Jak rozpoznać Boga

Włoski watykanista Sandro Magister słusznie zauważył, że tym, co w spotkaniach z wiernymi Benedykt XVI lubi najbardziej, są spontaniczne dialogi. Uczestnicy zadają Papieżowi pytania, a on na nie z wyraźną satysfakcją i obszernie odpowiada. Zapisu tych rozmów daremnie szukać w mediach. Na telewizję są za długie. Tekst trzeba spisać z taśmy, opracować, przetłumaczyć na użytek dziennikarzy zagranicznych i kiedy ostatecznie jest gotowy, nie stanowi newsa. Tymczasem te rozmowy, przypominające nieco wywiady-rzeki z kard. Ratzingerem, przybliżają Benedykta XVI-człowieka. Poniżej, idąc w ślady wspomnianego watykanisty i naszego przyjaciela, drukujemy fragmenty dialogu Papieża z młodzieżą, do którego doszło na Placu św. Piotra 6 kwietnia 2006 r. Fragmenty kolejnych dialogów zamieścimy w następnych numerach./Ks. Adam Boniecki.

15.05.2006

Czyta się kilka minut

Fot. KNA-Bild /
Fot. KNA-Bild /

O czytaniu Biblii

Przede wszystkim należy powiedzieć, że powinno się czytać Pismo Święte nie jak jakąkolwiek książkę historyczną, tak jak czytamy np. Homera, Owidiusza, Horacego. Trzeba czytać je naprawdę jako Słowo Boże, to znaczy włączając się w rozmowę z Bogiem. Powinno się najpierw pomodlić, porozmawiać z Panem: "Otwórz mi drzwi". Jakże często św. Augustyn powiada w swoich homiliach: "Pukałem do drzwi Słowa, ażeby odnaleźć w końcu to, co Pan zapragnął mi powiedzieć". (...)

Po drugie: Pismo Święte wprowadza we wspólnotę z Bożą rodziną. A zatem nie można czytać go samotnie. Oczywiście, pozostaje zawsze ważne, aby czytać Biblię w sposób bardzo osobisty, w osobistej rozmowie z Bogiem, ale jednocześnie jest ważne, aby czytać ją w towarzystwie osób, z którymi się ma do czynienia. Pozwólmy sobie pomóc wielkim mistrzom lectio divina. Posiadamy np. wiele pięknych książek kard. Martiniego, prawdziwego mistrza lectio divina, który pomaga wejść w głębię Pisma Świętego. (...)

Po trzecie: jeśli ważne jest czytanie Pisma Świętego z pomocą mistrzów, w towarzystwie przyjaciół i towarzyszy drogi, to jest również ważne czytanie go w wielkiej wspólnocie pielgrzymującego Ludu Bożego, to znaczy w Kościele. Pismo Święte ma dwa tematy. Przede wszystkim jest nim sam Bóg, który mówi. Bóg jednak zechciał uwikłać również człowieka w swoje Słowo. Podczas gdy muzułmanie przekonani są, że Koran natchniony został dosłownie przez Boga, my wierzymy, że dla Pisma Świętego charakterystyczna jest - jak mówią teolodzy - pewna "synergia", czyli współpraca Boga i człowieka. On splątał swój Lud ze swoim Słowem i w ten sposób drugi temat - pierwszym tematem, jak rzekłem, był Bóg - jest ludzki. Istnieją poszczególni pisarze, ale istnieje także ciągłość pewnego stałego tematu: Ludu Bożego, który wędruje ze Słowem Bożym i stale z Bogiem rozmawia. Słuchając Boga, uczy się słuchać Słowa Bożego, a potem także je wyjaśniać. A w ten sposób Słowo Boże jest wciąż żywe i takie samo w przeciągu tysiącleci: jest to wciąż ten sam żywy temat, w którym żyje Słowo.

