Nowe widnokręgi życia

Włoski watykanista Sandro Magister słusznie zauważył, że tym, co w spotkaniach z wiernymi Benedykt XVI lubi najbardziej, są spontaniczne dialogi. Uczestnicy zadają Papieżowi pytania, a on na nie z wyraźną satysfakcją i obszernie odpowiada. Zapisu tych rozmów daremnie szukać w mediach. Na telewizję są za długie. Tekst trzeba spisać z taśmy, opracować, przetłumaczyć na użytek dziennikarzy zagranicznych i kiedy ostatecznie jest gotowy, nie stanowi newsa. Tymczasem te rozmowy, przypominające nieco wywiady-rzeki z kard. Ratzingerem, przybliżają Benedykta XVI-człowieka. Poniżej, idąc w ślady wspomnianego watykanisty i naszego przyjaciela, drukujemy fragmenty dialogu Papieża z księżmi diecezji rzymskiej, który miał miejsce 2 marca 2006 r. Benedykt XVI komentował wystąpienia poszczególnych kapłanów. Pierwsza część papieskich improwizacji ukazała się w nr 21/06, druga w 22/06.

01.08.2006

Czyta się kilka minut

fot. KNA-Bild /
fot. KNA-Bild /

Czym w oczach wierzącego jest życie?

Liturgia początku Wielkiego Postu udziela nam wskazówki na temat podstawowego znaczenia tego okresu liturgicznego: jest on drogowskazem dla naszego życia. Dlatego wydaje mi się - powołam się tu na Jana Pawła II - że powinniśmy szczególnie akcentować dzisiejsze Pierwsze Czytanie [Pwt 30, 15-20]. Wielka mowa Mojżesza u progu Ziemi Świętej, po czterdziestu latach pielgrzymowania po pustyni, jest podsumowaniem całej Tory, całego Prawa. Znajdziemy tu sprawy najistotniejsze nie tylko dla ludu żydowskiego, lecz także dla nas. Przede wszystkim mamy słowo Boga: "Kładę przed wami życie i śmierć, błogosławieństwo i przekleństwo. Wybierajcie więc życie" (Pwt 30,19). To fundamentalne przesłanie Wielkiego Postu jest także podstawowym dziedzictwem wielkiego Papieża Jana Pawła II: wybierać życie. To również nasze powołanie kapłańskie: samemu wybierać życie i pomagać je wybierać innym. Chodzi o odnowienie w tym nadchodzącym czasie naszej, by tak rzec, "opcji fundamentalnej", wyboru życia.

Zaraz powstaje jednak pytanie: w jaki sposób wybiera się życie? Jak to się robi? Gdy się nad tym zastanawiałem, przyszedł mi na myśl ów wielki odwrót od chrześcijaństwa, jaki dokonał się na Zachodzie w ciągu ostatnich stu lat; spełniło się to właśnie pod szyldem wyboru życia. Friedrich Nietzsche - lecz także wielu innych - stwierdziło, że chrześcijaństwo jest przeciwko życiu: poprzez krzyż i wszystkie przykazania, te wszystkie "nie", które zamykają nam bramę życia. Ludzie chcą mieć życie i to za nim ostatecznie optują, uwalniając się od krzyża i przykazań. Chcą mieć życie w obfitości, nic innego jak życie. I natychmiast przychodzi na myśl Ewangelia: "Kto chce zachować swoje życie, straci je, a kto straci swe życie z mego powodu, ten je zachowa" (Łk 9, 24). Oto paradoks (...): nie przywłaszczając sobie życia, nie zachowując go dla siebie, tylko je ofiarowując, znów możemy je odnaleźć. Oto ostateczny sens krzyża: zamiast brać dla siebie, dawać życie.

Zgodnie idą tu ze sobą Nowy i Stary Testament. W Księdze Powtórzonego Prawa odpowiedź Boga brzmi tak: "Ja dziś nakazuję ci miłować Pana, Boga twego, i chodzić Jego drogami, pełniąc Jego polecenia, prawa i nakazy, abyś żył" (Pwt 30, 16). Na pierwszy rzut oka nie podoba nam się to; ale to właśnie jest droga: wybór życia oraz wybór Boga to ten sam wybór. Podobnie mówi Pan w Ewangelii św. Jana: "A to jest życie wieczne: aby znali Ciebie" (J 17, 3). Życie ludzkie jest relacją. Tylko w odniesieniu, a nie zamknięci w sobie samych, możemy posiadać życie. Świat, który zapomniałby o Bogu, który byłby Go pozbawiony, straciłby życie i popadł w kulturę śmierci. Wybrać życie, znaczy zatem przede wszystkim wybierać relację z Bogiem. Powstaje jednak kwestia: z jakim Bogiem? Z Bogiem, który objawił nam swoje oblicze w Chrystusie; z Bogiem, który pokonał wszelką nienawiść na krzyżu, czyli w miłości do końca. I w ten sposób - wybierając tego Boga - wybieramy życie.

