Od małego na świętego

Świętych już w dzieciństwie przedstawiano w sztuce jako herosów. Za to przeciętnych grzeszników porównywano do dzieci.

28.05.2017

Czyta się kilka minut

Wit Stwosz, Prezentacja Marii w świątyni, fragment kwatery z Ołtarza Mariackiego, kościół Wniebowzięcia NMP w Krakowie, ok. 1477. / Fot. Ks. Piotr Guzik za zgodą Bazyliki Mariackiej w Krakowie /
Wit Stwosz, Prezentacja Marii w świątyni, fragment kwatery z Ołtarza Mariackiego, kościół Wniebowzięcia NMP w Krakowie, ok. 1477. / Fot. Ks. Piotr Guzik za zgodą Bazyliki Mariackiej w Krakowie /

Jest taka piękna scena w „Imieniu Róży” Umberta Eco, w której Wilhelm z Baskerville i Adso z Melku rozmawiają o relikwiach: „Dawno już temu w katedrze w Kolonii widziałem czaszkę 12-letniego Jana Chrzciciela. – Naprawdę? – wykrzyknąłem w podziwie. Potem ogarnęło mnie powątpiewanie. – Ależ Chrzciciel został zabity w wieku bardziej posuniętym! – Tamta czaszka musi być w jakimś innym skarbcu – rzekł Wilhelm z poważną twarzą” (tłum. A. Szymanowski).

Jan Chrzciciel rzeczywiście znalazł swoje miejsce w wyobraźni chrześcijan nie tylko jako dorosły, ale także jako dziecko. Artyści wielokrotnie ukazywali go jako chłopca towarzyszącego Dzieciątku Jezus. Co ciekawe, już jako dziecko mały św. Jan Chrzciciel na obrazach występował w przepasce ze skóry, odnoszącej się do jego późniejszego pustelniczego życia. Czy jednak dzieciństwo nie występowało w legendach i przedstawieniach innych świętych? Oczywiście, że występowało.

Ewangelie przekazują nam, że Chrystus stawiał dzieci za wzór dla wszystkich wiernych. Mówił: „Pozwólcie dzieciom przychodzić do Mnie i nie przeszkadzajcie im: do takich bowiem należy królestwo Boże” (Łk 18, 16). Dzieciństwo w dawnej sztuce sakralnej oczywiście głównie występowało w kontekście samego Zbawiciela; niewątpliwie najczęściej pojawiającym się w ołtarzach dzieckiem jest Dzieciątko Jezus. Ale przecież również święci byli kiedyś dziećmi, czego dowody odnajdziemy w literaturze i sztuce sakralnej. Najpopularniejszym źródłem dla większości artystów była w tej materii XIII-wieczna „Złota legenda” Jakuba de Voragine, zbierająca żywoty i cuda czczonych w średniowieczu świętych.

Dzieciństwo Madonny

Niewątpliwie najważniejszą świętą jest Maria, Matka Boża. Ewangeliczne przekazy o jej życiu są nader skąpe, ale wszystkie luki zostały skwapliwie uzupełnione przez apokryfy. Oto Anna, matka Marii, nie mogąc się doczekać potomstwa, obiecała ewentualne dziecko oddać na służbę Bogu. Gdy modlitwy jej zostały wysłuchane, spełniła swoją obietnicę – Maria została zaprowadzona do świątyni, kiedy ukończyła trzy lata. Mała Maria nie tylko samodzielnie weszła wówczas po schodach do Domu Bożego, ale także nie obejrzała się za siebie – już jako trzylatka przedkładać miała Boga ponad dziecięce przywiązanie do rodziców.

Prezentacja Marii w świątyni to scena, która dość często pojawiała się w późnogotyckich ołtarzach poświęconych Matce Bożej. Maria nie wygląda w niej co prawda nigdy na trzylatkę, ale raczej na dziewczynkę nastoletnią. Była ukazywana najczęściej jako młoda kobieta (choć mniejsza od otaczających ją dorosłych), a nie jako małe dziecko.