Tak też można wytłumaczyć wiele struktur Pisma Świętego, przede wszystkim tak zwaną "lekturę powtórną". Stary tekst zostaje powtórnie odczytany w innej książce, powiedzmy sto lat później, i dopiero wtedy zostaje zrozumiane do głębi to, czego nie dostrzegano wcześniej, nawet jeśli zawarte już to było w poprzednim tekście. I zostaje raz jeszcze odczytany jakiś czas później, i znowu zrozumiane zostają inne aspekty i inne wymiary Słowa. Tak oto w tym nieustannym procesie powtórnego odczytywania i wielokrotnego pisania, w kontekście głębokiej ciągłości, powstało w czasach oczekiwania Pismo Święte. Aż wreszcie z nadejściem Chrystusa i doświadczeniami apostołów Słowo stało się już ostateczne, tak że nie może być już więcej pisania na nowo, pozostają jednak nadal niezbędne nowe pogłębienia naszego pojmowania. Rzekł Pan: "Duch Święty wprowadzi was na taką głębię, której teraz nie możecie odczuć". (...)

Myślę, że powinniśmy nauczyć się trzech rzeczy: czytania w osobistej rozmowie z Panem; czytania w obecności mistrzów, posiadających doświadczenie w wierze; czytania w wielkiej wspólnocie Kościoła, w którego liturgii te wydarzenia stają się wciąż na nowo obecne, tak abyśmy krok po kroku wchodzili coraz głębiej w Pismo Święte, w którym naprawdę i dzisiaj rozmawia z nami sam Bóg.

O ustanowieniu małżeństwa

Było dla mnie czymś bardzo pięknym odkrycie, że już na pierwszych stronach Pisma Świętego, zaraz po opowieści o stworzeniu człowieka, znajdujemy definicję miłości i małżeństwa. Święty autor mówi nam, że: "Mężczyzna opuszcza ojca swego i matkę swoją i łączy się ze swą żoną tak ściśle, że stają się jednym ciałem". Jesteśmy u początku i już dane nam jest proroctwo o tym, czym jest małżeństwo, a jego definicja pozostaje identyczna także w Nowym Testamencie. (...)

Wyjaśniając to znajdujące się na początku Pisma Świętego stwierdzenie, teologowie średniowieczni powiedzieli, że spośród wszystkich siedmiu sakramentów małżeństwo jest pierwszym ustanowionym przez Boga, skoro zostało powołane do istnienia już od chwili stworzenia, w raju, u początku historii i przed całą ludzką historią. (...) Dlatego sakrament małżeństwa nie jest wymysłem Kościoła, jest naprawdę stworzony równocześnie z człowiekiem jako takim.

Prawdą jest, że człowiek upadł i został wygnany z raju, lub - mówiąc bardziej nowocześnie - prawdą jest, że wszystkie kultury pozostają skażone grzechem, błędami człowieka w historii i że przez to początkowy, wpisany w naszą naturę zamysł wydaje się zaciemniony. (...) Jednocześnie jednak, gdy obserwujemy różne kultury, całą historię kulturalną ludzkości, stwierdzamy także, że człowiek nie mógł nigdy całkowicie zapomnieć owego zamysłu, istniejącego w głębi jego jestestwa. W pewnym sensie wiedział on zawsze, że inne formy relacji pomiędzy mężczyzną i kobietą nie odpowiadają naprawdę pierwotnemu planowi co do jego istnienia. I tak w wielu kulturach, przede wszystkim w wielkich kulturach, dostrzegamy, że orientują się one zawsze ku tej właśnie rzeczywistości, monogamii, byciu mężczyzny i kobiety jednym ciałem. (...)