Papież Jan Paweł II dał nam wielką encyklikę "Evangelium vitae". W encyklice tej - a jest to jak gdyby portret problemów kultury współczesnej, jej nadziei i niebezpieczeństw - widzialny staje się fakt, że społeczeństwo, które wyklucza Boga po to, by zachować życie, popada w kulturę śmierci. Pragnąc życia, mówi się dziecku "nie", bo zabrałoby mi jakąś jego część; i mówi się "nie" przyszłości, ażeby posiadać całą teraźniejszość; mówi się "nie" życiu, które rodzi się lub które cierpi, bowiem przybliża się do śmierci. Ta pozorna kultura życia staje się anty-kulturą śmierci, gdzie nieobecny jest Bóg: ten, który nie nakazuje, ale zwycięża nienawiść. W Nim naprawdę wybieramy życie. Wszystko jest zatem powiązane: najgłębszy wybór Chrystusa Ukrzyżowanego i najpełniejszy wybór życia już od pierwszej do ostatniej chwili.(...)

Co Kościół zamierza zrobić dla matek?

Niestety, nie mogę w tej chwili ogłosić jakiegoś wielkiego programu, który moglibyście przekazać matkom. Powiedzcie im po prostu: Papież wam dziękuje! Dziękuje wam za to, że dałyście życie i że chcecie pomagać temu rozwijającemu się życiu, i w ten sposób tworzyć ludzki świat, wnosząc własny wkład w człowieczą przyszłość. A czynicie to przecież, nie tylko przekazując życie biologiczne, ale także przekazując to, stanowi samo centrum życia, dając poznać swym dzieciom Jezusa i wprowadzając je w przyjaźń z Nim. To podstawa każdej katechezy. Trzeba zatem podziękować matkom przede wszystkim za odwagę dawania życia. I trzeba prosić je, aby dopełniły dar życia darem przyjaźni z Jezusem.

Jak osiągnąć wiarę żywą?

Przejdźmy do kolejnego pytania. Jeżeli dobrze zrozumiałem, brzmiało ono: "Jak osiągnąć wiarę naprawdę katolicką: konkretną, żywotną, skuteczną?".

Wiara jest darem. A zatem warunek pierwszy: pozwolić ją sobie dać i nie być samowystarczalnym, nie robić wszystkiego samemu (co nie jest zresztą możliwe), lecz otworzyć się ze świadomością, że to Pan obdarza nas naprawdę. Wydaje mi się, że ów gest otwarcia jest pierwszym gestem modlitwy: bycia otwartym na obecność Pana, otwartym na jego dar. Jest to także pierwszy krok w przyjmowaniu czegoś, czego nie możemy samodzielnie stworzyć, ani sami z siebie posiadać. Ów gest modlitwy - daj mi wiarę, Panie! - spełniany być musi całą naszą istotą.(...) Tutaj wydaje mi się ważne podkreślić ów moment zasadniczy: nikt nie wierzy jedynie sam z siebie. Wierzymy w Kościele i z całym Kościołem. Wiara jest zawsze aktem, który dzieli się z innymi, dając włączyć się we wspólnotę: drogi i życia, słowa i myślenia. Nie "tworzymy" wiary w tym znaczeniu, że to przede wszystkim Bóg ją daje. Lecz i nie "tworzymy" jej w znaczeniu, że nie może zostać przez nas wymyślona. Musimy dać się wrzucić we wspólnotę wiary i Kościoła. Wiara jest uczestniczeniem w tej wielkiej pewności, obecnej w żywym Kościele. I tylko w ten sposób możemy także zrozumieć Pismo Święte w wielości jego odczytań narosłych w ciągu tysiącleci. Jest ono Pismem, ponieważ jest żywiołem, ekspresją jednego podmiotu, który w całym swym pielgrzymowaniu jest zawsze tym samym Ludem Bożym. Naturalnie nie mówi on sam, ale stworzony przez Boga - "natchniony" - przyjmuje, tłumaczy i przekazuje dalej słowo. Ta synergia jest niezmiernie ważna.(...)