Wyjątkowo interesującym przykładem takiego przedstawienia jest jedna z kwater krakowskiego Ołtarza Mariackiego dłuta Wita Stwosza (ok. 1477 r.). Co ciekawe, ta akurat kwatera nie została wykonana całościowo, ale złożona z dwóch mniejszych części. Może Mistrz zrealizował mniejszy relief na etapie ustalania zamówienia, a potem zdecydował się wykorzystać go w ołtarzu, dodając drugą część sceny? W tej kwaterze najbardziej interesująca jest niewątpliwie część prawa: oto młoda Maria idzie po schodach w kierunku ołtarza, na którym siedzi... nagie Dzieciątko w asyście dwóch aniołów! To zapewne Chrystus; w przedstawieniu wykonanym przez Stwosza Maria już w dzieciństwie wstępując do świątyni ma wizję swego przyszłego świętego macierzyństwa. Lecz w tej kwaterze kryje się coś jeszcze: oto we wnęce pod ołtarzem możemy dostrzec... główki w płomieniach! To najprawdopodobniej dusze czyśćcowe – jeszcze cierpiące, ale już oczekujące odkupienia, które dzięki Marii będzie się mogło wypełnić. To zupełnie niesamowity detal, do dostrzeżenia tylko przez najbardziej dociekliwych. Nawiasem mówiąc, owe dusze czyśćcowe też zostały ukazane jako małe dzieci.

Siła Mikołaja

Jednym z ulubionych świętych wszystkich dzieci jest oczywiście św. Mikołaj – a tymczasem właśnie on również bywał przedstawiany jako dziecko. Oto bowiem Mikołaj już od momentu narodzin wykazywał się wielką siłą – zarówno fizyczną, jak i charakteru. Jak głosi „Złota legenda”: „gdy kąpano go w pierwszym dniu jego życia, stanął wyprostowany w wanience, a nadto we środy i piątki raz tylko dziennie ssał pierś” (tłum. Janina Pleziowa). Te ograniczenia w karmieniu Mikołaj oczywiście sam sobie narzucał, już jako niemowlę zachowując posty. Wśród romańskich fresków w piemonckim opactwie Novalesa odnajdziemy między innymi przedstawienie nieco poirytowanej matki malutkiego Mikołaja podającej mu pierś, od której on się ostentacyjnie odwraca...

Jednakże częściej artyści ukazywali moment owej pierwszej kąpieli świętego. Znakomitym przykładem może być kwatera ze skrzydła ołtarza z Domaradza (ok. 1520 r., Muzeum Narodowe w Krakowie). Oto w łóżku leży matka świętego, położnica, zaś dwie kobiety podają jej jedzenie i picie. Tymczasem niepilnowany przez nikogo nowo narodzony Mikołaj podnosi się samodzielnie w niewielkiej okrągłej wanience. Jeszcze zupełnie nie wstał, klęczy w geście modlitewnym, co zapewne odnosi się do jego pobożności, rozwiniętej już w wieku niemowlęcym.

The referenced media source is missing and needs to be re-embedded.
Narodziny św. Mikołaja, kwatera ze skrzydła z retabulum ołtarzowego z kościoła w Domaradzu, ok. 1520, Muzeum Narodowe w Krakowie / Fot. Pracownia Fotograficzna MNK

Małe męczennice

Nie wszyscy święci w ogóle mieli okazję, aby dożyć dorosłości – wśród wczesnochrześcijańskich męczenników były przecież również dzieci. W średniowiecznych ołtarzach i freskach możemy natknąć się na św. Zofię z trzema córkami – wszystkie one zginęły śmiercią męczeńską. Córki owe nazywały się Wiara, Nadzieja i Miłość; wraz z matką miały odmówić złożenia ofiary pogańskim bogom. Dziewczynki zostały umęczone na oczach matki, która przeżywała kolejno cierpienia każdej z nich, a dopiero na końcu sama oddała życie. Z tego powodu św. Zofii przysługiwały aż cztery korony męczeńskie: oprócz własnej zdobiły ją także trzy kolejne za męczeństwa córek, na które musiała patrzeć, i które w ten sposób stały się także jej udziałem. Oczywiście oprócz tego każdej z dziewczynek przysługiwała osobna, własna korona męczeńska – razem daje nam to w sumie siedem koron, czasem w różnych konfiguracjach upchniętych w tle przedstawień św. Zofii z córkami.