Pan, który mówił o tym w języku proroków Izraela, wzmiankując o przyzwoleniu na rozwód udzielonym ze strony Mojżesza, wyraził się w taki sposób: Mojżesz przyzwolił na to "z powodu zatwardziałości waszego serca". Serce po grzechu stało się "twarde", nie było to jednak zamysłem Stwórcy i prorocy coraz wyraźniej nalegali na pierwotny zamysł. Dla odnowienia człowieka Pan (...) mówił przez Ezechiela, że aby żyć tym powołaniem, potrzeba nam nowego serca; że zamiast serca z kamienia potrzebujemy serca z ciała, serca prawdziwie ludzkiego. W sakramencie chrztu i poprzez wiarę Pan "przeszczepia" w nas to nowe serce. Nie jest to przeszczep fizyczny, ale zapewne moglibyśmy posłużyć się właśnie owym medycznym porównaniem: po dokonaniu przeszczepu konieczne jest, aby organizm poddany został pewnej kuracji, by miał niezbędne lekarstwa, ażeby mógł żyć z nowym sercem tak, by stało się jego "własnym sercem", a nie "sercem kogoś innego". Tym bardziej w "przeszczepie duchowym" - w którym Pan wszczepia nam nowe serce, serce otwarte na Stwórcę i wołanie Boga - niezbędne są, ażeby móc z nim żyć, pewne odpowiednie kuracje, trzeba uciec się do stosownych lekarstw, aby stało się naprawdę "naszym sercem". Żyjąc w ten sposób we wspólnocie z Chrystusem i jego Kościołem, nowe serce staje się naprawdę "naszym sercem" i czyni możliwym małżeństwo. Miłość wyłączna pomiędzy mężczyzną a kobietą i zaplanowane przez Stwórcę życie we dwoje stają się znowu możliwe, nawet jeśli klimat naszego świata tak bardzo czyni je trudnymi, aż wydaje się, że niemożebnymi. (...)

Na samym końcu dodałbym: wszyscy wiemy, że w pracy czy w sporcie, ażeby osiągnąć cel, trzeba wiele dyscypliny i wyrzeczeń, jednakże potem to wszystko zwieńczone zostaje sukcesem. Takie jest także samo życie: stawanie się w pełni człowiekiem według zamysłu Jezusa wymaga wielu wyrzeczeń; nie są one jednak niczym złym, a przeciwnie: pomagają żyć z nowym sercem, życiem naprawdę człowieczym, a jednocześnie szczęśliwym. A ponieważ istnieje kultura konsumpcyjna, która pragnie przeszkadzać nam w próbach życia wedle zamysłu Stwórcy, powinniśmy mieć odwagę tworzenia wysp, oaz, a nawet wielkich obszarów kultury katolickiej, w których przeżywałoby się zamysł Stwórcy.

O nieznośności świata bez Boga

Wszyscy zadajemy sobie pytanie, czego oczekuje od nas Pan. Wydaje mi się, że wielkim wyzwaniem naszego czasu - i tak mówią mi także biskupi przybywający ad limina, z Afryki na przykład - jest sekularyzm: czyli taki sposób przeżywania i przedstawiania świata; si Deus non daretur, to znaczy tak, jakby Bóg nie istniał. Pragnie się sprowadzić Boga do prywatności, do osobistego uczucia, tak jakby nie był On żadną obiektywną rzeczywistością, i w ten sposób każdy tworzy sobie swój własny osobny projekt egzystencji (...) i w końcu jeden staje przeciwko drugiemu. Sytuacja, jak widać, stanowczo nie do zniesienia. Musimy sprawić, aby Bóg stał się na nowo obecny w naszym społeczeństwie. Wydaje mi się to pierwszą potrzebą: aby Bóg był na nowo obecny w naszym życiu, abyśmy nie żyli już tak, jakbyśmy byli niezależni, upoważnieni do wymyślania na własną rekę, czym jest wolność i czym jest życie. Powinniśmy przyjąć do wiadomości, że zostaliśmy stworzeni, i uznać, że Bóg nas stworzył, a także iż znajdowanie się w Jego woli nie jest bynajmniej zależnością, lecz pewnym darem miłości, dzięki któremu żyjemy. (...)