A zatem element pierwszy to Boży dar, a drugim jest współuczestnictwo w wierze ludu pielgrzymującego, komunikacja w Kościele przyjmującym Słowo Boże, czyli Ciało Chrystusa ożywiane przez żyjący, boski Logos. Musimy pogłębiać z każdym dniem naszą wspólnotę z Kościołem i w ten sposób więź ze Słowem Bożym. Nie są to rzeczy sprzeczne, tak więc rzec mógłbym: im bardziej żyję dla jego Kościoła, tym bardziej jestem dla Słowa. Tylko razem można trwać w Kościele i w ten sposób żyć Słowem Bożym, które jest całą jego siłą. A ten, kto żyje Słowem Bożym, żyć może nim tylko dlatego, że jest ono żywe i żywotne w Świętym Kościele żyjącym.(...)

Jakie zadania ma Kościół wobec rodziny?

Podczas wizyt ad limina wciąż rozmawiam z biskupami o rodzinie, na różne sposoby zagrożonej w świecie. W Afryce z trudem znajduje się przejście od mariage coutumier do mariage religieux (od małżeństwa zwyczajowego do sakramentalnego); podczas gdy tu, na Zachodzie, istnieje lęk przed dzieckiem, które odbierze nam coś z życia, tam przeciwnie - dopóki ktoś nie stwierdzi, że żona mieć będzie dzieci, dopóty nie ośmieli się na małżeństwo. Dlatego liczba ślubów kościelnych pozostaje relatywnie niska i nawet wielu chrześcijan, z najlepszą wolą bycia "dobrymi" chrześcijanami, nie robi tego ostatniego kroku.

Małżeństwo - z innych powodów - zagrożone jest także w Ameryce Łacińskiej i, jak wiemy, poważnie zagrożone na Zachodzie. Jako Kościół powinniśmy tym bardziej pomagać rodzinom, podstawowym komórkom zdrowego społeczeństwa. Tylko tak może wytworzyć się w rodzinie wspólnota pokoleń, w której pamięć o przeszłości żyje wciąż w chwili obecnej, a potem otwiera się na przyszłość. W ten sposób życie nadal trwa, rozwija się i idzie naprzód. Nie jest możliwy prawdziwy postęp bez owej ciągłości i bez elementu religii. Bez zaufania Bogu, Chrystusowi, który daje nam zdolność do wiary i życia, rodzina nie może przetrwać. Jedynie wiara w Chrystusa i udział w wierze Kościoła ocali rodzinę, z drugiej strony zaś jedynie pod warunkiem, że rodzina zostanie ocalona, i Kościół będzie mógł żyć. Nie mam teraz recepty, jak to zrobić. Musimy jednakże o tym wciąż pamiętać. Dlatego winniśmy czynić wszystko, co wspiera rodzinę: prowadzić kółka rodzinne i katechezy dla rodzin, uczyć modlitwy w rodzinie. To wydaje mi się bardzo ważne: gdzie ludzie się modlą razem, tam czynią obecnym Pana i tę siłę, która skruszyć może "sklerokardię" - twardość serca, stanowiącą według Pana prawdziwą przyczynę rozwodu. I nic innego jak tylko obecność samego Boga pomoże nam żyć prawdziwie, jak chciał tego dla nas od początku Stwórca, a co odnowił potem Odkupiciel.

Jakie jest miejsce kobiety w Kościele?