Św. Zofia z córkami, kwatera skrzydła retabulum ołtarzowego z Korzennej, ok. 1525, Muzeum Narodowe w Krakowie / Fot. Pracownia Fotograficzna MNK

Marina i jej przebranie

Czasami dzieci towarzyszyły świętym jako atrybut, co wynikało oczywiście również z hagiograficznych legend. Wyjątkowo interesującym, a zarazem chyba mało znanym przypadkiem jest św. Marina. W kwestii jej żywota także można się odwołać do „Złotej legendy”. Była to dziewica, która wraz ze swym ojcem wstąpiła do męskiego klasztoru, przebierając się za chłopca i przyjmując imię Marinus. Jej ojciec w końcu umarł, a ona pozostała w klasztorze jako mnich – aż pewnego razu została oskarżona o gwałt na niezamężnej kobiecie! Kobieta ta miała romans z jakimś rycerzem i zaszła w ciążę, po czym postanowiła ratować swoją reputację poprzez zrzucenie winy na mnicha Marinusa. Święta Marina przyjęła oskarżenie z pokorą i nie zaprzeczyła; została za to wygnana z klasztoru i obarczona wychowaniem rzekomego bękarta. Przez trzy lata żyła jako żebrak pod klasztorem, opiekując się owym dzieckiem – w końcu zlitowano się nad nią i pozwolono jej na powrót do klasztoru, gdzie jednak musiała wykonywać najniższej rangi posługi. Gdy zmarła, współbracia przy obmywaniu jej ciała odkryli, że była kobietą – zrehabilitowana, została pochowana z czcią i honorami.

Wątek świętych kobiet żyjących w męskim przebraniu jest bardzo ciekawy, a w dodatku pojawia się w legendach kilku świętych, popularnych głównie w Bizancjum (takich jak św. Teodora, św. Eufrozyna czy św. Eugenia). Święta Marina rzadko pojawiała się w sztuce łacińskiego kręgu kulturowego, ale akurat dysponujemy jednym znakomitym przykładem w późnogotyckim malarstwie małopolskim. Oto na skrzydle poliptyku poświęconego św. Janowi Jałmużnikowi (przed 1504 r., Muzeum Narodowe w Krakowie) widnieje przedstawienie kobiety w stroju mnicha, trzymającej za rękę małego chłopca. To właśnie Marina; obok niej stoi pokryta włosami św. Maria Egipcjanka, ale to zupełnie inna historia. Cały poliptyk, ufundowany do kościoła Augustianów na Kazimierzu w Krakowie przez Mikołaja Lanckorońskiego, poświęcony został świętym wschodnim – stąd nietypowy dla rzymskokatolickiego ołtarza dobór bohaterów poszczególnych kwater.

Św. Marina i św. Maria Egipcjanka, kwatera skrzydła Poliptyku św. Jana Jałmużnika, przed 1504 r., Muzeum Narodowe w Krakowie / Fot. Pracownia Fotograficzna MNK

Głos Boga

Małego chłopca ujrzeć możemy także u boku jednego z ojców Kościoła, a mianowicie św. Augustyna – filozofa, teologa i doktora Kościoła, w którego życiu i duchowości dzieci odegrały znaczącą rolę. W zbiorach Muzeum Narodowego we Wrocławiu znajduje się obraz Michaela Willmanna (1696 r.), przedstawiający św. Augustyna rozmawiającego z chłopcem nad brzegiem morza. To ilustracja popularnej od schyłku średniowiecza legendy, wedle której święty spotkał na plaży chłopca przelewającego wodę z morza do dołka w piasku. Dziecko miało wówczas powiedzieć Augustynowi, że prędzej przeleje całą wodę z morza do owego dołka, niż on zdoła zgłębić tajemnicę Trójcy Świętej. Opowieść ta wywodzi się z wielokrotnie wyrażanego w tekstach Augustyna przekonania, iż nie jest możliwe rozumowe pojęcie i opisanie Trójcy.

Głos dziecka był dla Augustyna głosem Boga – w szczególny sposób dowodzi tego historia o nawróceniu świętego. Augustyn opisał ją w swoich „Wyznaniach”: oto dręczony rozmaitymi wątpliwościami szedł przez ogród i nagle usłyszał dziecięcy głosik śpiewający: „Tolle, lege! Tolle, lege!”. Uznał to za inspirację od Boga i sięgnął do pism św. Pawła, które chwilę wcześniej miał w ręku. Natrafił od razu na fragment Listu do Rzymian, który wskazał mu drogę do nawrócenia. Co oznaczały słowa, które dziecko zaśpiewało Augustynowi? Czytelnicy „Tygodnika Powszechnego” zapewne znakomicie znają to wezwanie: „Weź, czytaj!”.

