O środkowoeuropejskości i kotach Bohumila Hrabala

„Bez szczeliny w mózgu nie można żyć” - zanotował Hrabal w latach 50. W latach 90. dodał tylko, że „kto chce żyć w Europie Środkowej, nie powinien trzeźwieć”.

Gdzieś w połowie lat 70. w brudnym i słabo oświetlonym przedziale pociągu pośpiesznego, którym jechałem z Pragi do Bratysławy, spotkałem starego marynarza śródlądowego, podróżującego nocą z Gdańska do Budapesztu. Z jego bełkotliwej pijackiej mowy wyłaniały się niewiarygodnie poplątane, niezwykłe historie. Mowa ta oscylowała między językami: polskim, czeskim, węgierskim, słowackim i niemieckim. Do tego dokładał gesty, które natychmiast zaczęły mi się kojarzyć z typem ludowego gawędziarza, bawiduły stryja Pepina z „Lekcji tańca dla starszych i zaawansowanych” Bohumila Hrabala. Z tą różnicą, że ten „wilk rzeczny” nie tylko nie wiedział, przez którą zaprzyjaźnioną republikę socjalistyczną akurat przejeżdża, ale i który z tych języków jest jego ojczystym, który z portów - macierzystym. Nie miało to właściwie znaczenia - pociąg przejeżdżał wówczas przez satelickie republiki radzieckie od jednej żelaznej kurtyny do drugiej, a cała ta ogromna spustoszona przestrzeń była pełna wojsk Układu Warszawskiego. Wtedy po raz pierwszy uświadomiłem sobie prawdziwą „beznadziejnie zagubioną” rzeczywistość Europy Środkowej - terytorium, którego mieszkańcom ciężko jest żyć i ciężko umierać.

Josef Kroutvor w eseju (wydanym jeszcze poza oficjalnym obiegiem w latach 80.) o znamiennym tytule „Problemy Europy Środkowej: anegdota i historia” napisał: „Nad Europą Środkową unosi się ciężka woń gotowanej kapusty, zwietrzałego piwa, czuje się mdły zapach przejrzałych arbuzów... Jest to ziemia o charakterystycznym zapachu. Granice są nieostre, irracjonalne i tylko węch pozwoli je wytyczyć z całkowitą pewnością”. Mimo to zasięg tej przestrzeni można wyznaczyć w oparciu o tradycyjne historyczno-kulturowe centra: Monachium, Drezno, Wiedeń, Budapeszt, Kraków oraz znajdującą się na przecięciu dróg pomiędzy nimi Pragę. Geograficzne i duchowe fundamenty Europy Środkowej sięgają historii sprzed tysiąca lat. Choć często ciemiężona z zewnątrz i rozsadzana od środka przez konflikty wewnętrzne, trwa Europa Środkowa do dzisiaj, kontynuując tradycje i zachowując tożsamość poszczególnych narodów. (Aby tożsamość grup etnicznych była rozróżnialna, przynajmniej z zewnątrz, musiały zostać wytyczone pewne granice, co nieraz pociągało za sobą krwawe ofiary. Tak się ów proces odbija w krzywym zwierciadle historii.)

Zapach gotowanej kapusty i zwietrzałego piwa był nie tylko wynikiem zamkniętych drzwi, ale i przez całe dziesięciolecia nie otwieranych dla przewietrzenia okien.

Teksty i historia

Do sławnej praskiej gospody „Pod Złotym Tygrysem” do dzisiaj, kilka dobrych już lat po śmierci jednego z najważniejszych i najoryginalniejszych twórców literatury czeskiej XX wieku, przychodzą Polacy, Węgrzy, Niemcy, Włosi... A docierają tam nie tylko za sprawą wskazówek z przewodnika.... Chcą wiedzieć, przy którym konkretnie stole zasiadał pisarz, gdzie opróżniał te swoje kufle pilznera, gdzie wysłuchiwał opowieści ludzi i gdzie spotykał się z przyjaciółmi. Potem idą dalej podziwiać inne „atrakcje” Pragi.

