawiamy pracę naszych poprzedników. Ta zamknięta w naczyniu miska więźniarska poddawana jest procesowi, który usunie z niej stare powłoki. Nałożymy nowe, lepsze, ale nie po to, by cokolwiek tu lśniło i przyciągało uwagę. Przede wszystkim działania konserwatorskie mają chronić autentyzm tego miejsca. Im mniej widoczna jest ingerencja, tym lepiej, i taka jest podstawowa zasada prowadzonych tutaj prac.

Autentyzm to największa tutaj wartość. Dlatego tak ogromne wrażenie robią tzw. bloki rezerwatowe, prawie nietknięte od czasów wyzwolenia. Na ścianach zachowały się ślady, po których widać, jak były rozstawione prycze. Ludzie leżeli stłoczeni na łóżkach. Ci najbliżsi ściany przewracając się z boku na bok, ścierali farbę.

Przykładem konserwatorskiego dylematu jest chociażby rdza na przedmiotach metalowych. Jest ona częścią ich historii. Jeżeli ją usuwamy i nakładamy dobrą farbę, to w pewnym sensie nie jest to już ten sam obiekt. Jednak jeśli tego nie zrobimy, metal będzie korodował szybciej.

A co ze skradzionym napisem "Arbeit macht frei"? Złodzieje pocięli go na części.

Dla nas to trudny dylemat i jeszcze za wcześnie, by o tym mówić. Musimy zapoznać się ze stanem obiektu i opracować odpowiednią strategię konserwatorską. Z pewnością będzie to jedno z najtrudniejszych zadań, przed którymi stanęli konserwatorzy naszego Muzeum.

A może najlepiej byłoby napis schować do magazynu, zamiast niego wstawiając replikę?

Był nawet kiedyś taki pomysł, żeby na stałe eksponować na bramie kopię napisu, a oryginał przechowywać w stabilnych warunkach. Proszę jednak zauważyć, że ludzie z całego świata przyjeżdżają do nas właśnie dlatego, że mogą dotknąć autentyku.

Zadaniem pracowni będzie jednak wyłącznie odpowiednia konserwacja napisu. Ostateczną decyzję co do jego przyszłości podejmie Międzynarodowa Rada Oświęcimska w konsultacji z Generalnym Konserwatorem Zabytków.

Który materiał sprawia konserwatorom najwięcej trudności? Metal, skóra, drewno?

Plastik i tworzywa sztuczne. Materiały, o których pan wspomina, potrafimy już bardzo dobrze chronić. Nie ma natomiast na razie skutecznych i dobrze opracowanych sposobów konserwacji plastiku. W niektórych przypadkach jedyną rzeczą, jaką możemy zrobić, jest zapewnienie obiektom jak najlepszych, bezpiecznych warunków eksponowania czy przechowywania. Z obawą obserwujemy np. stan szczoteczek do zębów, jakie pozostawili po sobie więźniowie. Plastik kruszeje, pęka, w miarę upływu lat zmienia się jego wewnętrzna struktura. Może nawet się łamać bez ingerencji z zewnątrz. To jeden z wyraźnych dowodów na nieustanny wpływ czasu na stan zachowania obiektów.

Mamy też inne problemy. Najbardziej jaskrawym przykładem złożoności działań konserwatorskich są obiekty dawnego Auschwitz II-Birkenau. Teren jest bardzo trudny, podmokły, a to zdecydowanie nie sprzyja trwałości obiektów. To wielka, odkryta przestrzeń - ponad 170 hektarów bez drzew, gdzie wieją silne wiatry i bardzo często panują niekorzystne warunki atmosferyczne. Konserwujemy np. pozostałości dawnego wyposażenia drewnianych baraków i uprawiamy coś, co można nazwać "zabezpieczaniem ruin". Jednym z priorytetów konserwatorskich jest między innymi ocalenie jak największej ilości ceglanych reliktów dawnego wyposażenia nieistniejących drewnianych baraków odcinka BII. Są to kominy pieców, które służyły do ogrzewania baraków, czy fragmenty zachowanych ceglanych ścian działowych. To właśnie te obiekty pozwalają nam uzmysłowić sobie ogromną skalę obozu. Walczymy, by relikty ceglane przetrwały jak najdłużej.