Jaki jednakże jest Bóg? Rzeczywiście, wiele jest fałszywych obrazów Boga, np. Bóg gwałtowny, pełen przemocy itp. Drugą kwestią pozostaje zatem: rozpoznać owego Boga ukazującego nam swoje oblicze w Jezusie, który cierpiał za nas i ukochał nas aż do śmierci, i w ten sposób zwyciężył wszelką przemoc. Należy uczynić obecnym, przede wszystkim w naszym życiu, owego Boga żywego: tego Boga, który nie jest jakimś nieznajomym lub jakimś Bogiem zmyślonym, albo Bogiem tylko pomyślanym, lecz Bogiem, który się ukazał, ukazał siebie samego i swoje oblicze. Jedynie w ten sposób nasze życie stanie się prawdziwe i autentycznie człowiecze, a kryteria prawdziwego humanizmu - obecne w naszym społeczeństwie. Także tutaj ważne pozostaje to, co rzekłem w odpowiedzi pierwszej: że w budowaniu tego życia, prawego i sprawiedliwego, nie możemy nigdy być samotni, lecz powinniśmy podążać w kompanii uczciwych i prawych przyjaciół, z jakimi możemy doświadczyć, że jest Bóg, i pięknie z Nim iść. I kroczyć naprzód w wielkiej wspólnocie Kościoła, który uobecnia nam przez wieki obecność owego Boga, który mówi i który działa, i który nam towarzyszy.

O powołaniu młodego Ratzingera

Dorastałem w świecie bardzo różnym od dzisiejszego, lecz sytuacje w końcu są podobne. Z jednej strony normalne było chodzenie do kościoła, przyjmowanie wiary jako objawienia Boga i staranie się, by żyć zgodnie z objawieniem. Z drugiej strony panował reżim nazistowski, który wołał głośno: "W nowych Niemczech nie będzie już kapłanów i nie będzie życia zakonnego, nie trzeba nam już tych ludzi; szukajcie innego zawodu". A jednak właśnie słysząc te donośne głosy, w obliczu brutalności tego systemu o nieludzkim obliczu, zrozumiałem, że - przeciwnie - bardzo potrzeba teraz księży. Ów kontrast i oglądanie tej nieludzkiej kultury utwierdziły mnie w przekonaniu, że Pan, Ewangelia i wiara ukazały nam drogę słuszną i że trzeba dołożyć wszelkich starań, ażeby ta droga przetrwała. W tej sytuacji powołanie do kapłaństwa rozwijało się wraz ze mną, tak jak rosłem, prawie naturalnie i bez wielkich sensacji nawrócenia.

Ponadto dwie jeszcze rzeczy pomogły mi na tej drodze: już jako dziecko, wspierany przez moich rodziców i proboszcza, odkryłem piękno liturgii i kochałem ją potem coraz bardziej, gdyż czułem, że to właśnie w niej objawia się nam piękno Boże i otwiera się przed nami niebo. Drugim czynnikiem stało się odkrycie piękna poznania, poznania Boga i Pisma Świętego, dzięki któremu wejść można w tę wielką przygodę dialogu z Bogiem, jaką jest teologia. Wielką radością było przyłączyć się do tej pracy tysiącletniej teologii i do celebrowania tej liturgii, w której Bóg jest z nami i świętuje.

Oczywiście nie zabrakło też trudności. Pytałem samego siebie, czy też naprawdę posiadam zdolność trwania całe życie w celibacie. Będąc człowiekiem o formacji teoretycznej, a nie praktycznej, wiedziałem, że nie wystarcza miłować teologię, ażeby być dobrym kapłanem; że konieczne jest być otwartym na młodzież, na ludzi starych, chorych, biednych; i że trzeba być z prostymi prostym. Teologia jest piękna, niezbędna jest jednak także prostota słowa i chrześcijańskiego życia. Pytałem więc samego siebie: czy będę w stanie żyć tym wszystkim, nie stając się jednostronnym, będąc jedynie teologiem? Wszelako pomógł mi Pan, a przede wszystkim kompania przyjaciół, dobrych kapłanów i mistrzów.

Myślę, że ważne jest, by w naszej drodze być uważnym na gesty Pana. On przemawia do nas poprzez wydarzenia, poprzez spotkania i osoby: trzeba być uważnym na to wszystko. (...) Życie może się udać tylko wtedy, jeśli będziemy mieć odwagę przyjęcia przygody oraz ufność, że Pan nigdy nie zostawi nas samych, że nam będzie towarzyszył i pomagał.