Ten pisarz ściągający do gospody zaciekawionych turystów to doktor praw Bohumil Hrabal (1914-1997). Urodził się jeszcze za czasów monarchii austro-węgierskiej, na Morawach, w części historycznej krainy zwanej Czechy i Morawy, na obszarze owielkim, na nieszczęście jej mieszkańców, znaczeniu strategicznym dla polityki europejskiej. Razem z czeskim narodem przeżył Bohumil Hrabal kilka dramatycznych rewolucyjnych zmian i przewrotów. Po rozpadzie Austro-Węgier dorastał w czasach wielkiego rozkwitu czechosłowackiej Pierwszej Republiki w latach 1918-1939, II wojnę światową przeżył pracując na kolei jako dyżurny ruchu na terenie, który został przez Niemców nazwany Protektoratem Czech i Moraw.

W roku 1945 obserwował młody Hrabal, jak przebiega wyzwolenie przez Armię Czerwoną i jak odradza się Czechosłowacja, aby wkrótce po 1948 roku stać się świadkiem nadużyć komunistów i doświadczyć głębokiego upadku państwa na całe czterdzieści dwa lata. Przeżył też chwilową liberalizację komunistycznej hegemonii w 1968 roku, definitywnie zakończoną przez ingerencję wojsk Układu Warszawskiego, także późniejszą „normalizację”. Odrodzenia demokracji doczekał się jako siedemdziesięciopięcioletni starzec w roku 1989. Do grobu zabrał ze sobą zamiast Nagrody Nobla w dziedzinie literatury (niejednokrotnie był przedstawiany jako kandydat), poza licznymi prestiżowymi nagrodami literackimi z całego świata i ojczyzny (z ostatnią otrzymaną w 1996 roku z rąk byłego dysydenta, wtedy prezydenta Vaclava Havla), także Nagrodę Państwową im. Klementa Gottwalda, komunistycznego robotniczego prezydenta, którego ręce były splamione krwią. Curriculum vitae Bohumila Hrabala jest symbolicznym ostrym występem skalnym na morzu Europy Środkowej XX wieku, morzu pełnym z jednej strony dramatycznego zgiełku, z drugiej - okrzyków uniesienia.

„Hrabal łączył w sobie wiele paradoksów - pisze Ondrej Danecek - jego zwyczaje i sposób życia na co dzień stanowiły tylko wprowadzenie: był bezspornie duchowym artystą i wolnomyślicielem z przyzwyczajeniami i skłonnościami właściwymi robotnikowi. Prawdopodobnie znaleźlibyście go (być może z płochliwym uśmiechem na twarzy) pośród tłumu podpitych kibiców trzecioligowej drużyny piłkarskiej, jak komentuje mecz cytatami z Immanuela Kanta albo innych swoich filozoficznych bogów”. Mimo to, a może właśnie dlatego, należy Bohumil Hrabal do kategorii pisarzy takich jak: Ladislav Klima, Jakub Deml, Gustav Meyrink, Franz Kafka, Franz Werfel, Robert Musil, Jaroslav Hasek, Joseph Roth, Bruno Schulz, Ódon von Horvath, Milan Kundera... Wyczucie melancholijnej groteski oraz ironii jest u tych autorów podobne.

W Czechach zmieniały się nie tylko reżimy, zmieniały się też granice. Wraz z tym (podobnie jak w każdym innym narodzie) tworzyły się grupy ludzi łatwo przystosowujących się do koniunktury. Z tego powodu cierpiała nie tylko osoba Bohumila Hrabala, ale przede wszystkim jego dzieło, teksty.

Jego poetyckie juwenilia z końca lat 30., które miały szansę ukazać się „nakładem własnym autora” w 1947 roku, zostały wydane dopiero w 1991. Teksty, które napisał w latach 40., oddano do druku w roku 1969, ale gotowe już egzemplarze zostały przez „normalizatorów” skierowane na przemiał. Opowiadania pisane na początku lat 50. wydano (częściowo) dwadzieścia lat później.