Odpowiem teraz wikariuszowi z San Girolamo - widzę, że jest jeszcze bardzo młody - który mówi nam o tym, jak dużo w Kościele robią kobiety, i to także dla kapłanów. Mogę jedynie podkreślić, że w pierwszym Kanonie Rzymskim zawsze robiła na mnie wielkie wrażenie specjalna modlitwa dla księży: Nobis quoque peccatoribus. Tam właśnie - w tej pełnej realizmu pokorze kapłanów - prosimy Pana, prawdziwie jako grzesznicy, by pomógł nam być jego sługami. W tej modlitwie kapłańskiej, i tak naprawdę tylko w tej, pojawia się siedem kobiet otaczających duchownego. Jawią się one właśnie jako kobiety wierzące, wspierające nas na naszej drodze. Każdy pewnie tego doświadczył. Kościół ma wielki dług wdzięczności wobec kobiet. I słusznie ksiądz podkreślał, że kobiety robią wiele na poziomie charyzmatycznym i, ośmieliłbym się powiedzieć, dla panowania Chrystusa; począwszy od krewnych, rodzeństwa wielkich Ojców Kościoła, jak na przykład siostra św. Ambrożego, przez wielkie kobiety średniowiecza - jak św. Hildegrada i św. Katarzyna ze Sieny - po św. Teresę z Avila, a w końcu Matkę Teresę. Oczywiście ów "sektor charyzmatyczny" różni się od "sektora urzędowego" w ścisłym znaczeniu tego słowa, jest jednak prawdziwym i głębokim udziałem w kierowaniu Kościołem. Jak można by sobie wyobrazić dzieje Kościoła bez tej ręki, co się tak często staje widzialna, gdy na przykład św. Hildegarda krytykuje biskupów albo gdy św. Brygida i Katarzyna ze Sieny karcą papieży i w końcu doprowadzają do ich powrotu do Rzymu? To ważny czynnik, bez którego Kościół nie może żyć. A jednak słusznie ksiądz mówi: chcemy ujrzeć, jak formalnie kobiety stają się bardziej widoczne w kierowaniu Kościołem. Zaznaczmy tu, że posługa kapłańska, jak wiemy, jest przez Pana zastrzeżona dla mężczyzn. Posługa kapłańska jest kierownictwem w sensie głębokim, ostatecznie bowiem to Sakrament jest tym, co rządzi Kościołem. Oto punkt decydujący. To nie sam człowiek kieruje, ale kapłan wierny swej posłudze, w tym sensie, że poprzez sprawowane przezeń sakramenty - Eucharystię i inne - sam Chrystus ma rząd ostateczny. Słusznie jest jednak pytać, czy także w ministranturze - mimo że Sakrament i charyzmat są jedynym torem, gdzie urzeczywistnia się Kościół - nie można dać więcej przestrzeni i jeszcze więcej stanowisk o dużej odpowiedzialności kobietom.(...)

Co Kościół powinien robić dla młodzieży?

Jak wiele ksiądz z Papieskiej Akademii powiedział nam na temat problemów młodzieży, o tym, jak bardzo jest samotna i niezrozumiana przez dorosłych. Interesujące, że ta sama młodzież, która szuka na dyskotekach jak najściślejszej bliskości, tak naprawdę cierpi na samotność i wielkie niezrozumienie. Zdaje mi się być to w pewnym sensie konsekwencją faktu, że ojcowie, jak zostało to już powiedziane, w większości są nieobecni przy kształtowaniu rodziny. A w wielu przypadkach matki również muszą dziś pracować poza domem. Wspólnota domu jest więc bardzo krucha. Każdy żyje w swoim własnym świecie: są to wyspy myśli i uczucia, które się ze sobą nie łączą. Wielkim problemem obecnego czasu - kiedy każdy, kto chce mieć życie tylko dla siebie, traci je, izolując się i odpychając od siebie innych - jest odnalezienie na nowo owej głębokiej wspólnoty, jaka może wyłonić się ostatecznie tylko z głębi wspólnej wszystkim duszom, z jednoczącej wszystkich Bożej obecności. Wydaje mi się, że warunkiem jest przezwyciężenie samotności, a także dzielącego nas niezrozumienia, bo również to ostatnie spowodowane jest przez fakt, że dzisiejsza myśl stała się niespójna, osobna i fragmentaryczna. Każdy szuka swojego sposobu życia i myślenia, i nie ma komunikacji w jakiejś jednej i głębokiej wizji życia. Młodzież czuje się wrzucona w całkiem nowe widnokręgi, w których nieobecne jest nawet poprzednie pokolenie, ponieważ brakuje ciągłości wizji świata, pochwyconego w coraz szybszy łańcuch różnych nowych wynalazków. Przez ostatnie dziesięć lat dokonały się wielkie zmiany, jakich nie znano w przeszłości i w ciągu całego wieku. W ten sposób naprawdę oddzieliły się od siebie światy różnych pokoleń. Myślę o mojej młodości i tej - jeśli tak mogę rzec - niewinności, w jakiej wówczas żyliśmy, w społeczeństwie bardziej rolniczym, w porównaniu z dzisiejszym. Widzimy, jak świat przekształca się coraz szybciej, a poprzez wszystkie te zmiany coraz bardziej się rozpada. Dlatego w momencie tej zmiany i przeobrażenia ważniejszy niż dotąd staje się element stałości. Pamiętam, jak dyskutowano nad konstytucją soborową "Gaudium et spes". Z jednej strony doceniono novum: Kościół mówił "tak" nowej epoce wraz z jej innowacjami, natomiast "nie" dotychczasowemu romantyzmowi przeszłości - "nie" słuszne i konieczne. Potem jednakże Ojcowie Soborowi - i jest dowód na to także w tekście - powiedzieli, że oprócz gotowości do podążania naprzód i porzucania drogich niegdyś nam rzeczy, jest coś, co przecież się nie zmienia, bowiem nie zmienia się człowieczeństwo, nasza istotowość i istotność. Człowiek nie jest tylko historyczny. Absolutyzacja historyzmu, w sensie poglądu, że człowiek to zawsze i tylko produkt swego czasu, bynajmniej nie jest słuszna ani prawdziwa.(...)