O inteligentnym zamyśle wszechświata

Wielki Galileusz powiedział, że Bóg napisał księgę natury w formie języka matematycznego. Był przekonany, że Bóg dał nam właściwie dwie księgi: księgi Pisma Świętego i natury. A językiem natury - jak sądził - jest właśnie matematyka, więc to ona jest językiem Boga, mową Stwórcy.

Zastanówmy się teraz przez chwilę nad tym, czym jest matematyka. Sama w sobie jest ona pewnym abstrakcyjnym systemem, wymysłem ducha ludzkiego, który skądinąd jako taki w swojej czystości nie istnieje. Urzeczywistniany jest zawsze w przybliżeniu, ale - właśnie jako taki - jest systemem intelektualnym, pewnym wielkim i genialnym wynalazkiem ducha ludzkiego. Jest rzeczą zaskakującą, że ten wynalazek naszego ludzkiego umysłu jest naprawdę kluczem do zrozumienia natury, że natura jest naprawdę skonstruowana w sposób matematyczny i że nasza matematyka, wymyślona przez naszego ducha, naprawdę stała się narzędziem pozwalającym współpracować nam z naturą i czynić ją sobie poddaną za pośrednictwem techniki.

Wydaje mi się czymś niemal niewiarygodnym, że pomiędzy jakimś wymysłem ludzkiego intelektu i samą strukturą wszechświata istnieje koincydencja: ta wymyślona przez nas matematyka daje nam naprawdę dostęp do natury całego wszechświata i sprawia, że mamy zeń pożytek. (...) Myślę, że owa odpowiedniość między tym, co wymyśliliśmy, a kształtem, w jakim się spełnia i zachowuje natura, jest zagadką i wielkim wyzwaniem, gdyż widzimy, że to w końcu jakiś "rozum" jest tym, co łączy obie rzeczy: nasz rozum nie mógłby nigdy odkryć owej drugiej, gdyby nie było jakiegoś rozumu gdzieś ponad nimi obydwoma.

W tym sensie wydaje mi się właśnie, że matematyka - w której sam Bóg jako taki nie może się przecież objawić - ukazuje nam inteligentną strukturę wszechświata. Obecnie istnieją także różne teorie chaosu, są jednak ograniczone, bo gdyby chaos przeważył, niemożliwa stałaby się technika. Możemy polegać na technice tylko dlatego, że niezawodna jest nasza matematyka. Nauka, która umożliwia w końcu pracę dzięki energiom natury, zakłada strukturę niezawodną i inteligentną materii, (...) zakłada "zamysł" stworzenia.

Dochodząc do tej ostatecznej kwestii, rzekłbym: Bóg jest albo Go nie ma. Istnieją tylko dwie opcje. Albo uznaje się prymat rozumu, Rozumu stwarzającego, który jest u początku wszystkiego i stanowi jego zasadę (prymat rozumu jest także prymatem wolności), albo przyjmuje się prymat irracjonalności, przez co to wszystko, co działa na naszej ziemi i w naszym życiu, staje się czymś tylko przypadkowym, marginalnym i irracjonalnym, a także nawet sam rozum jest tworem tej nierozumności. Nie sposób "udowodnić" ostatecznie żadnego z obu projektów, ale wielka opcja chrześcijaństwa jest opcją na racjonalność i prymat rozumu. Najlepszym wyborem wydaje mi się ten, który ukazuje nam, że poza tym wszystkim jest wielka Inteligencja, której możemy się powierzyć.

Prawdziwym jednak problemem, który staje dziś przeciwko wierze, wydaje mi się zło świata: pyta się nas, jak można je pogodzić z rozumnością Stwórcy. I tutaj trzeba nam naprawdę tego Boga, który stał się ciałem i pokazał, że nie jest tylko rozumem matematycznym; lecz że ten pierwotny rozum jest także miłością. Jeśli patrzymy na te wielkie opcje, opcja chrześcijańska jest także dziś tą bardziej rozumną i ludzką. To dlatego właśnie możemy tworzyć z ufnością filozofię i wizję świata opartą na prymacie rozumu i wierze, że ów Rozum stwórczy jest miłością i że miłość ta jest właśnie Bogiem.

Przeł. Agnieszka Kuciak

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 21/2006

Podobne artykuły