Najlepsze prozy Bohumila Hrabala („Obsługiwałem angielskiego króla”, „Zbyt głośna samotność”) napisane w pierwszej połowie lat 70. (a zatem w czasie, kiedy był objęty zakazem publikowania), zostały wydane w tamtym czasie w wydawnictwach emigracyjnych, w kraju krążyły w drugoobiegowych odpisach. Dopiero w roku 1976 mógł Bohumil Hrabal powrócić do „oficjalnego obiegu”, ale zezwolono mu na wydawanie jedynie wyborów z twórczości oraz niemalże „idyllicznych” tekstów czerpiących z dzieciństwa lub dotyczących życia w kerskich lasach, oczywiście odpowiednio przez cenzurę „poszatkowanych” („Postrzyżyny”, „Taka piękna żałoba”, „Święto przebiśniegu”). Wszystko inne ukazało się drukiem dopiero tuż przed rokiem 1990 albo wkrótce po nim, czyli w czasie, kiedy już nastała nowa epoka. Swymi tekstami zatem Bohumil Hrabal nie miał okazji kontakto-wać się z czytelnikiem z zachowaniem ciągłości, a kiedy wreszcie w latach 90. otrzymał szansę wydawania także tego, co na bieżąco pisał, był już poza horyzontem swoich sił i możliwości.

„Na Grobli Wieczności”

W październiku 1950 roku Bohumil Hrabal wprowadził się do opuszczonej byłej kuźni, wilgotnego pokoju z wejściem od podwórza, do pomieszczenia, gdzie nie zaglądało słońce, w praskiej dzielnicy Libeń, na ulicy Na Grobli pod numerem 24, i tym samym definitywnie „odciął się” od wpływu rodziców i rodzinnego Nymburka, gdzie dotąd mieszkał. Tutaj, na peryferiach Pragi, zaczyna nowe życie...

W okrutnej i absurdalnej erze stalinizmu pracuje doktor praw Bohumil Hrabal jako robotnik w hucie w Kladnie i każdego ranka spotyka w autobusie pełnym niewyspanych podobnych mu „robotników” grafika Vladimira Boudnika, który schronił się w „manualną” harówkę przed „szaleństwem świata urzędniczego”. Zaprzyjaźnili się na tyle, że Hrabal zaproponował Boudnikowi, w miejsce pomieszkiwania na nędznym poddaszu domu na Starym Mieście, „komfortowy” azyl w swym jedynym Pomieszczeniu przy ulicy Na Grobli... W tym czasie eksplozjonalista Vladimir Boudnik w nocy pisze swój dziennik i przez walce małej prasy przepuszcza swoje graficzne poselstwa

światu... Z kolei Bohumil Hrabal, wykorzystując „atomową szrajbmaszynę”, „oczyszcza się” z wpływów surrealizmu i egzystencjalizmu poprzez zwrot ku rzeczywistości wokół siebie: „cierpkość i surowość rzeczywistości zawiewała mi w twarz i oślepiała niczym śnieżna zamieć”.

Jesienią 1951 roku na Libni, Na Grobli, pojawia się niespodziewanie młody brodaty „totalny realista”, również surrealista-wygnaniec, Zbynek Fiser i przynosi Hrabalowi swoje własne wiersze oraz przekłady poezji Christiana Morgensterna, które podpisuje żydowskim pseudonimem Egon Bondy. Nie tylko dystans do wszelkich form oficjalnej kultury „ery stalinowskiej” połączył tych trzech mężczyzn. Dotrzymywali sobie także kroku podczas nocnych eskapad starą Libnią, byli sobie towarzyszami ciągnących się do rana debat na temat sztuki... i nie tylko! Mottem ich przyjaźni mógłby być tekst Baudelaire'a „Upijajcie się”... Zaczynają się z ich udziałem odgrywać wydarzenia, które na koniec staną się fundamentem legendy o „czułych barbarzyńcach XX wieku”.

Przez libeńskie mieszkanie Bohumila Hrabala, niby przez gospodę, zaczyna się przewijać cała plejada przyjaciół, znajomych i nieznajomych. W represyjnych czasach pierwszej połowy lat 50. ten krąg ludzi nie protestuje swoją twórczością przeciwko czemukolwiek. Dobrowolnie stawia się w pozycji outsiderów żyjących na peryferiach społeczeństwa i sztuki. Polityka ich nie interesuje...

