O Jakubie Karpińskim

30.03.2003

Czyta się kilka minut

Lektura najnowszej książki Jakuba Karpińskiego „Polska po przejściach” (Wydawnictwo Uniwersytetu Marii Curie-Skłodowskiej, Lublin 2003, 257 stron dużego formatu) działa jak spacer w ogrodzie, najlepsze lekarstwo na obrzydzenie i grozę, j aką budzą kolejne odsłony sprawy Rywina. I właśnie podczas obcowania z tymi jasnymi sądami, bezbłędnymi rozumowaniami, nieskazitelnymi zdaniami polskimi nadeszła wiadomość o śmierci autora, nad ranem 22 marca.

Wyciągnąłem z półki wszystkie jego wcześniejsze książki. Niektóre, jak „Wykres gorączki. Polska pod rządami komunistycznymi”, zarówno w niedawnym kompletnym wydaniu UMCS, jak w cienkich tomach wydawanych przez Jerzego Giedroycia. W chwili, gdy otworzyłem „Taternictwo nizinne” z roku 1988, nie potrafiłem się już od tej książki oderwać. Już na stronie 14 (tekst zaczyna się od dziewiątej) uległem potrzebie odczytania żonie na głos zdań o szkole Reytana w połowie lat 50.: „nauczyciele byli dobrze wykształceni i kompetentni, wtedy zresztą wszyscy dorośli byli przedwojenni”.

Zona tymczasem znalazła w portalu internetowym „Gazety” omówienie „Wykresu gorączki” sprawiające wrażenie rzeczowego: „Trzeba mieć jednak świadomość tego, co pozostaje poza sferą zainteresowań autora. Pisze on przede wszystkim historię instytucji sprawujących władzę, a więc historię elit - opozycyjnych i partyjnych. Bardzo niewiele dowiemy się z niej o życiu codziennym w PRL, czy - jak nazywa ją Karpiński - »etnografii komunizmu«, a więc o obrzędach i obyczajach właściwych tylko tej epoce, np. o symbolice partyjnych akademii i zasadach zachowania podczas stania w kolejkach do sklepów”.

Mój Boże! Jakub Karpiński pisywał teksty o różnym stopniu ogólności: teoretyczne rozprawy z metodologii nauk społecznych - w wieku lat 24 prowadził proseminarium z tego zakresu dla II roku socjologii UW, a mając lat 27 zaczął prowadzić wykład - analizował działalność instytucji, a także konkretne konflikty, zachowując w każdym wypadku stosowne rygory. Natomiast właśnie autobiograficzne „Taternictwo nizinne” jest z pewnością najdoskonalszą książką o życiu codziennym, umysłowym i obyczajowym w PRL między rokiem 1950 a 1978, gdy autor wyjechał na Zachód, gdzie spędził prawie 30 lat.

Wprawdzie w roku 1952 nie wpuszczono go z powodu dziecinnego wyglądu na wystawę „Oto Ameryka” w warszawskim Arsenale, ale już w '55 oglądał w tym samym Arsenale głośną wystawę młodego malarstwa. Oglądał wiele. Uczeń XI klasy był dwa razy w Teatrze na Tarczyńskiej. Zapamiętał chyba wszystko. „W salach Zachęty stały głowy ważnych osób i prezentowały się postacie robotników i rewolucjonistów utrwalone w geście wskazywania drogi, zatrzymane w trakcie przemówień. Rzadko rzeźbiono w kamieniu, czas naglił. Tematy były nowe, a w kamieniu rzeźbi się długo. Mimo oficjalnego ówczesnego szacunku dla sztuki, jeszcze rzadziej przeznaczano na rzeźby metale użyteczne w przemyśle i w wojsku. Materiałem, który przeważnie przekazywał postępowe treści, był gips”.

Równie doskonale opisał uniwersytet, na którym zaczął studia w roku 1957. Wykłady filozofa Ajdukiewicza, Tatarkiewicza, obojga Ossowskich, ale także obowiązujący na pierwszym roku wykład Adama Schaffa.