Wartość dziecka

Chrystus sam powiedział: „kto nie przyjmie królestwa Bożego jak dziecko, ten nie wejdzie do niego” (Łk 18, 17). Wpisuje się w to znakomicie przypadek św. Augustyna. Wskazówki od Boga otrzymywał za pośrednictwem dzieci; zauważał ich wagę i wysłuchiwał z szacunkiem. Pozostałe zaprezentowane tu przykłady niosą jednak konkluzje zgoła odmienne: wydawać by się mogło, że średniowieczne żywoty świętych, a za nimi dawna sztuka, nie zauważały wartości w dzieciach czy dzieciństwie. Gdy w legendzie pojawiał się opis wydarzeń z dzieciństwa świętego, to służył podkreśleniu niebywałej dojrzałości bohatera niemalże od momentu narodzin. W zasadzie można z tego wywnioskować, że święci przychodzili na świat od razu jako dorośli: pobożni, sprawni fizycznie i intelektualnie oraz prawie niezależni od opieki rodziców – tak jawi nam się dzieciństwo św. Mikołaja albo Matki Bożej. W przypadku św. Zofii córki występują niemalże jako „narzędzia męki” swej matki. Miała cierpieć patrząc kolejno na męczeństwo swych dzieci, i to właśnie na jej zwielokrotnionym cierpieniu skupiała się uwaga wiernych. Dla św. Mariny dziecko jest w zasadzie tylko pobocznym rekwizytem; legenda opowiada o pokorze świętej i jej niezasłużonym poniżeniu, a ostatecznie nawet nie ma znaczenia, co się w końcu z tym dzieckiem stało.

Często uważa się, że dawniej – szczególnie w średniowieczu – dzieci były społecznie „niewidzialne”. Nie jest to jednak do końca prawda. Istnieje bowiem jeszcze jeden aspekt występowania dzieci w legendach świętych, o którym nie wspomnieliśmy. Otóż spora liczba cudów opisywanych w literaturze hagiograficznej dotyczy właśnie działań świętych wobec dzieci: to uzdrawianie, wskrzeszanie z martwych, ratowanie z rozmaitych opresji. Nie można zatem uznać, że średniowieczne społeczeństwo w ogóle nie zważało na dzieci, skoro tak bardzo liczyła się interwencja świętych właśnie wobec najmłodszych.

Wydaje się raczej, że dzieci uosabiają w średniowiecznej kulturze ogół wiernych: nie są doskonałe, są często bezbronne lub naiwne i potrzebują opieki oraz pomocy. Pasuje do tego zresztą fakt, że w sztuce średniowiecznej dusze ludzkie powszechnie były przedstawiane jako dzieci. Innym interesującym kontekstem może być otoczony kultem późnogotycki fresk w krużgankach klasztoru Augustianów w Krakowie. To Matka Boża Pocieszenia, z ilustrowanymi wersetami antyfony „Sancta Maria, succurre miseris” („Święta Mario, wspomóż nieszczęśliwych”). Wers „iuva pusillanimes” („wesprzyj bojaźliwych”) zobrazowany został w tym przypadku przedstawieniem bawiących się dzieci!

Mówiąc krótko: w średniowiecznej świadomości święci to nie byli zwykli ludzie, ale raczej herosi, wyjątkowi już od urodzenia. W zasadzie nie byli dziećmi, nawet w dzieciństwie – w przeciwieństwie do całej reszty społeczeństwa, która w pewnym sensie dziećmi pozostaje na zawsze, wymagając ciągłej opieki sił niebiańskich. Patrząc przez pryzmat sztuki dawnej, moglibyśmy potraktować Dzień Dziecka jako Dzień Zwykłego Grzesznika – święto każdego z nas. ©

Autorka jest doktorem historii sztuki, mediewistką. Wykłada historię sztuki i kultury europejskiej m.in. na Uniwersytecie Jagiellońskim. Prowadzi bloga o poszukiwaniu ciekawostek w sztuce: www.posztukiwania.pl

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Absol­wentka Uniwersytetu Jagiellońskiego w Krakowie, doktor historii sztuki, medie­wistka. Ma na koncie współpracę z różnymi instytucjami: w zakresie dydaktyki (wykłady m.in. dla Uniwersytetu Jagiellońskiego, Uniwersytetu Otwartego AGH, licznych… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 23/2017