W mizerii tamtych lat, to, co się dzieje Na Grobli, można by nazwać spotkaniem się prądów głębinowych „nieoficjalnej nowej czeskiej twórczości” (jeśli to określenie nie będzie nadużyciem ze względu na nierówną jakość i wartość powstających tekstów) wywodzących się ze wspólnej platformy surrealizmu. W roku 1953 zaczynają się pojawiać u Bohumila Hrabala członkowie dogorywającej już grupy surrealistów z Zabehlic (później nazwani Libeńskimi psychikami), Stanislav i Vladimir Vavra, Jiri Śmoranc, Zdenek Buril, kiedy indziej przychodzi poeta „totalny realista” Egon Bondy, przedstawiciel podziemnej serii wydawniczej „Pulnoc”, a wraz z nim jej główni autorzy Ivo Vodsed'alek („Poezja nieprzyjemna”) czy Honza Krejcarova (wiersze z roku 1948 pisane w stylu hard-seks), od czasu do czasu zagląda Oldrich Jelinek reprezentujący razem z Adolfem Bornem „supraseksdadaizm”, nie brakuje „eksplozjonalisty” Vladimira Boudnika (okazjonalnie bywa także „banda” kolegów z czasów nauki w szkole graficznej), prawie że „domownikiem” jest starszy już nieco przyjaciel Hrabala „neopoetysta” Karel Marysko... Słyszy się o grupie surrealistów ze Sporilo-va, zaglądają „nowi” poeci i plastycy.

Przy libeńskiej ulicy Na Grobli (później nazwanej przez gromadzących się u Hrabala „Na Grobli Wieczności”) spotykali się także i wymieniali poglądy oraz urządzali „konfrontacje” swoich tekstów członkowie małych nieoficjalnych grup artystycznych, którzy nic o sobie nawzajem nie wiedzieli albo wiedzieć nie chcieli... Z jednej strony obawiali się grożących za taką działalność obozów pracy czy nawet więzienia, z drugiej wcale o taką wiedzę nie zabiegali, wierni tylko swojej własnej twórczości. Byli w istocie nieskłonnymi do asymilacji poetami przedmieść. Hrabal stawał się „łącznikiem” między tymi grupami i, z racji wieku, „łącznikiem” między generacjami.

Tutaj, przy zwykłej, skromnej, libeńskiej uliczce w pierwszej połowie lat 50. powstawała i krystalizowała się nowoczesna (nieoficjalna) czeska literatura, której dane było powoli i jedynie częściowo dotrzeć do czytelnika na początku lat 60., by dziesięć lat później znów trafić na margines.

Interesującą paralelę można by w tym miejscu wysnuć względem amerykańskiego pokolenia „beat” (Jack Kerouac, Allen Ginsberg, Gregory Corso). Mało kto wie, że twórcy z praskiej Libni wyprzedzili Amerykanów nie tylko w czasie, ale i w sposobie życia (warto tu wspomnieć autobiografię Egona Bondego „Pierwszych dziesięć lat”).

W 1975 roku Bohumil Hrabal (w tym czasie „pisarz w stanie likwidacji”) po sześciu latach przymusowego milczenia opublikował w komunistycznym tygodniku „Tvorba” kilka nieszkodliwych linijek, które miały mu „dopomóc w powtórnym wejściu do oficjalnego obiegu literackiego”. Wśród rodzimych dysydentów wywołał ten fakt wręcz obrzydzenie (a naprawdę Hrabal nie napisał ani jednego słowa na korzyść reżimu), choć żaden z tych dysydentów najmniejszego moralnego prawa do tego nie miał. Wielu z nich mogło się „poszczycić” bardzo aktywną pro-stalinowską przeszłością. Wielu z nich dopiero w czasach „normalizacji” na początku lat 70. rezygnowało ostatecznie z ambicji osiągnięcia wysokich (partyjnych) funkcji bądź do takiej rezygnacji było zmuszanych za swe „chwilowe” sprzyjanie demokraty cz-nym przemianom 1968 roku.

Po listopadowych wydarzeniach 1989 roku okazało się, czyje teksty mają prawdziwą wartość literacką. Młodzi czytelnicy w Czechach i za granicą (tu mam na myśli przede wszystkim przestrzeń geograficzną Europy Środkowej) odkrywają dzisiaj na nowo z wielkim zainteresowaniem dzieło Bohumila Hrabala.

„Bez szczeliny w mózgu nie można żyć” - zanotował Hrabal w latach 50. W latach 90. dodał tylko, że „kto chce żyć w Europie Środkowej, nie powinien trzeźwieć”. Dawał tym samym do zrozumienia, że „nie sposób odciąć się od swojej epoki”.