Kapelani szpitalni - służba czy zesłanie?

Dziękuję za pozdrowienie, które przychodzi ze szpitali. Przyznaję, że nie znałem tej mentalności, wedle której kapłan służy w szpitalu dlatego, że zrobił coś złego... Zawsze myślałem, że podstawową powinnością każdego księdza jest służenie chorym i cierpiącym, skoro Pan przyszedł przede wszystkim, ażeby być tu z chorymi, by dzielić nasze cierpienia i żeby nas z nich uzdrawiać. Przy okazji wizyt "ad limina" zawsze mówię biskupom afrykańskim, że dwa podstawowe filary naszego trudu to z jednej strony edukacja, z drugiej leczenie.

Najistotniejszą i główną funkcją Kościoła jest zatem służenie poprzez leczenie. I właśnie w krajach Afryki to się urzeczywistnia: Kościół oferuje leczenie za pośrednictwem ludzi służących swą opieką chorym i pomagających im zdrowieć zarówno na ciele, jak i duszy. Wydaje mi się, że winniśmy widzieć w Panu wzór kapłana, który uzdrawia, pomaga, opiekuje się i towarzyszy nam w drodze ku wyzdrowieniu. To fundament zaangażowania Kościoła; główna forma miłości, a zatem istotny wyraz wiary. I w konsekwencji to także centralny punkt kapłaństwa.

Czy Bóg wie o schizmie?

Odpowiem teraz wikariuszowi parafii świętych Patronów Italii, który mówił o dialogu ekumenicznym, szczególnie z prawosławnymi. W obecnej sytuacji światowej obserwujemy, że dialog, na wszystkich poziomach, jest rzeczą fundamentalną. A jeszcze ważniejsze jest, by chrześcijanie nie byli zamknięci w swym własnym gronie, lecz pozostawali otwarci. Widzę, że we wzajemnych stosunkach katolików i prawosławnych relacje osobiste są naprawdę czymś istotnym. Gdy idzie o sprawy doktrynalne, zgodni jesteśmy co do większej części fundamentów, lecz w teorii trudno jest czynić postępy. Zbliżanie się do siebie w komunii eucharystycznej i we wspólnym doświadczeniu żywej wiary - oto sposób, by wzajemnie się rozpoznać jako dzieci Boga i uczniowie Chrystusa.

To podstawowe doświadczenie i wydaje mi się, że przekonania części mnichów z góry Athos, przeciwne ekumenizmowi, wynikają także z tego, że zabrakło gdzieś owego doświadczenia wzajemnej obecności, obserwacji, kontaktu. Przekonania, że także ów inny należy do Chrystusa, należy do tej samej z Nim wspólnoty spełnianej w Eucharystii. Jest to zatem rzeczą wielkiej wagi, by znosić cierpliwie istniejącą separację. Św. Paweł powiada, że podziały są konieczne na pewien czas i Pan wie dlaczego. W jakim celu? Jako próba dla nas lub ćwiczenie pozwalające nam dojrzewać albo stać się bardziej pokornymi. Jednocześnie powinniśmy jednak dążyć ku jedności - a samo zmierzanie ku niej jest pewną formą tej jedności.(...) Takie jest moje doświadczenie od pięćdziesięciu prawie już lat: doświadczenie uczenia się co dzień, że ostatecznie żyjemy tą samą wiarą i w tej samej sukcesji apostolskiej, mamy takie same sakramenty i wielką tradycję modlitwy; piękna jest ta różnorodność, owa wielość kultur religijnych, kultur wiary.

***

Ksiądz z Wikariatu Rzymu zakończył swą wypowiedź słowem, które odpowiada mi tak całkowicie, że ja także mogę nim zakończyć: stawajmy się bardziej prości. Zdaje mi się, że to piękny program. Spróbujmy wprowadzić go w czyn i bądźmy w ten sposób wciąż bardziej otwarci na Pana i ludzi. Dziękuję!

Przeł. Agnieszka Kuciak

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 32/2006