W ruinach baraków można odnaleźć fragmenty przedmiotów pochodzących zapewne z okresu funkcjonowania obozu. Resztki butelek, metalowych narzędzi, ceramika. Czy to nie rodzi wśród zwiedzających pokusy, żeby zabrać ze sobą coś na pamiątkę?

Nie jesteśmy w stanie zabezpieczyć wszystkiego w muzealnych magazynach. To ogromna, otwarta przestrzeń. Mimo wyraźnego zakazu niektórzy zabierają ze sobą np. kawałki cegieł, lecz zdarza się to rzadko. Myślę, że to kwestia świadomości osób odwiedzających Muzeum, a także szacunku dla Miejsca Pamięci.

A włosy? Co czuje konserwator, patrząc na pozostałość, która kiedyś rozsypie się w proch?

Podjęta przez Międzynarodową Radę Oświęcimską decyzja, by zaprzestać konserwacji włosów, była w moim odczuciu dobrym rozwiązaniem. Nie jest to eksponat, ale unikalny dowód popełnionych zbrodni, coś, co pozostało po ciałach ofiar. Z technicznego punktu widzenia moglibyśmy próbować przedłużać ich trwałość, jednak ze względu na szacunek dla zmarłych powinniśmy ograniczyć się wyłącznie do stworzenia jak najbezpieczniejszych warunków przechowywania.

Drewno zostanie? Widzę tu spróchniałe kawałki desek, wyjedzone w środku przez robaki.

Ten zniszczony kawałek drewna to fragment deskowania dawnej kuchni obozowej. Oczywiście w ostateczności wymieniamy zniszczone elementy budynków, ale wbrew pozorom drewniane obiekty dawnego obozu Auschwitz-Birkenau posiadają jedynie niewielką część elementów nieoryginalnych.

Chcę dodać, że zajmujemy się nie tylko konserwacją. Jednym z naszych zadań jest przygotowanie odpowiedniego sposobu przechowywania pozostałości obozowych. Dlatego badamy np. skuteczność zabezpieczenia obiektów metalowych przy użyciu opakowań z folii zawierających różnego typu inhibitory korozji. Przygotowujemy również specjalne, bezpieczne pudła ochronne dla obiektów po konserwacji.

Czy konserwatorzy nie tęsknią za pracą w mniej obciążającym psychikę miejscu?

Każdego z nas musi dotknąć to pytanie. Ja na przykład długo się wahałam, czy zostać, a pierwsze miesiące w pracowni były naprawdę trudne. Do pracowni trafiają głównie absolwenci kierunków artystycznych, przygotowywani do tego, by odnawiać dzieła sztuki. A okazuje się, że trzeba konserwować narzędzia zbrodni czy przedmioty osobiste ofiar. Już z czysto technicznego punktu widzenia jest to zajęcie znacznie trudniejsze, choć najważniejsza jest oczywiście świadomość towarzysząca tej pracy. Jest tak, że każdy z nas, niezależnie od stażu czy doświadczenia, ma "swój" eksponat, coś, co zrobiło na nim najmocniejsze wrażenie i zabolało szczególnie. Dla jednego będzie to list napisany ręką dziecka, dla kogoś innego karta medyczna z diagnozą tyfusu czy obozowe sztućce stopione podczas pożaru w jedną masę.

A dla Pani?

Podczas konserwacji obuwia trzymałam w ręku dziecięcy sandałek z wyraźnie odciśniętym w jego wnętrzu śladem stópki.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 04/2010

Artykuł pochodzi z dodatku „Pamięć Auschwitz (4/2010)