Stanisław Ossowski zanotował w „Dzienniku” pod datą 18 września 1962: „Zakończyło się dziś studenckie sympozjum, w którym uczestniczyliśmy przez 5 dni. Te dni były bardziej interesujące, niż można było oczekiwać na podstawie programu, który koncentrował się wokół polskiej socjologii.

Tymczasem referaty i dyskusje wyszły poza sferę sprawozdań z polskiej socjologii, a w referatach Karpińskiego i Zagórskiego*, zwłaszcza Karpińskiego, sporo było samodzielnych pomysłów w interpretacji nurtów i tendencji”.

Pracując na uniwersytecie Jakub Karpiński podczas wakacji kierował badaniami terenowymi grup studenckich. W roku 1967 trzeba było w mieście powiatowym opracować monografię instytucji, w tym komendy MO. Kwestionariusz zawierał pytanie o personel i liczbę partyjnych. W komendzie powiedziano, że liczba personelu jest tajemnicą, ale student nie załamał się i pytał dalej ; okazało się, że nie była tajemnicą liczba partyjnych i bezpartyjnych. Bezpartyjna była sprzątaczka.

„Szkoła (również wyższa) nie zawsze jest dobrym miejscem - pisze J.K. - by zobaczyć różnorodność ludzi”. Znacznie ciekawszym miejscem wydało mu się więzienie, w którym spędził dwa lata, cztery miesiące i trzy tygodnie. Analizę socjologiczną zakładu karnego w Strzelcach Opolskich połączył z analizą ekonomiczną funkcjonowania gospodarki socjalistycznej na przykładzie Przedsiębiorstwa Wyrobów Skórzanych tamże, gdzie jako więzień wykształcony musiał odnotowywać wyniki produkcyjne dotyczące liczby cholew filcowych uszytych w ciągu każdych dwóch godzin.

Zanim znalazł się w więzieniu, miał proces. „Mój adwokat mówił na rozprawie o różnicy między tym, co obce i co wrogie. Emigracja, jego zdaniem, bywa wroga PRL, ale nie jest dla nas obca, więc przepis, który mówi o organizacji obcej, nie odnosi się do Instytutu Literackiego, wydającego miesięcznik »Kultura«. Uzupełnialiśmy się, mój obrońca mówił o polityce, ja trochę o prawie. Był to wynik wcześniej zawartego porozumienia: mecenas Szczuka spytał, czy idziemy na całego. Powiedziałem, że tak i póżniej jego również ukarano - odebrano mu pozwolenie na broń (był myśliwym), przypuszczano zapewne, że gotów jest zaczaić się z dubeltówką”.

W ciągu kilku godzin czytania „Taternictwa nizinnego” na długie chwile zdarzyło mi się zapominać o żalu i stracie.

Po raz pierwszy uległem potrzebie cytowania J.K. w roku 1971: „Przypominam sobie zdanie Jakuba, młodego uczonego, którego tak bardzo bym chciał znowu zobaczyć**: jeśli w czasie sporu pragnie się dojść do słusznego poglądu, samemu bądź wspólnie z przeciwnikiem, pożyteczne jest zajmowanie takich stanowisk, które by dały się wyrazić w zdaniach”.

Oczywiście zdaniem nie były dla niego dowolnie zestawione słowa między kropkami. Pamięć o tej propozycji każe z najgłębszą troską myśleć o dokonywanych obecnie wymianach słów i mniemań. Bardzo nam go będzie brakowało. Może jednak ci, którzy zetknęli się z nim jako nauczycielem, będą umieli podążać jego śladami.

ANDRZEJ DOBOSZ

* Krzysztof Zagórski
** Jakub Karpiński był wtedy w więzieniu

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Krytyk literacki, publicysta i były felietonista “TP". Wydał zbiory tekstów: “Pustelnik z Krakowskiego Przedmieścia" (Puls 1993) oraz “Generał w bibliotece" (WL 2001). Zagrał w “Rejsie" Marka Piwowskiego. Od lat mieszka w Paryżu, gdzie prowadzi księgarnię.

Artykuł pochodzi z numeru TP 13/2003