Tyle że w roku 1971 w zniewolonej przez komunistów Czechosłowackiej Republice Socjalistycznej życzy sobie Bohumil Hrabal czegoś więcej. Już nie tylko tego, żeby być pełnowartościowym Środkowoeuropejczykiem, ale i obywatelem świata. Chociażby miało to nastąpić dopiero po śmierci, o czym pisze w powieści „Obsługiwałem angielskiego króla”: „...chcę być pochowany na tym cmentarzu na górce, tak jakby na grzbiecie tego cmentarza, i życzę sobie, żeby moja trumna złożona na tej granicznej linii po jakimś czasie się przełamała, tak żeby to, co ze mnie jeszcze zostało, wraz z deszczem ściekało na dwie strony świata, żeby część mnie woda odprowadzała do strumyków w Czechach, a tę drugą część na przeciwną stronę, poprzez druty kolczaste na granicy do strumyków spływających do Dunaju, po śmierci życzę sobie być obywatelem świata: Wełtawą spłynąć do Łaby, nią do Morza Północnego, a druga moja część żeby dostała się Dunajem do MorzaCzarnego i na koniec przez oba morza do Oceanu Atlantyckiego...”.

„Zwierzęta są bliższe Bogu...”

W październiku i listopadzie 1983 roku (miesiąc po poważnym wypadku samochodowym) napisał Bohumil Hrabal autobiograficzny tekst o związkach człowieka z wszelkim żywym stworzeniem i zatytułował go „Auteczko”.

W zakończeniu opowieści (której tytuł wziął się od imienia kotki) - kiedy poprzez wypadek samochodowy „wymazana zostaje z rejestru skazanych” wina Bohumila Hra-bala, która doprowadzała go do szaleństwa, ponieważ kiedyś dopuścił się „zbrodni” zabijając koty, ukochane, ale nazbyt liczne i chore - zabrzmi po raz ostatni powracające co raz ostrzeżenie: „bezkarnie nie można zabić nawet kotka”. Ale i w tym przypadku można usłyszeć monotonną nutkę: „Co będziemy robić z tyloma kotami?”. To typowe dla Hrabala wieloznaczne zakończenie...„Myślę, że nawet kobietom nie dałem z siebie tyle co kotom. To szokujący syndrom kochanków...”, przyznaje Hrabal w „Dry-blingu Hidegkutiego”. To zdanie mogłoby nawet być jeszcze jednym jego życiowym credem. Ten osobliwy syndrom kochanków trwał przez całe jego życie, do ostatnich dni spędzonych w kerskim domku.

Już od pierwszej klasy opiekuje się mały Bohumil Hrabal swoim kociakiem, później dorodnym kocurem, któremu wciąż ma coś do powiedzenia. W czasie studiów swoje przeżycia i doświadczenia uściśla poprzez lekturę filozofa: „...ciałem i duszą doświadczyłem tego zdania Ladislava Klimy... że zwierzęta są bliższe Bogu niż człowiek, bo wszystko jest dla nich oczywistością...”. Wlatach 50. okazało się, że także przyjaciel Hrabala Vladimir Boudnik potrafi podobnie rozmawiać ze zwierzętami. Zawsze, jak tylko spotkał jakiegoś kotka, wyciągał w jego stronę dłoń i poprzez dotyk kociego noska nawiązywał ze zwierzęciem kontakt. Zwykł mawiać wtedy do Hrabala: „Widzi pan, doktorze, kto się przyjaźni ze zwierzętami, za darmo przyjaźni się z Bogiem, za jednym pociągnięciem łączy najniższe z najwyższym i zamyka krąg”.

W latach 60. faworytem Hrabala był „sławny” kocur Et'an. Et'an był niczym jego dziecko, taki urwis z ulicy... A potem inne kotki i kocury w Kersku do pewnego stopnia zastępowały potomstwo bezdzietnemu małżeństwu Hrabalów. „Gdybym miał dzieci... pewnie bym nie pisał! Na pewno dbałbym o dzieci, a o pisaniu nawet bym nie pomyślał... Ale jeśli nie ma dzieci, to co robić? Nie pozostaje nic innego, jak się powiesić albo pisać” - przyznaje Hrabal w 1964 roku. A w 1991 jakby do tematu powraca: „Na szczęście przed samobójstwem chroni mnie to, że tam w Kersku mam całą gromadkę kotów, które mnie witają tak, jakby nie mogły beze mnie żyć. Tak więc muszę się utrzymywać w takiej formie, żebym był w stanie wsiąść do autobusu oraz kupić im za sto dwadzieścia koron jedzenia... i obdzielić je nim jak dzieci”. W „Zaczarowanym flecie” mówi wprost o tym „pokrewieństwie” z kotami: „...ale w końcu ratują mnie te moje dzieci, kotki w lesie, które na mnie czekają, to moje dzieci”.

„Kocich” opowieści, historyjek, motywów jest w tekstach i w życiu Bohumila Hrabala wiele... Jego stosunek do na wpół dzikiej kociej czeredy w Ker-sku (w 1995 roku „stadko” liczyło 24 sztuki) był wręcz transcendentny.

„Człowiek młodnieje jedynie w oczach zwierząt, staje się młodszy dzięki temu, że żyje na koszt żywiołów. Kokietuję krajobraz, postrzegam okolicę, drzewa, kwiaty i jakąkolwiek sytuację w przyrodzie tak, jakbym był z młodą kobietą... Wobec obumierającego ciała jestem tak trochę nieśmiertelny...”. Gdzie indziej Hrabal mówi: „Radość sprawiają mi kocięta, w których widzę przyszłe kocury i kotki. Kocham starą kotkę, która widzi we mnie młodego mężczyznę, ponieważ kochamy się, a jak uczy He-gel: zakochani nie posiadają ciał... Ja i zwierzątko jesteśmy jednością”.

Do swoich „kociaczków” do Kerska wostatnich latach życia jeździł Bohumil Hra-bal, pomimo zaawansowanego wieku i choroby, codziennie. Gdyby został w łóżku w praskim mieszkaniu, już by chyba nigdy nie wstał. Kto by się zaopiekował kocią społecznością tam w Kersku tak jak on, kto by z nimi spoglądał w głębiny Nieskończoności i Wieczności, jeśli nie on? Alle Liebe ist Mitleid... Każda miłość jest współczuciem... cytuje Bohumil Hrabal Artura Schopenhauera i sam dla siebie dodaje: „Zbawiony zostanę tylko dzięki miłości do kocurów, chociaż każdego dnia najchętniej bym je zastrzelił, ale kto nie chciałby zastrzelić Boga, gdyby Go można było trafić”.

I jest to znowu powrót do zakończenia ballady „Auteczko”.

W ostatniej wypowiedzi w prologu do opowiadania wyjaśnia autor, czym jest dla niego mistyka: stanem duszy będącym czymś więcej niż wyobraźnią. Mianowicie intuicją... „Mistyka zaczyna się od cienkiego tęczowego pomostu, po którym przechodzimy na drugą stronę do umiłowanej istoty, do serca wieczornej krainy”, i można by dodać - do duszy zwierząt, bowiem mistyka jest rodzajem poznania, umożliwiającym rozumienie wszystkiego, co żywe... Przesłanie opowiadania jest niezwykle aktualne i nadzwyczaj przejmujące. To przesłanie, na które się czeka, słowo przychodzące w odpowiednim czasie... nadmienia Jaroslav Kladiva.

Hrabal, ten typowy Środkowoeuropejczyk, cieszyłby się, widząc, jak „Auteczko” znów wyjeżdża na drogi sąsiednich krajów w środkowej części Europy, która dzisiaj na powrót uświadamia sobie nie tylko swoją tożsamość, ale i tożsamość sąsiadów ze wschodu i zachodu, z północy i południa. Z przygranicznych terenów już dawno poznikały druty kolczaste, możemy się poczuć tak, jakbyśmy znajdowali się częściowo i po drugiej stronie.

Zapach gotowanej kapusty i zwietrzałego piwa wywiało z piwnic... „fundamenty wzleciały do góry, wierzchołki spadły na dno”.

Kto chce żyć w Europie Środkowej... powinien czytać także książki Bohumila Hrabala.

Praga, 1 marca 2003

Tomaś Mazal

Przełożył Jakub Pacześniak

TOMAS MAZAL (ur. 1956) - czeski publicysta, przyjaciel i sekretarz Hrabala, jego „nadworny fotograf” (wedle słów samego pisarza), autor książki „Spisovatel Bohumil Hrabal”, która w Czechach ukaże się jesienią 2003. Wszystkie fotografie reprodukowane na stronach 9-11 pochodzą z jego archiwum.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 17/2003

Artykuł pochodzi z dodatku „Książki w Tygodniku (17/2003)